MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Olimpijskie złoto nie gwarantuje sukcesu

Adam Suska
Na polskich parkietach pojawia się coraz więcej koszykarskich gwiazd, medalistów mistrzostwa świata i Europy. Mistrzów olimpijskich policzyć można jednak na palcach jednej ręki.

Na polskich parkietach pojawia się coraz więcej koszykarskich gwiazd, medalistów mistrzostwa świata i Europy. Mistrzów olimpijskich policzyć można jednak na palcach jednej ręki.

Pierwszą mistrzynią olimpijską, która grała w polskiej lidze była Białorusinka Jelena Szwajbowicz. Popularna "Ksenia", która później otrzymała nawet polskie obywatelstwo, olimpijskie złoto wywalczyła z reprezentacją Wspólnoty Niepodległych Państw w 1992 roku w Barcelonie. Po igrzyskach w stolicy Katalonii trafiła do Olimpii Poznań, z którą dotarła do finału Pucharu Ronchetti oraz w 1994 zajęła trzecie miejsce w finale rozgrywek Euroligi.

- Ksenia była koszykarką wszechstronną. Grała dla drużyny i wyczuwała co w danej chwili jest dla niej najkorzystniejszym rozwiązaniem - wspomina trener Tomasz Herkt, który kilka lat później w Gdyni miał szczęście pracować z Katie Smith. Amerykanka, która z reprezentacją USA olimpijskie złoto zdobyła w 2000 roku w Sydney, grała na pozycji niskiej skrzydłowej i rzucającego obrońcy, a w razie potrzeby nawet jako rozgrywająca. Jej wszechstronność wynikała z ogromnej pracowitości. W sezonie 2001/02 zdobyła z gdyńską drużyną mistrzostwo Polski i wicemistrzostwo Euroligi. Jej organizm nie wytrzymał jednak ogromnego tempa, jakie koszykarka sobie narzuciła. Łączenie obowiązków reprezentantki USA, liderki zespołu ligi WNBA Detroit Shock oraz Lotosu w rozgrywkach Euroligi i ligi polskiej wywołały u niej przewlekłe bóle kręgosłupa.

W poprzednim sezonie w Lotosie pojawiła się jej rodaczka Ruth Riley, która z reprezentacją USA złoty medal zdobyła na igrzyskach olimpijskich w Atenach (2004). Amerykańska środkowa miała pomóc gdyńskiej drużynie w odzyskaniu mistrzowskiego tytułu w finałach play off z Wisłą Kraków i prawie jej się to udało. Riley, która do Lotosu dołączyła po półrocznym rozbracie z koszykówką, nie była fizycznie przygotowana na rozgrywanie w krótkim odstępie czasu siedmiu spotkań. Zawiodła pokładane w niej nadzieje, choć pokazała, że jest zawodniczką wysokiej klasy.

Tego nie można było już powiedzieć o środkowym Prokomu Trefla Rubenie Wolkowyskim, który podobnie jak Riley, stał na najwyższym stopniu olimpijskiego podium w Atenach. Argentyńczyk z polskim paszportem latem tego roku stawił się w Sopocie kompletnie nieprzygotowany do gry. Ociężały i powolny, nijak nie pasował do zadań, które zamierzał powierzyć mu trener Eugeniusz Kijewski. Początkowo słabą postawę sopockiego centra próbowano tłumaczyć kontuzją, jakiej nabawił się podczas okresu przygotowawczego. Czas mijał, Prokom Trefl przegrywał kolejne mecze w Eurolidze, a Ruben formy nie odzyskiwał. W końcu trener Kijewski zrozumiał, że z tego mistrza pociechy mieć nie będzie. I tak skończyła się przygoda czwartego w polskiej lidze złotego medalisty olimpijskiego.
Jak widać, zaangażowanie nawet najbardziej utytułowanych zawodników, nie zawsze gwarantuje sukces. W sporcie nadal bowiem obowiązuje zasada - Jesteś tak dobry, jaki jest twój ostatni wynik, a w grach zespołowych sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, bowiem często bywa tak, że doskonały zawodnik, który odnosił sukcesy nie sprawdza się w nowym otoczeniu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Derby Trójmiasta: oprawa meczu Lechia Gdańsk - Arka Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto