MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Ograbianie zwłok to i grzech i przestępstwo. Oto hiena, bez obrazy

Dorota Abramowicz
Fot. R.Kwiatek
Fot. R.Kwiatek
Ograbianie zwłok to nie tylko grzech, ale także przestępstwo. Za "zwykłą" kradzież grozi maksymalna kara do 5 lat pozbawienia wolności, a za ograbianie zwłok już do 8 lat.

Ograbianie zwłok to nie tylko grzech, ale także przestępstwo. Za "zwykłą" kradzież grozi maksymalna kara do 5 lat pozbawienia wolności, a za ograbianie zwłok już do 8 lat. Samo zniszczenie nagrobków może zakończyć się dwuletnią karą więzienia.
***

Na ostatnim zdjęciu, zrobionym pięć minut przed zawaleniem katowickiej hali, na palcu Kazimierza Radtke błyszczy złoty sygnet. Radtke, 57-letni Kaszuba z Żelistrzewa, był jedną z 65 ofiar katastrofy.
- Przywieziono go do domu bez sygnetu - mówi żona Brygida. - Nie mam pojęcia, czy sygnet był drogi, czy nie. Wiem tylko, że od lat mąż się z nim nie rozstawał.

Andrzej Marko tuż przed tragedią rozmawiał z Grzegorzem Ogórkiem. Grzegorz zarobił w Anglii pieniądze, wiózł je dla swojej mamy. Wymienił u Andrzeja Marko 120 funtów brytyjskich. Po 5,50 złotych za funt. Razem miał przy sobie 900 złotych.
Po śmierci Grzegorza matce oddano portfel z zawartością. Było tam 80 złotych.
- Złożyłem na policji doniesienie o zaginięciu pieniędzy - twierdzi Andrzej Marko. - I swoich, i Grzegorza. Nie odzyskałem marynarki, w której było moje 1500 złotych oraz kurtki, gdzie osobno trzymałem 200 funtów i 600 złotych, które na prośbę Grześka miałem oddać jego mamie.

Doniesienie złożyli także przedstawiciele belgijskich firm Bricon i Bayers, produkujących odżywki i sprzęt dla hodowców gołębi. Miało im zginąć około 60 tysięcy euro.
O kradzieży szeroko informowała belgijska prasa. Pojawiły się nagłówki o bezdusznych, polskich hienach. Ratownicy ze Śląska byli oburzeni, twierdząc, że narażali życie ratując, a nie rabując ludzi.
Pieniądze Belgów zostały odnalezione w ostatni poniedziałek.
- Oddaliśmy przedstawicielowi Belgów 110 tysięcy złotych - mówi podinsp. Andrzej Gąska, rzecznik śląskiej policji. - Podczas odgruzowania natrafiliśmy także na 30 tysięcy złotych należące do mieszkańca Głowna. W naszym depozycie znajduje się jeszcze około 150 tysięcy złotych oraz ogromna ilość drogiego sprzętu, m.in laptopy, palmtopy, telewizory, a także biżuteria i karty kredytowe. Liczymy na to, że zgłoszą się do nas bliscy ofiar, bo nadal odnajdujemy kolejne przedmioty.

To optymistyczne. Podinsp. Gąska nie wyklucza jednak, że podczas katastrofy mogło dojść do kradzieży. Na razie w chorzowskiej prokuraturze złożono pięć zawiadomień o zniknięciu rzeczy należących do ofiar katastrofy.

Milczenie ofiar

Nie da się ukryć, że tradycję rabowania ofiar wypadków mamy raczej bogatą. Na początku XIII wieku, za czasów Świętopełka, na Pomorzu panowało prawo brzegowe. Zgodnie z nim wszystko, co morze wyrzuciło na brzeg, należało do pana tych ziem i jego mieszkańców. Wszystko, czyli towary, przewożone na statkach, ich wyposażenie, a także ludzie, których można było zamienić w niewolników lub otrzymać za nich bogaty okup.
Równie interesująca - z punktu widzenia hien - jest etymologia wyrazu "zwłoki".
Poloniści wyjaśniają: zwłoki to wyraz rodzimy pochodny od czasownika "zwlec", "zewlec" (dokonana postać "wlec"). Ponoć nasi przodkowie tuż po wygranej bitwie, zamiast iść dalej z wojskiem, zatrzymywali się nad ciałami ofiar i zdejmowali, czyli zwlekali z nich a to odzież, a to buty, a to oręż...
- Nie zwlekaj! - poganiali ich przełożeni, potępiając proceder ze względu na opóźnianie tempa marszu wojsk.
Dziś jednak ograbianie zwłok to nie tylko grzech, ale także przestępstwo.
- Za "zwykłą" kradzież grozi maksymalna kara do 5 lat pozbawienia wolności, a za ograbianie zwłok już do 8 lat - mówi Danuta Wołk-Karaczewska z KWP w Gdańsku. - Samo zniszczenie nagrobków może zakończyć się dwuletnią karą więzienia.
Niestety, bardzo często tego typu czyny uchodzą bezkarnie. Ofiary nie mogą wskazać na sprawcę, a zszokowane śmiercią najbliższych rodziny rezygnują ze zgłoszenia kradzieży na policję. A nawet jeśli już zgłoszą, to szanse wykrycia hieny nie są duże.
Po tragicznym wypadku autobusu w Kokoszkach w maju 1994 r. na miejscu tragedii pojawiło się wiele karetek pogotowia, strażacy, policja. Nie wiadomo więc, w jaki sposób z ciała jednej z ofiar zginęła skórzana kurtka.
Po wybuchu gazu i runięciu wieżowca we Wrzeszczu w wielkanocny poniedziałek 1995 roku pod gruzami znalazł się dorobek życia wielu rodzin - pieniądze ukryte w bieliźniarkach, kosztowności...
- Po zakończeniu akcji ratowniczej i wyburzeniu wieżowca ciężarówki wywoziły gruz na Szadółki - wspomina jeden z policjantów. - Załoga jednej z ciężarówek skręciła do lasu i tam próbowała wygrzebać coś dla siebie. Sprawa się wydała, winnych ukarano, a od tamtej pory wszystkie ciężarówki były konwojowane przez policję aż na wysypisko.
"Świętem hien" była katastrofa polskiego samolotu lecącego 14 marca 1980 r. do USA. W wypadku tym zginęła m.in. Anna Jantar. Zanim ekipy milicyjno-ratunkowe dotarły do Lasów Kabackich, gdzie runął samolot, teren opanowali złodzieje. Grabili z bagaży co się dało...

Policjanci i doktor

"Widziałem jak policjant okradł ofiarę wypadku drogowego. Facet miał około 500 zł. W protokole było 5.80 zł plus 10 papierosów plus 2 karty telefoniczne" - napisał internauta o pseudonimie "kierowca" pod informacją na www.onet.pl o kradzieżach w katowickiej hali.
"Widziałeś i oczywiście z tym, co widziałeś, czekałeś, aż będziesz miał teraz okazję podzielić się z nami? A co zrobiłeś wcześniej?"- odpisał mu "Krzysztof".
Na Pomorzu mieliśmy jedną aferę związaną z oskarżeniem policjantów o kradzież i jedną z oskarżeniem lekarza.
W Boże Ciało 1999 roku w Sycewicach koło Słupska w wypadku zginęło czterech pasażerów wracających z pracy z Niemiec. Piąty cudem ocalał. Na miejscu wypadku znalazła się policja oraz strażacy. Jeden ze strażaków znalazł w krzakach saszetkę z 2 tysiącami marek niemieckich. Położył ją przy policjancie, odszedł na chwilę... W niewyjaśnionych okolicznościach saszetka zaginęła.
Przed Sądem Rejonowym w Słupsku stanęło dwóch policjantów: Tomasz J., który miał wziąć marki oraz Mieczysław A., który to widział i nie zareagował. Nie przyznawali się do winy. Co więcej - kradzież wziął na siebie pewien siedemnastolatek z Sycewic, który obciążył dwóch kolegów ze wsi. Jednak policjantów - już byłych - ukarano.
Wśród osób przyglądających się procesowi panowało przekonanie, że na ofiarach wypadku "pożywili się" i policjanci i mieszkańcy wioski. Na miejsce wypadku przed policją i strażą dotarli bowiem miejscowi. Ich tajemnicą jest, co stało się ze sprzętem elektronicznym, który był w rozbitym fordzie oraz ubraniami ofiar.
Gdynią w tym samym czasie wstrząsnął czyn lekarza gdyńskiego pogotowia, Mahira T. W autobusie zasłabł pasażer. Wezwano pogotowie, na przystanek zajechała karetka. Niestety, mężczyzna zmarł.
Akcję ratowniczą z pobliskiego biurowca obserwował przypadkowy świadek. Widział, jak lekarz udzielający pomocy mężczyźnie, przeszukał kieszenie. Z portfela wyjął pieniądze (później wyszło na jaw, że 750 złotych przeznaczonych na opłacenie rachunków), jeden banknot dał sanitariuszowi, drugi towarzyszącej mu kobiecie. Resztę schował.
Doktor T. nie przyznawał się do winy.
- Klął się na Allacha, że tego nie zrobił - wspomina były pracownik pogotowia.
Do wzięcia 100 złotych od doktora przyznał się jednak sanitariusz. Człowiek do tej pory uczciwy, bez zarzutu. Potwierdził słowa przypadkowego świadka.
- Nie mogłem zrozumieć, dlaczego to zrobili - słyszę od znajomego lekarza. - Mahir nie cierpiał przecież na brak gotówki, dorabiał w prywatnym gabinecie.
Doktor T. przed wpadką cieszył się dużą sympatią pacjentów. Chwalili go za poświęcenie i bezinteresowność. Jednego dnia stracił szacunek.
- W przyrodzie występuje gatunek zwierząt, które żerują na chorych i słabszych osobnikach. Są to hieny - stwierdziła na sali rozpraw prokurator Beata Włoszyk-Mudlaff.
Sąd Rejonowy w Gdyni skazał lekarza na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu. Nie odebrał mu praw wykonywania zawodu. Dziś dr T. przyjmuje chorych w małej miejscowości na Pomorzu. Ponoć jest lubiany.

Sponsor nie żyje

Doktor T. jest wyjątkiem... Znacznie częściej to lekarz udzielający pomocy bywa ofiarą złodzieja.
W Gdańsku już kilka razy zdarzyło się, że podczas akcji ratowniczej okradano... karetkę.
- To też hieny - stwierdza dr Jerzy Karpiński, dyrektor pogotowia. - Ten sprzęt służy do ratowania życia!
Kradzieże w szpitalach to już codzienność. Chorzy tracą pieniądze i telefony komórkowe, pozostawione w salach np. na czas zabiegu. W Szpitalu Wojewódzkim w Gdańsku zginęła droga część z aparatu do badań tomokomputerowych. Na Zaspie - wąż od hydrantu. W szpitalu MSW - 300 sztuk plastykowych kapci.
Dr Maciej Okonek, dziś emeryt, przed laty szanowany ordynator chirurgii w gdyńskim Szpitalu Miejskim pewnego zimowego dnia wracał do domu bez płaszcza, butów, czapki i "cywilnych" spodni.
- Zabrali mi wszystko z gabinetu podczas obchodu - wzdycha. - Prócz ubrania straciłem też pieniądze i klucze.
Plagą - nie tylko w naszym województwie - są kradzieże na cmentarzach. Giną nagrobki, kwiaty, metalowe litery.
- Przeważnie zysk idzie na wódkę - twierdzą policjanci. - Złodzieje potrafią powiedzieć nawet, że to nieboszczyk stawia.
Przed laty w Gdyni słowa te przybrały nadzwyczaj realny wymiar.
- W jednym z domów podczas imprezy zmarła uczestnicząca w niej kobieta - wspomina Danuta Wołk-Karaczewska. - Kompani zaciągnęli ciało do nieogrzewanej kuchni, z torebki zmarłej zabrali wszystkie pieniądze i pili w obecności nieboszczki przez kilka dni.
I na koniec - miłośnicy zwierząt uprzejmie proszą, by osobników żerujących na cudzym nieszczęściu nie nazywać hienami. Hieny jedzą wszystkie małej i średniej wielkości ssaki kopytne, chociażby gnu. Czasem uda im się upolować coś większego. Owszem, żywią się padliną, ale np. dla hieny brunatnej ważnym składnikiem pokarmu i źródłem wody są owoce, zwłaszcza melony.
I gdzie im tu do niektórych ludzi?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

26-letni Ukrainiec próbował nakłonić Polaka do szpiegowania

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto