Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Politechnika Gdańska nie otrząsnęła się z szoku po zabójstwie wykładowcy

Dorota Abramowicz, Łukasz Witkowski
Fot. Robert Kwiatek
Fot. Robert Kwiatek
Akademik Politechniki Gdańskiej przy ulicy Traugutta w Gdańsku. Pokój na dziewiątym piętrze, na tapczanie Kamila leżą spakowane plecaki. Komputer już zabrał, zostały ubrania i trochę książek.

Akademik Politechniki Gdańskiej przy ulicy Traugutta w Gdańsku. Pokój na dziewiątym piętrze, na tapczanie Kamila leżą spakowane plecaki. Komputer już zabrał, zostały ubrania i trochę książek.

Kamil nie zabierze plecaka. W środę, tuż przed godziną 15, wyszedł z akademika na konsultację do adiunkta, dr. Czesława S. Miał poprawić niezaliczone kolokwium. W gabinecie wykładowcy wyjął siekierę, zaatakował. Od uderzenia ostrzem w czaszkę zginął mgr Krzysztof K., który stanął w obronie doktora S.

Dr Czesław S. wczoraj nadal był pod opieką lekarzy z Kliniki Ortopedii w Szpitalu Wojewódzkim w Gdańsku. Nie chciał z nami rozmawiać...
- Stan zdrowia pacjenta jest dobry - usłyszeliśmy od jednego z lekarzy. - Rany się zagoją, gorzej z ogólnym samopoczuciem. Bo jak może czuć się człowiek, który o mało nie zginął, i w obronie którego ktoś inny musiał umrzeć?
Kamil od środy przebywa w Policyjnej Izbie Zatrzymań. Jeszcze nie został przesłuchany, trwają czynności procesowe.
- Dzisiaj podejrzany zostanie doprowadzony przed oblicze prokuratora - twierdzi nadkom. Waldemar Sopek, szef komisariatu policji we Wrzeszczu. - Do tego czasu Kamil P. znajduje się pod naszą szczególną ochroną.

Jego koledzy z akademika są w szoku. Nie mogą uwierzyć, że spokojny chłopak z Pułtuska mógł popełnić zbrodnię. Chętnie opowiadają o Kamilu, proszą jednak o niepodawanie swoich imion i nazwisk.
- To czysta abstrakcja, do nas to jeszcze nie dotarło - mówi współlokator Kamila. - Mieszkałem z nim w jednym pokoju od dwóch lat. On jest na informatyce, a ja na mechanice. Nigdy nie było między nami sporów. Nigdy się nie kłóciliśmy. Był trochę zamknięty w sobie. Nie miał dziewczyny.
Równie pochlebnie wypowiada się o Kamilu jego drugi kolega, który od trzech miesięcy dzielił z nim niewielki pokój.
- Miał plany. Z tego co wiem, chciał przenieść się na uniwersytet - opowiada chłopak. - Był w porządku. Nie wadził, a nawet pomagał. Jestem zdruzgotany... Kamil to taki spokojny chłopak, z którym można było pogadać i pożartować. Nie wiem, dlaczego doszło do tej tragedii. Nigdy nie mówił, że ma problemy. Przechodził jakoś przez studia, radził sobie. Uczył się i zaliczał. O tym ostatnim egzaminie też nic nie wiedzieliśmy. Nie dawał do zrozumienia, że go to przeraża.
- Koszmar, co mogę więcej powiedzieć - mówi student pierwszego roku informatyki.
- Musiał mieć coś z głową - dodaje jego kolega. - No bo kto normalny zabija z powodu głupiego egzaminu.

Wczoraj uroczyście miały się rozpocząć obchody półwiecza istnienia Wydziału Elektroniki Telekomunikacji i Informatyki. Jednak w budynku panuje nastrój żałoby. Na drzwiach wywieszono klepsydrę z nazwiskiem zamordowanego mgr. Krzysztofa K.
- W środę wieczorem zadecydowano, że odbędą się jedynie oficjalne spotkania - mówi prof. Józef Woźniak, dziekan wydziału. - Postanowiliśmy przeznaczyć z wydziałowych pieniędzy 10 tys. złotych dla rodziny zamordowanego i tyle samo dla poszkodowanego wykładowcy.
Pokryjemy również koszty pogrzebu.
Rektor PG, prof. Aleksander Kołodziejczyk powołał specjalną komisję, która powinna wyjaśnić szczegóły środowego dramatu. Wyniki badań komisji mają być przedmiotem szczegółowej analizy.

Skąd ta frustracja?

Rozmowa z prof. Janem Godlewskim, prorektorem Politechniki Gdańskiej.

- Czy na uczelni zostanie ogłoszona żałoba?

- Decyzję podejmie rektor, prof. Aleksander Kołodziejski po powrocie ze spotkania w Świnoujściu. Na pewno sytuacja jest trudna i bardzo przykra. Szok.

- Wczoraj cytowaliśmy opinię dr Krystyny Kmiecik-Baran, która twierdzi, że wykładowcy boją się studentów. To prawda?

- Chyba nie. Oczywiście, nauczyciel akademicki i student mają inne cele. Student chce zdać w terminie, nauczyciel pragnie przede wszystkim nauczyć. Czasem dochodzi do konfliktu interesów. Nie sądzę, by był powód do obaw...

- W internecie pojawiają się bardzo ostre wypowiedzi na temat Politechniki Gdańskiej, jako uczelni, gdzie nie szanuje się studenta. Czytał je pan?

- Jeszcze nie, ale zamierzam się im dokładnie przyjrzeć. Każda uczelnia ma kłopoty, my też. Przyczyn jest wiele. Kiedyś studiowało tu 5 tysięcy osób, obecnie - 17 tysięcy. A wykładowców ubyło. Obserwujemy coraz gorsze przygotowanie młodych ludzi do podjęcia nauki w szkole technicznej. Szkoły średnie nie uczą dobrze matematyki i fizyki. Część studentów nie daje sobie rady, co powoduje ich frustrację.

Nie usprawiedliwiać, ale zrozumieć

Rozmowa z dr Elżbietą Zubrzycką, psychologiem.

- Czy można usprawiedliwić młodego człowieka, który rzuca się z siekierą na wykładowców?

- Usprawiedliwić - nie. Można próbować zrozumieć.

- Ja nie rozumiem...

- Przed kilkoma laty głośno było o człowieku, który jechał na rowerze. Ktoś zawołał za nim ,ty głupku". Człowiek zszedł z roweru, podniósł cegłę i zabił. Tamta odzywka była kroplą, która przepełniła czarę goryczy. W przypadku studenta można podejrzewać, że być może wcześniej wielokrotnie podważano jego poczucie godności. Do pewnej granicy można to wytrzymać, potem następuje przełom. To o jeden uraz za dużo.

- Czy za poniżenie można uznać zarzut, że ktoś ściągał podczas egzaminu?

- A skąd pani wie, że zabił, bo ściągał? Może usłyszał, że jest do niczego? Może niesprawiedliwie postawiono mu zarzut? Nie zgadzam się z opinią, że nauczyciele akademiccy boją się studentów. Pracowałam na uniwersytecie i znałam wykładowców, którzy w nieodpowiedni sposób traktowali młodych ludzi. Z plotek słyszę, że nadużycia na Politechnice Gdańskiej były większe, niż gdzie indziej. Nie można kazać studentom przychodzić o godzinie 7 rano na egzamin, by czekali kilka godzin na wykładowcę lub stwarzać niejasne kryteria oceny. Nie można nadużywać władzy. Jeśli poniża się ludzi, to wśród nich może znaleźć się wariat, który zaatakuje. Trzeba się wzajemnie szanować.

- Niektórzy twierdzą, że przyczyną agresji są media...

- U zdrowych ludzi pokazywanie aktów przemocy może najwyżej wywołać obawy przed wieczornym wyjściem z domów. Żyją wśród nas ludzie, dla których agresja na ekranie nakłada się na własne przeżycia. Nie mają poczucia bezpieczeństwa, a pozytywni bohaterowie tych filmów pokazują, że użycie przemocy w szczytnym celu jest usprawiedliwione.

- Czyli można usprawiedliwić przemoc?

- Jeszcze raz powtarzam: można zrozumieć, dlaczego do niej doszło, ale usprawiedliwić nie można.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto