Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pani Ela od 42 lat pomaga innym. Mimo choroby, nie przestała

Marcin Dybuk
Janina Szerszeń (z lewej) zgłosiła kandydaturę Elżbiety Kobalczyk w akcji "Echa Miasta". I słusznie, bo Pani Ela jest prawdziwą bohaterką
Janina Szerszeń (z lewej) zgłosiła kandydaturę Elżbiety Kobalczyk w akcji "Echa Miasta". I słusznie, bo Pani Ela jest prawdziwą bohaterką Marcin Dybuk
- To wspaniała kobieta. Sama wychowała siedmioro dzieci. Nigdy jednak nie była zmęczona i nigdy nie odmówiła pomocy - mówi Janina Szerszeń, która w akcji "Echa Miasta" zgłosiła kandydaturę Elżbiety Kobalczyk na "Cichego Bohatera". I trzeba dodać, że miała rację. Kobieta od 42 lat jest pielęgniarką. Mimo że dwa lata temu przeszła z powodów zdrowotnych na wcześniejszą emeryturę, długo w domu nie wytrzymała i do zawodu wróciła. Pomaga w pogotowiu.

- Będę pomagać, dopóki się da - mówi krótko Elżbieta Kobalczyk. - To znaczy, jak długo żyję - dodaje po chwili.

Szukając bloku, w Gdyni Chyloni, w którym mieszka kobieta, łatwiej trafić pytając o Panią Elę, niż o dokładny adres.
- Nieraz przychodziłam do niej z chorym dzieckiem na ręku i mówiłam: "Pani Elu, ratuj!" - opowiada Janina Szerszeń. - Pomagała mnie, mojemu mężowi, dzieciom, bratowej, bratu. Długo by wymieniać ludzi tylko z naszej rodziny, którym pomogła. A takich jak my w Chyloni i nie tylko jest bardzo dużo. I wszyscy wołali: "Pani Elu, ratuj!".

Mąż pani Janiny, kiedy dowiedział się, że Elżbieta Kobalczyk została "Cichym Bohaterem", stwierdził krótko: "Jej należy się to jak mało komu".
- Jestem w szoku. Ja chcę spokojnie umrzeć, a nie zostawać jakimś bohaterem - usłyszeliśmy od Pani Eli, kiedy dzwoniliśmy, aby poinformować ją o wyróżnieniu. - Jaki tam ze mnie bohater. Daj pan spokój.

Nie daliśmy. Kilka dni później drzwi otworzyła nam uśmiechnięta, pełna energii kobieta. Jeszcze długo próbowała nas przekonać, że to pomyłka.
Podobnie jak pomyłką byłoby, gdyby Pani Ela nie została pielęgniarką.
- Chciałam być nauczycielką - mówi Elżbieta Kobalczyk. - Zdawałam w Słupsku do Liceum Pedagogicznego. Egzamin zaliczyłam, ale chętnych na jedno miejsce było tylu, że się nie dostałam. Dyrektor szkoły zaproponował, abym zapisała się do Liceum Medycznego. Po pierwszym półroczu, jak już część uczniów w pedagogicznym liceum odpadnie, miałam się przenieść.

Tak jednak nigdy się nie stało. Kiedy Pani Ela zobaczyła i poczuła w szkole, czym jest zawód pielęgniarki, postanowiła nic nie zmieniać. Po czterech latach nauki trafiła do Szpitala Miejskiego w Gdyni na chirurgię. Pracowała tam przez czterdzieści lat. W tzw. międzyczasie urodziła siedmioro dzieci. Dziś jest babcią 13 wnucząt. Najbardziej lubi, jak mieszkanie jest pełne ludzi.
- Bo ja nie lubię samotności - tłumaczy. - W naszym domu zawsze było nas dużo i dziś, kiedy dzieci pozakładały rodziny, chwilami trudno się przyzwyczaić do życia samemu.

Ale nie narzeka. Część dzieci mieszka za granicą. W Stanach Zjednoczonych, w Norwegii, a że Pani Ela lubi podróżować, i to bardzo, tak więc ich odwiedza. Najtrudniej jest oczywiście wyjechać za ocean, ale i tam się udało. Podróżowanie jest jej drugą pasją. Lubi opowiadać o pięknych miejscach.
- Świat jest taki piękny, trzeba tylko jeździć i go podziwiać - twierdzi.

Trudniej jej się opowiada o pierwszej pasji, czyli pracy. To musi za nią niekiedy robić pani Janina.
- Ale o czym tu opowiadać - kolejny raz nas strofuje.
- O zaangażowaniu 24 godziny na dobę, o pracy po godzinach w szpitalu - wylicza Janina Szerszeń. - Całe osiedle Chylonia mogło i może liczyć na jej zastrzyk, bańki czy zmianę opatrunku.

Nawet teraz, kiedy nie powinno być problemu z dotarciem do pielęgniarki jak przed laty, w weekend ma ręce pełne pracy.
- Zdarza się, że ktoś poprosi, abym przyszła zrobić zastrzyk lub zmienić opatrunek, to idę - mówi Elżbieta Kobalczyk.
Nasza "Cicha Bohaterka" nie odmówiła pomocy nikomu. Dzieci, które przychodziły na świat, otaczała opieką. Gdy ktoś trafił do szpitala, dzwonił do Pani Eli i od razu czuł się bezpieczniej. Przyszła, podtrzymała na duchu, uspokoiła w miarę możliwości i otoczyła opieką. Pamięta rannych uczestników strajków w grudniu 1970 roku, kiedy trafili na chirurgię do jej szpitala.

- Oj, dużo było ciężkich przypadków na chirurgii - wspomina. - Pamiętam, jak jednego roku miałam w Wigilię dyżur. Przywieźli na oddział kobietę, która ciężko oddychała. Wezwałam lekarza. Okazało się, że jej serce umiera. Prosiła mnie, aby jej nie zostawiała. Bała się. Trzymałam ją za rękę, aż odeszła.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto