Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomoc strażakom mógł przypłacić życiem

Justyna Lulkiewicz
Teraz nic już nie jest proste - tłumaczy Jerzy Kuprowski, tata chłopca.
Teraz nic już nie jest proste - tłumaczy Jerzy Kuprowski, tata chłopca.
Śpiączką za pomoc okazaną strażakom zapłacił siedemnastoletni Krzysztof Kuprowski. Do dziś przebywa w szpitalu. Czeka go długa rehabilitacja. Strażacy nie poczuwają się do odpowiedzialności, a prokuratura wciąż nie ...

Śpiączką za pomoc okazaną strażakom zapłacił siedemnastoletni Krzysztof Kuprowski. Do dziś przebywa w szpitalu. Czeka go długa rehabilitacja. Strażacy nie poczuwają się do odpowiedzialności, a prokuratura wciąż nie wyjaśniła sprawy.

- Prawie zabili mi dziecko - mówi matka chłopaka. - Kazali mu gasić łąkę. Na trawie leżała oberwana linia wysokiego napięcia. Syn wpadł na druty i poraził go prąd.

Chłopak pięć tygodni walczył o życie. Do zdarzenia doszło prawie cztery miesiące temu, ale sprawa wciąż nie ma finału. Jakie były przyczyny tragedii? Dlaczego strażacy nie odłączyli prądu przed podjęciem działań? Dlaczego do gaszenia ognia zaangażowali postronną osobę? Pytania te ciągle pozostają bez odpowiedzi, prokurator do dziś nie wskazał winnego.

Krzysztof Kuprowski i Jan K. wybrali się w niedzielne popołudnie pograć w piłkę. Na łące, na którą zmierzali, zobaczyli zbiegowisko i straż pożarną. Gdy podeszli bliżej, zauważyli, że pali się łąka.

- Wcześniej słychać było ogromny huk - opowiada Jan. - Gdy doszliśmy na miejsce, dowiedzieliśmy się, że ten odgłos to właśnie skutek zerwania linii wysokiego napięcia. A pożar to następstwo awarii. Strażacy byli już na miejscu. Jeden z nich poprosił o pomoc. Dał Krzyśkowi wąż i pokazał, gdzie ma gasić. Krzysiek nie odmówił. Zresztą zawsze był bardzo uczynny. Wziął do ręki sikawkę. Gdy strażak włączył wodę, siła ciśnienia w wężu spowodowała, że Krzyśka odrzuciło do tyłu. Prosto w kable od zerwanej linii.

- Potem była walka o życie. Karetka, godzinna reanimacja w drodze do szpitala, pięć tygodni śpiączki i wreszcie - cud - mówią siostry Krzyśka. - Czekał na nas uśmiechnięty w szpitalu. Tak jakby nic złego się nie stało.

- Tyle, że teraz nic już nie jest proste - tłumaczy Jerzy Kuprowski, tata chłopca. - Syn bardzo cierpiał. Przeszczepiono mu skórę. Ma uszkodzone mięśnie i pień mózgu. Myli imiona sióstr. Nie zawsze pamięta, jak ma na imię matka. Ssie palec lub róg pościeli. Bardzo długo będzie musiał uczęszczać na rehabilitację. Nie wiadomo tylko, z jakim skutkiem i czy kiedykolwiek jeszcze będzie tak sprawny jak przed wypadkiem.

Tydzień po zdarzeniu do domu Kuprowskich przyszli strażacy. Zapewniali, że pomogą. Na obietnicach się skończyło.

- Aby znaleźć środki na kosztowną rehabilitację Krzyśka, wspomagam się rodziną - dodaje ojciec. - Straż nie poczuwa się do winy. Nawet nie zapytali o zdrowie syna. Przecież tak niewiele brakowało, a przez ich bezmyślność straciłbym dziecko.

- Do wypadku nie doszłoby, gdyby strażacy, zanim zaczęli akcję gaśniczą, zgłosili potrzebę wyłączenia prądu - mówi Mieczysław Wrocławski, rzecznik prasowy Kompanii Energetycznej Energa. - Powinni powiadomić Zakład Energetyczny w Wejherowie. Dopiero, gdy ten wyłączyłby napięcie, można było gasić trawę. W marcu szkoliliśmy dowódców, jak prowadzi się akcje w pobliżu prądu. Może nie zdążyli przekazać tej wiedzy swoim pracownikom.

- Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej zleciła specjalne wewnętrzne dochodzenie w tej sprawie - wyjaśnia Piotr Wołoszyk, p. o. rzecznik prasowy KW PSP. - Winą pośrednią tych strażaków jest to, że nie zabezpieczyli terenu akcji. Co do prądu, to próbowali go wyłączyć na słupie, ale rączka, która do tego służyła, urwała się. A do Energi nie mogli się dodzwonić.

Według Wołoszyka, Krzysiek sam prosił o możliwość uczestniczenia w akcji i sam nadgorliwie odszedł od samochodu. Strażak, który dał mu wąż, nadal pracuje. Jego podwładni czekają na zakończenie śledztwa i stanowisko prokuratury.

Aby prokuratura mogła podjąć decyzję w tej sprawie, musi poczekać na policyjny raport. Taki powstaje, jednak nie jest na tyle gotowy, by mógł trafić do prokuratora.

- Czekamy na ekspertyzy i opinie biegłych - mówi Janusz Górak z rumskiej policji. - Sądzę, że zarzuty niedopełnienia obowiązków zostaną postawione dowódcy tej jednostki i strażakowi. Całe zdarzenie było po prostu nieszczęśliwym wypadkiem.

W domu Krzyśka, tata i trzy siostry czekają na jego powrót ze szpitala. Pięcioletnia Małgosia wyciąga małe zdjęcie brata z kieszeni. - Smutno jest bez niego w domu - mówi cichutko.

Nie chce rozmawiać

Próbowaliśmy skontaktować się ze strażakiem, który dał Krzysztofowi Kuprowskiemu wąż do rąk. Nie chciał z nami rozmawiać.

- To był dla niego duży szok - wyjaśnia Zenon Frankowski, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Wejherowie. - Bardzo przeżył to zdarzenie. Długo był na zwolnieniu i pod opieką psychologa. Nie czuje się na siłach, by rozmawiać o tej tragedii. Tak jak wszyscy zainteresowani czeka na ustalenia policji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto