Zaczynam w roku 1939.
- Może nam pan dać przepustkę, bo kolega mundurowy chce mnie przebić bagnetem - ze śmiechem prosi pan, który zaczyna nocną wędrówkę po muzeach od wizyty na Westerplatte.
Chorąży Krzysztof Kłosowski uprzejmie wręcza panu niebieski kartonik, bez którego niemożliwe było sforsowanie posterunku obsadzonego żołnierzami z kampanii wrześniowej.
- Atmosfera dziś jest wspaniała, ale nie było mi do śmiechu, jak pierwszy raz zszedłem do zrujnowanych koszarów wojskowych - Krzysztof Kłosowski jest na co dzień zawodowym żołnierzem, a dziś - chorążym w mundurze z 1939 r. - Trudno sobie to wyobrazić, co oni czuli, kiedy siedzieli w bunkrach, kiedy byli bombardowani. I mówię to jako zawodowy żołnierz, który nie boi się huku eksplozji.
Zmierzcha, coraz więcej ludzi pojawia się na posterunku z 1939 roku. Rozmawiamy przy wejściu na ekspozycję.
- Sześć lat temu brałem udział w swojej pierwszej rekonstrukcji - opowiada pan Krzysztof. - Rekonstruowaliśmy bitwę nad Bzurą. Wyszliśmy z rzeki. Przed nami Niemcy, patrzymy - idą na nas. Odwróciłem głowę od kolegów, żeby nie widzieli łez w oczach. Poczułem to, o czym opowiadał mi mój dziadek.
- Tu odczuwa się coś, co trudno nazwać - mówią też inni rekonstruktorzy. - To jest klimat tego miejsca. Koszmar, jaki przeżywali obrońcy Westerplatte trudny jest do wyobrażenia.
Zapadał zmrok. Las na Westerplatte rozpoczynał swoją opowieść. Powiało grozą.
Inaczej na ul. Długiej. Kilkudziesięciometrowe kolejki do kas muzealnych. Z restauracji i kafejek dobiega muzyka. Tej nocy Gdańsk przypominał prawdziwą europejską stolicę. Stolicę kultury.
Wytchnąć od zgiełku można w Klubie Morza Zejman - w spichlerzu "Steffen". Tu się sączy piwko, słucha szant. Wokół belka z żaglowca, szkielet wieloryba, kolekcja kufli. Zejman to wehikuł czasu. Czas na rok 1807.
W sobotnią noc zależało gospodarzom klubu na tym, żeby pokazać, jak wyglądał lazaret, który niegdyś tu się znajdował.
Lazaret wyglądał strasznie. Na stole, nazwijmy go - operacyjnym, leżał poparzony kartaczami, pokrwawiony żołnierz. Pod ścianą dogorywało jeszcze kliku innych. Kiedy medycy piłowali żebro, bardziej wrażliwe osoby na widowni pokrzykiwały przerażone. Wkrótce ustały drgawki pacjenta, w rękach felczera pojawił sie kawałek wątroby. Czy operacja sie udała? Trudno powiedzieć. Delikwent chyba nie zostanie zaszyty, bo nagle pojawił się sam... Cesarz! Niech żyje Cesarz! Wierni mu żołnierze ledwo podnosili się z posłań by wypiąć pierś, kiedy Bonaparte pochylał się przypinając ordery.
- Co prawda nie mamy wzmianek pisanych, lecz wiemy na pewno, że był tu lazaret i prawie na pewno, że odwiedził go sam Napoleon - informował odwiedzających Andrzej Dębiec, który chwilę wcześniej po stromych schodach wprowadził wycieczkę na strych spichlerza. Rekonstrukcja wizyty Napoleona skończyła się luźną rozmową z cesarzem i wiernymi mu polskimi legionistami.
Minęła północ. Czas na noc teczek, czyli prawie 200 lat do przodu. Teraz mamy lata 80., Anna Walentynowicz pisze z więzienia do Rady Państwa. Prosi o pozwolenie na kontakt z rodziną. O umożliwienie uczestnictwa we mszy św. Pisze, że jest chora.
Dramatycznie brzmi wykaligrafowane pytanie osadzonej w Grudziądzu: " Za co?". To zwyczajna kartka papieru. A jednak dreszcz przebiega po plecach.
Noc muzeów. Świetna zabawa. Noc wrażeń. Lekcja patriotyzmu. Jak kto woli.
Opowiedzcie nam swoje historie z Nocy Muzeów 2010. Czekamy z nagrodami książkowymi. [email protected]
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?