Podtopieni

Pożary, wypadki drogowe, awarie sygnalizacji świetlnej, zalane ulice i chodniki, pospóźniane autobusy i tramwaje - to efekt burzy, która wczoraj przeszła nad Pomorzem.

Grzmieć zaczęło tuż po świcie. Mieszkańców domów przy ulicy Kazimierza Królewicza w Małym Kacku w Gdyni potężny huk obudził o godz. 5.35. W dach kompleksu szeregowców uderzył piorun. Na poddaszu jednego z budynków momentalnie wybuchł pożar. Wkrótce objął cały dach. Przez trzy godziny z ogniem walczyły trzy zastępy strażaków.

- Sytuacja była groźna, ale udało się... - opowiada st. kpt. Piotr Socha, rzecznik gdyńskiej straży pożarnej.
W tym samym czasie piorun "zaatakował" na gdańskim Chełmie. Uderzył w dom przy ul. Łużyckiej. Dach budynku zapalił się błyskawicznie. Pożar gasiło 17 strażaków. Na szczęście nikt nie odniósł obrażeń.

Gdy w Trójmieście burza wywoływała pożary, na Kaszubach zrywała linie energetyczne. Prądu zabrakło m.in. w Krokowej. - W szkole dzieci omal nie dostały obiadu - opowiada matka jednego z uczniów krokowskiej podstawówki. - Na szczęście zupę panie kucharki zdołały ugotować wcześniej, przed awarią. Dzieci dostały więc jednodaniowy posiłek.

Trudne warunki atmosferyczne były prawdopodobnie przyczyną dwóch poważnych wypadków na drogach powiatu kartuskiego. Na drodze niedaleko Egiertowa opel astra uderzył w przydrożne drzewo. Dwie osoby nie żyją, a trzecia została poważnie ranna. Z kolei na trasie Sulęczyno-Bytów zderzyły się trzy samochody. Ranny został 78-letni mieszkaniec Trójmiasta.

W południe sytuacja znacząco się nie poprawiła. Deszcz "wyłączył" sygnalizację świetlną na głównych ulicach Trójmiasta, zalał ulice i chodniki. Piesi brnęli po kostki w wodzie, samochody stały w korkach.

- W sumie "wysiadło" osiem sygnalizacji świetlnych - mówi Mieczysław Kotłowski, zastępca dyrektora Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku. - Między innymi na al. Grunwaldzkiej, Zwycięstwa, ul. Okopowej, al. Hallera.
We Wrzeszczu utworzyły się tzw. namuły, czyli warstwy błota utrudniające kierowcom przejazd. Ulica Łąkowa na Dolnym Mieście zamieniła się dosłownie w rzekę. Studzienki kanalizacyjne nie były w stanie przyjąć tak dużej ilości wody.

Ulewa w kilku punktach Gdyni zalała piwnice. Najgroźniej było na ul. Jęczmiennej w Cisowej. Strażacy pompowali tutaj wodę, ale musieli przerwać akcję, bo niespodziewanie w pobliskim budynku przy ul. Handlowej pojawił się dym. Istniało podejrzenie groźnego pożaru, powstało zamieszanie, ale alarm okazał się fałszywy.

Burza zakłóciła też pracę Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gdańsku. - Trwało właśnie spotkanie ze związkowcami, gdy nagle rozległ się potężny huk - mówi dr Jerzy Karpiński, dyrektor pogotowia. - Piorun uderzył w maszt stojący tuż za naszymi budynkami na zapleczu al. Zwycięstwa. Zaiskrzyło, została zerwana łączność telefoniczna. Na szczęście nadal działał numer alarmowy 999. Ratownicy i lekarze dysponują telefonami komórkowymi i radiotelefonami, więc mogliśmy utrzymywać łączność z karetkami.
A karetki wyjeżdżały często, zwłaszcza do osób cierpiących na chorobę wieńcową. - To skutek niekorzystnego dla "sercowców" ciśnienia atmosferycznego - wyjaśnia dr Karpiński. - Również u pacjentów z chorobami układu kostnego podczas burzy nasilają się dolegliwości bólowe. Chorym radzimy, by w takie dni unikali opuszczania domów, ograniczali wysiłek fizyczny, po prostu by bardziej o siebie dbali.