Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pierwsza światowa wojna gazowa

Artur Kiełbasiński
Trwała 5 dni. Nikt nie zginął, kilka osób może zmarzło, ale nie jest to do końca pewne. Pewne jest natomiast to, że miliony Europejczyków przez kilka dni z niepokojem wsłuchiwało się z informacje z rosyjsko-ukraińskiej ...

Trwała 5 dni. Nikt nie zginął, kilka osób może zmarzło, ale nie jest to do końca pewne. Pewne jest natomiast to, że miliony Europejczyków przez kilka dni z niepokojem wsłuchiwało się z informacje z rosyjsko-ukraińskiej granicy. Gaz płynie, nie płynie, płynie go mniej... Po 5 dniach okazało się, że sprawy prawie nie ma. Ale skutki pięciodniowej wojny gazowej zapewne będą rewolucyjne.

Przyczyny - polityczne

O przyczynach gazowej wojny można napisać zapewne kilka książek. Głównie jednak poszło o politykę i jej skutki. Rosja nie może się pogodzić z niezależnością Ukrainy po pomarańczowej rewolucji. Tym bardziej, że niezależność ma coraz bardziej wymierne efekty - tuż przed gazowym sporem rosyjskie firmy przegrały przetarg na prywatyzację ukraińskiego kombinatu hutniczego. Wygrali Hindusi, a Rosjanom pozostała złość... Sięgnęli więc po „broń gazową”. Przy okazji liczyli, że na nowej polityce zarobią krocie. Cena gazu dla Ukrainy miała wzrosnąć do 230 dolarów za 1000 m sześc. Prawie pięciokrotnie. Jednak Rosjanie batalię gazową rozegrali dramatycznie słabo. Od Ukrainy domagano się 230 dolarów za 1000 m gazu, podczas gdy Białoruś płaci za tę samą ilość tylko 47 dolarów. Ukraińcy szybko podpisali umowę z Turkmenistanem na dostawę gazu po 50 dolarów. Wprawdzie kłopotem jest transport tego surowca, ale wydźwięk medialny tej umowy - a szczególnie cena - zwróciły się przeciwko Rosji.

- Przyczyny konfliktu rosyjsko ukraińskiego o gaz były trzy - uważa prof. Henryk Ćwikliński z Uniwersytetu Gdańskiego. - Po pierwsze polityka, po drugie polityka, a po trzecie pieniądze. W tej kolejności i w tych proporcjach.
Zdaniem Ćwiklińskiego Rosjanie próbowali pokazać Ukrainie, że są mocarstwem, sięgnęli więc po starą metodę zastraszania - wyłączyli gaz. Tyle tylko, że przy okazji przestraszyli i zrazili do siebie Europę. Bo biegnące przez Ukrainę gazociągi zasilają Austrię, Czechy, Niemcy i cały europejski system gazowy. Przejściowy spadek ciśnienia w rurach wywołał w Europie szok. Emocje i obawy były tak wielkie, że ministrowie odpowiedzialni za gospodarkę Austrii, Niemiec, Włoch i Francji w bezprecedensowym liście domagali się zawarcia porozumienia między rosyjskim Gazpromem i ukraińskim Naftohazem. Niepokój można było wyczuć też w Polsce, chociaż rosyjskie dostawy gazu trafiają do naszego kraju rurociągiem biegnącym przez Białoruś. I tym obawom nie można się dziwić, bo w tym sporze nie liczyło się, ile osób zmarzło czy ile fabryk zaprzestało pracy - bo takich przypadków nie było. W tym sporze najważniejszy był fakt, że Rosja - z nieznanych nikomu do końca przyczyn - zachwiała europejskim poczuciem bezpieczeństwa. A tego w Berlinie, czy Paryżu Rosjanom nie zapomną... W efekcie dziś Europa spekuluje o zakupie gazu w Norwegii, Algierii, nawet wspomina się o Libii. O Rosji jest jakby ciszej.

Skutki - strategiczne

- Dla Polski w skali Europy najważniejszym skutkiem sporu o gaz jest wzrost naszej wiarygodności, gdy mówimy o bezpieczeństwie energetycznym i nieprzewidywalności Rosji - uważa Janusz Lewandowski, eurodeputowany z Pomorza. - W Europie Polacy mają często opinię Rusofobów, ludzi z nieznanych przyczyn niechętnych wszystkiemu co rosyjskie, przewrażliwionych na punkcie tego państwa. Ten konflikt pokazał, że nasze obawy nie są wyssane z palca. Po raz pierwszy rosyjska wiarygodność w Europie spadła w takiej skali.

Dla Europy najważniejsza nauczka płynąca z tego konfliktu, to pytanie o to skąd brać gaz w przyszłości. I czy załatwiać kontrakty gazowe dla całej wspólnoty, czy pozostawić to w rękach rządów i firm poszczególnych państw.
- Europejska polityka energetyczna nie istnieje - mówi prof. Ćwikliński. - Dlatego konieczne są mocne działania z naszej strony. Musimy postępować uczciwie wobec Unii, ale dbać głównie o nasze interesy. Zresztą Niemcy podpisując umowę z Rosją na budowę gazociągu pod dnem morza bałtyckiego pokazali, jak ważne są dla nich sprawy gazu. Tymczasem w ostatnich latach w tym zakresie w Polsce nie zrobiono niemal nic. A trzeba mieć świadomość, że w takich sprawach nie uda się wypracować rozwiązań w tydzień. Tutaj rozwiązania trwają latami.

- Wbrew pozorom ostatnie wydarzenia nie stanowiły same w sobie jakiegoś poważnego zagrożenia dla Europy - mówi Janusz Lewandowski. - Pokazały natomiast jakie są potencjalne zagrożenia. Pokazały skutki braku europejskiej polityki energetycznej, którą dopiero trzeba tworzyć. I to są najważniejsze skutki tego zamieszania.
Bo zamieszanie skończyło się równie szybko, jak zaczęło. Już w czwartek Gazprom porozumiał się z Naftohazem. Ukraińcy za gaz zapłacą faktycznie 95 dolarów, a nie 230. Jednak o sukcesie może też mówić Gazprom - po latach sporów jasno sprecyzowano zasady tranzytu rosyjskiego gazu przez ukraińskie gazociągi. W efekcie po 5 dniach medialnej burzy zapadła cisza, a gaz płynie do Europy.

Pomorska szansa

O ile w ostatnich latach w Polsce niewiele działo się w sprawie gazu, to dni gazowego kryzysu przyniosły eksplozję pomysłów. Profesor Ćwikliński przypomina, że gdyby Polska nie wycofała się z tzw. kontraktu norweskiego na dostawy gazu, to dziś nie byłoby zagrożeń związanych z rosyjskimi dostawami. - Rząd Buzka miał 100 proc. racji podpisując umowę na dostawy gazu z Norwegii, a rząd Millera nie miał racji wycofując się z tego rozwiązania - mówi Ćwikliński. - Być może trzeba ponownie wrócić do tamtego rozwiązania lub skupić się na budowie terminalu gazowego w porcie.

Obecnie coraz więcej zwolenników ma to drugie rozwiązanie - budowa gazoportu pozwoli bowiem na pełną niezależność energetyczną. Norweski gaz był bowiem pewny, ale... bardzo drogi - jego cena przekracza 300 dolarów za 1000 m sześc, podczas gdy rosyjski kosztuje ok. 220 dolarów. Tego nie kwestionują nawet zwolennicy umowy z Norwegią. W tej sytuacji najlepszym wyjściem jest budowa Gazoportu do przeładunku skroplonego gazu ziemnego (LNG). I właśnie o budowie terminalu gazowego zdecydował w ostatnich dniach polski rząd. Nie tylko, że uniezależni on Polskę od kaprysów rosyjskiego Gazpromu, ale umożliwi też zakup gazu w każdym miejscu na świecie, co pozwoli na szukanie najtańszych dostawców, a nie tylko dostawców pewnych. W tej sprawie trwają rozmowy m.in. z firmami francuskimi.

- Koszt budowy terminalu LNG wyniósłby najwyżej 400 milionów euro – mówi Andrzej Kasprzak, prezes ZMPG SA. – Zleciliśmy opracowanie jego studium lokalizacyjnego. Co prawda mówi się o alternatywnej lokalizacji terminalu w Świnoujściu, ale Gdańsk ma korzystniejsze położenie i warunki. Gotowa jest infrastruktura morska dla dużych gazowców, które mogłyby bezpiecznie wpływać do głębokowodnego Portu Północnego. Mamy tam rozległe, wolne tereny. W pobliże Pszczółek dochodzi główny gazociąg krajowy, który można by połączyć z portem. Takich warunków nie ma Świnoujście, a do tego tuż obok budowany jest już terminal gazowy w Wilhemshaven.

Gdański terminal byłby zdolny do przeładowywania rocznie 4 mln ton skroplonego gazu LNG, czyli 5 mld m sześc. Polska zużywa go co roku około 13 mld m sześc. Zatem dostawy gazu LNG drogą morską, przez port gdański, mogą zaspokajać 40 proc. zapotrzebowania kraju na gaz. Tyle, ile wynosi import z Rosji...
– Z uzyskaniem tej kwoty w postaci kredytów bankowych czy z pozyskaniem inwestora nie byłoby trudności, bo istnieje choćby możliwość utworzenia konsorcjum na czele z PGNiG, które jest najbardziej zainteresowane terminalem - dodaje prezes Kasprzak. - Na razie ceny gazu skroplonego są nieco wyższe od rosyjskiego, ale nikt nie zagwarantuje, że z czasem gaz przesyłany gazociągiem nie podrożeje.
Co więcej - gazowe kłopoty Rosji sprawiły, że przed Pomorzem pojawiają się też inne szanse i nadzieje. W okolicy Żarnowca, Dębek, Baiłogóry występują podziemne złoża gazu. Ich znaczne zasoby są też pod dnem Bałtyku w polskiej strefie ekonomicznej. Zapowiedzi o większym wydobyciu polskiego gazu mogą więc oznaczać więcej miejsc pracy na Pomorzu. Podobnie jak zapowiedź powstania w rejonie Gdyni podziemnych zbiorników na przechowywanie milionów m gazu. W ten sposób na rosyjsko-ukraińskim konflikcie może zyskać Pomorze. A czy zyska - pokażą już najbliższe miesiące.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto