Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomorski Inkubator Kultury pomoże artystom. Pozna ich po... fakturze

Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Pomorscy artyści „zwichnięci” przez COVID i tacy, którzy są dopiero na starcie, mogą liczyć na miejsce do pracy, narzędzia, a w przyszłości także wsparcie promocyjne. O tym, czym jest Pomorski Inkubator Kultury, wyjaśnia jego pomysłodawca i animator Janusz Gawrysiak.

Co to takiego jest ten Pomorski Inkubator Kultury? Jak byś go zdefiniował w kilku słowach?
To przede wszystkim dom pracy twórczej. Miejsce, gdzie każdy artysta ma dostać pomoc w postaci miejsca do pracy. Czyli - jeżeli jesteś plastykiem - to dostaniesz pracownię. Wprawdzie wspólną z innymi, taki artystyczny open-space, ale będziesz mógł malować, rzeźbić, tworzyć ceramikę. Dostaniesz zaplecze techniczne. Tu szczególnie chcielibyśmy pochwalić się pracownią rzeźbiarską, która wyposażona jest w dość zaawansowane, jak na polskie warunki, narzędzia. A już za kilka miesięcy otwieramy też tak zwaną pracownię brudną dla rzeźbiarzy, czyli warsztat mechaniczny, gdzie oprócz młotów będą też szlifierki, podnośniki, prowadnice, wszystko to, czego ludzie sztuki potrzebują.

Pieniądze wydajemy na możliwie najlepszy sprzęt, oczywiście, w granicach rozsądku. Taki, którego artysta będący na starcie lub taki, który „zwichnął się” przez COVID, nie ma w domu, a u nas ten sprzęt może traktować jak swój.

A jeżeli zajmujesz się sztuką sceniczną?
Dostaniesz u nas możliwość przeprowadzania prób.

Bez względu na liczebność zespołu?
Tu znowu wszystko w granicach rozsądku. Jeżeli ktoś będzie chciał zrealizować musical z otwieranym dachem, przez który wyląduje śmigłowiec - to takiej możliwości nie będzie. Orkiestra filharmoniczna w pełnym składzie też nie da rady zrobić tu próby. Ale duety, tercety, ewentualnie zespół: perkusja, dwie gitary i wokal - tak. Profesjonalnej sceny pudełkowej też nie zapewniamy, ale stumetrową salę prób, z podestami, ze światłami już tak. W niedalekiej przyszłości zespoły muzyczne będą też miały swoje studio nagrań.

A film i sztuki multimedialne?
Oczywiście, że tak, tylko pozostaje kwestia tego, jakiego rodzaju wsparcia się od nas w tej dziedzinie oczekuje. Jeśli chcesz zrobić kameralną realizację czy film animowany i chcesz mieć miejsce do pracy, to dostaniesz. Natomiast komputerów do montażu i profesjonalnych kamer nie, nie mamy. Ale też bądźmy realistami. Jeśli profesjonalista malarz przychodzi i maluje, to nie może żądać, żebyśmy dali mu pędzle, bo te musi mieć swoje. Tak samo jest z dłutami rzeźbiarskimi, z bezpalcówkami dla tancerzy, bo to są „rzeczy osobiste”. Ale z drugiej strony mamy ambicję stworzenia chociażby minimalnego zaplecza dla fotografików: żeby była ścianka, możliwość podwieszania ekranów.

W przyszłości marzą nam się realizacje VR-owe, które widać po założeniu okularów google. Chciałbym przyjechać do dowolnego miejsca - czy to będzie Kościerzyna, czy Bolonia - i móc powiedzieć: tutaj u was na rynku wystawiają się artyści z Pomorza. Załóżcie państwo okulary i za chwilę zobaczycie wirtualną galerię.

Ilu artystów możecie, nieładnie mówiąc, obsłużyć?
Dlaczego „nieładnie”. Właśnie, że ładnie, bo my jesteśmy od tego, żeby artystów obsługiwać. Przypominam sobie naszą ostatnią odprawę w gronie kilku osób pracujących nad inkubatorem i właściwie nasze główne przemyślenie było takie, że chcielibyśmy, żeby ludzie sztuki cały czas słyszeli u nas jedno zdanie: „w czym ci mogę pomóc?”.

Ilu osobom możecie pomóc?
Na dziś to jest 40 podmiotów, docelowo to może być nawet 60. Dlatego „podmiotów”, że jeden malarz jest jedną osobą, natomiast jeden zespół muzyczny czy taneczny może tych osób liczyć kilka albo i kilkanaście.

Kto może zostać waszym rezydentem?
Są dwa kryteria. Po pierwsze trzeba pokazać, że jest się zawodowym artystą.

Jak?
Uprawiałeś sztukę zawodowo? Pokaż mi swoją fakturę, pokaż, że podpisywałeś z kimś umowę, utrzymywałeś się z robienia sztuki.

A jaki jest drugi warunek?
Na wstępie artysta musi nam opisać dzieło, do którego dąży, a po sześciu, dziewięciu czy 12 miesiącach - rzeczywiście je pokazać. Oczywiście nie ma gwarancji, że to mu wyjdzie. W definicję sztuki jest wpisane swoiste ryzyko. Dzieło będzie dobre albo będzie klapa.

Żeby zamknąć temat rekrutacji: wolne miejsca jeszcze są, ale ich liczba jest ograniczona, więc kto pierwszy, ten lepszy?
Tak i nie. Owszem, kto pierwszy, ten lepszy, ale jeżeli nie zdążysz, to trafiasz do „poczekalni”. A kiedy zwolni się miejsce - zadzwonimy. Z drugiej strony nie jest też tak, że z tymi artystami z „pierwszego rzutu” na pewno rozstaniemy się po tym, jak już zrealizują swój projekt. Jeżeli będzie fajny, jeżeli zainteresują się nim odbiorcy sztuki, będzie możliwość aplikowania z nowym projektem, na kolejne sześć miesięcy. Wejścia o poziom wyżej. To też nasza ambicja.

Mamy więc atrakcyjną ideę domu kultury dla zdolnych artystów w potrzebie. Ale żadna tego typu instytucja nie może funkcjonować bez pieniędzy. Kto płaci na PIK? I ile?
Zacznijmy od tego: wyobraź sobie dom kultury, w którym jest 120 wydarzeń w tygodniu - spotkań, prób, prac. Taki dom wymagałby kilkunastu etatów, trzech księgowych, palacza, czterech ochroniarzy, kadrowej, specjalisty od spraw BHP, dwóch strażaków i parkingowego. Dochodzi do tego nadzór, sprawozdania, polityka, którą generuje biuro, które z kolei musi słuchać kogoś z Wydziału Kultury... Strach pomyśleć, jakie koszty to generuje.

Tymczasem my od naszego sponsora, jakim jest Port Lotniczy im. Lecha Wałęsy w Gdańsku, otrzymujemy 150 tys. zł rocznie, czyli około 12 tys. miesięcznie. Koszty osobowe mamy nieduże, ponieważ jesteśmy zsieciowani z artystami, specjalistami, którzy wspierają PIK swoją wiedzą fachową nieodpłatnie, pasjonacko. Dopiero w sytuacji, kiedy realizowane przez nas projekty będą wymagały niezbędnego wsparcia eksperckiego, zapłacimy za konkretne zlecenia. Poza tym PIK utrzymuje się też z opłat za zajęcia edukacyjne prowadzone komercyjnie przez gdańskie Stowarzyszenie Teatru Znak, które jest pomysłodawcą i zarazem operatorem inkubatora.

A to, że możemy funkcjonować w Garnizonie Kultury, który - kolokwialnie mówiąc - kojarzy się z hipsterką i lansem - wynika z faktu, iż Hossa, która buduje i rozwija to nowoczesne osiedle, rozumie, że kapitalizm musi być dziś estetyczny, a nic nie ubogaci tego miejsca bardziej niż obecność twórców niezależnej sztuki. I jeszcze jedna rzecz, o której muszę wspomnieć. Nasz generalny sponsor, gdańskie lotnisko, oprócz wsparcia finansowego oferuje nam także trzy superatrakcyjne przestrzenie na pokazywanie sztuki. Pasażerowie przylatują do Gdańska, przechodzą przez bramki i pierwsza rzecz, jaka rzuca im się w oczy, poza pięknym portem lotniczym, to sztuka artystów pomorskich.

Czy poza prezentowaniem dzieł sztuki na lotnisku są jeszcze jakieś inne pomysły promocyjne?
Prowadzimy rozmowy o przejęciu na okres dwuletni dużych pawilonów w Lądku Zdroju, jednym z atrakcyjniejszych kurortów w Sudetach. Chcemy tam zrobić wystawę artystów pomorskich i europejskich, która przekornie i dowcipnie w stosunku do tego, co się dzieje w Wenecji, będzie nosić nazwę Biennale Lądeckie. Mamy przychylność tamtejszych władz samorządowych.

Dlaczego właśnie tam?
Bo stamtąd jest blisko do Czech, Berlina i Wiednia. W założeniach ogrodowych w samym kurorcie chcemy pokazać duże obiekty plenerowe, a pozostałe w zabytkowym pawilonie, który wygląda jak z Parku Napoleońskiego w Wenecji. Jest zaczarowany. W dodatku co dwa-trzy tygodnie w tamtejszych sanatoriach wymienia się kilka tysięcy kuracjuszy. To ma też być dla naszych artystów swoisty poligon, żeby sprawdzili, jak ich sztuka działa w kontakcie z widzem.

Czy PIK będzie też pełnić rolę marszanda, pośrednika w handlu dziełami sztuki?
To będzie działalność, o której może pomyślimy za rok-dwa. Teraz realizujemy projekt eksperymentalny polegający na pomocy artystom i nie chcemy mieszać spraw komercyjnych z tym, co mamy do zrealizowania misyjnie.

A jeśli pytasz o plany długofalowe, to marzy mi się otwarcie galerii pod auspicjami PIK w Toskanii, w jednym z miejsc odwiedzanych przez koneserów z całego świata, w miejscu, gdzie koncentruje się kilkadziesiąt galerii sztuki. Cudownie, gdyby jedna z nich nazywała się „Pomorska”.

Uważam, że tylko w ten sposób możemy myśleć o prawdziwym uprawianiu sztuki. Dlaczego najciekawszy okres w naszej historii artystycznej to było dwudziestolecie międzywojenne? Jak to się stało, że w Krakowie mieliśmy taki poziom malarstwa? Stało się tak za sprawą Józefa Czapskiego, bo to on potrafił zebrać ludzi i pojechać do Paryża. Nie opowiadaliśmy, że u nas to „kurna chata na kraju świata”, tylko włączyliśmy się w światowy nurt sztuki, dzięki czemu między nami a resztą Europy mogły swobodnie przepływać prądy artystyczne. To też jest zadanie PIK.

Skąd w ogóle wziął się pomysł inkubatora?
Nasz inkubator ma kilku ojców. Wymyśliłem go rzeczywiście ja na początku covidu podczas spotkań artystów pomorskich - SOS dla kultury. Potem zacząłem robić wokół tego dużo szumu, szczególnie szukając mecenasa i współpracy marszałkowskiej. Mamy długą tradycję współpracy z marszałkowskim Departamentem Kultury, więc w końcu, po uzgodnieniu konceptu inkubatora, posadzili mnie przed marszałkiem Strukiem i powiedzieli: masz pół godziny, mów. W przypadku prezesa lotniska było podobnie. Do dzisiaj się cieszę, że się udało. To była błyskawiczna akcja i błyskawiczne decyzje. Wierzę, że nasi partnerzy widzą, że to świetny i bardzo potrzebny pomysł. Wierzę, że namówię do tego wielu innych.

Janusz Gawrysiak - reżyser, nauczyciel, artoterapeuta, organizator i kierownik artystyczny wielu festiwali i warsztatów, założyciel i kierownik artystyczny Europejskiego Ośrodka Integracji Twórczej Znak w Gdańsku

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Pomorski Inkubator Kultury pomoże artystom. Pozna ich po... fakturze - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto