Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomorze. Rozszerza się strajk absencyjny w szpitalach. W oczekiwaniu na "czarny poniedziałek"

Dorota Abramowicz, Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
fot. Tomasz Bołt
fot. Tomasz Bołt
Do strajkujących od wczoraj szpitali w Gdańsku (Akademickie Centrum Kliniczne, Wojewódzki, Zaspa), Sopocie (Reumatologiczny), Gdyni (Miejski i Morski), Wejherowie i Słupsku mają dziś dołączyć kolejne placówki - ...

Do strajkujących od wczoraj szpitali w Gdańsku (Akademickie Centrum Kliniczne, Wojewódzki, Zaspa), Sopocie (Reumatologiczny), Gdyni (Miejski i Morski), Wejherowie i Słupsku mają dziś dołączyć kolejne placówki - Instytut Medycyny Morskiej i Tropikalnej oraz szpital w Lęborku. W większości z nich lekarze wrócili do znanego od maja strajku absencyjnego - na oddziałach pozostali ordynatorzy i lekarze dyżurni, a do placówek przyjmowani są jedynie pacjenci w stanie zagrożenia życia.

- Zdecydowaliśmy się wyłączyć z tej formy protestu oddziały onkologiczne - zastrzega dr Jerzy Zadrożny, szef związków w Szpitalu Morskim w Gdyni-Redłowie. Pełną parą pracują też: położnictwo, noworodki, stacja dializ. - Żadnemu choremu nie dzieje się krzywda.
Tego jednak, co stać się może z pacjentami już w przyszłym tygodniu, strajkujący lekarze nie są w stanie przewidzieć. O tym, że złożyli wypowiedzenia z pracy, wiadomo było od dawna. Jednak władze pomorskiej służby zdrowia permanentnie to lekceważyły.
Jak twierdzi Irena Erecińska-Siwy, dyrektor redłowskiej placówki - 295 leczonym tu pacjentom nie grozi ewakuacja. Wstrzymać trzeba będzie natomiast przyjęcia na oddziały: intensywnej terapii, chirurgii dziecięcej, pediatrii, pulmonologii, kardiologii, ginekologii i położnictwa. Powód? - na tych oddziałach pozostaną pojedynczy lekarze. Będą w stanie zaopiekować się jedynie chorymi, którzy wracają tu już do zdrowia.
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Akademickie Centrum Kliniczne AMG - największy szpital na Pomorzu - pracował wczoraj prawie normalnie. Lekarze nie opuścili chorych, operacje i badania szły zgodnie z planem. Nie rejestrowano tylko pacjentów do kilku przyszpitalnych poradni, ale ta forma protestu trwa tu od kilku miesięcy, nie jest więc dla pacjentów niczym nowym. Związkowcy z ACK zagrozili za to, że nie będą przekazywać kuponów RUM. Żaden z pracujących w ACK lekarzy nie złożył natomiast wypowiedzenia.
W szpitalu na gdańskiej Zaspie rankiem okazało się, że trzeba na krótko zablokować przyjęcia nowych pacjentów ze względu na przepełnienie kilku oddziałów.
- Nie było wolnych łóżek - tłumaczy wicedyrektor szpitala, dr Krzysztof Wójcikiewicz. - O godzinie 2 w nocy "zatkała się" kardiologia, potem zablokowała się interna. Z tego powodu część lekarzy mimo strajku została w szpitalu.
Z Zaspy zamierza odejść 22 lekarzy - przeważnie anestezjologów i radiologów. Ich decyzja może zablokować pracę innych oddziałów szpitalnych.
Z końcem września zamierzają za to odejść z pracy prawie wszyscy specjaliści ze Szpitala Specjalistycznego św. Jana w Starogardzie Gdańskim, co grozi zamknięciem m.in. chirurgii oraz interny. Tadeusz Rocławski, dyrektor placówki, zaprzecza. Twierdzi, że to plotki i ma jeszcze cały tydzień na negocjacje z lekarzami.
- Wszystkie oddziały funkcjonują i nadal będą funkcjonować - przekonuje. Podwyżek lekarzom nie jest jednak w stanie dać, bo - jak mówi - nie jest złotą rybką.
Na efekt dramatycznego apelu władz służby zdrowia na Pomorzu do prezesa NFZ Andrzeja Sośnierza z niepokojem czeka też Ryszard Stus, dyrektor szpitala w Słupsku. Związkowcy nie przystąpili tu co prawda do strajku absencyjnego, ale z dniem 1 października chce tu odejść z pracy 107 na 170 lekarzy.
Dyrektor próbuje z nimi negocjować.
- Nie dostaliśmy żadnej konkretnej propozycji, chciano, byśmy wycofali wypowiedzenia za mglistą obietnicę podwyżek w przyszłości - mówi Wojciech Galla, przewodniczący lekarskiego związku w Słupsku. - Nie damy się na to nabrać. Jeśli nie będzie porozumienia, odejdziemy z pracy.
Wczorajsza runda rozmów, nie przyniosła jeszcze rozstrzygnięcia.
- Opracowaliśmy formułę porozumienia, przedłożymy ją marszałkowi - twierdzi Ryszard Stus.
Ostatnich złudzeń pozbawia nas centrala NFZ w Warszawie. Jolanta Kocjan, rzeczniczka prezesa, potwierdza to, co wcześniej usłyszeliśmy od dyrektora NFZ na Pomorzu - Mirosława Górskiego. Zwiększenie wartości punktu z 12 do 14 zł, o co apeluje zarząd województwa pomorskiego, to pomysł absurdalny i niezgodny z prawem. Wolno to zrobić prezesowi NFZ, ale tylko w sytuacji nadzwyczajnej, a więc np. hiperinflacji. I natychmiast po tym - ogłosić nowy konkurs ofert dla wszystkich świadczeniodawców. Jest koniec września i nie ma na to czasu.
Zmęczeni są pacjenci, bezsilni lekarze. Już teraz wiadomo, że część specjalistów ... i tak odejdzie niezależnie od wyników ewentualnych negocjacji.
Dramatyczną sytuację publicznych szpitali próbują wykorzystać placówki prywatne i firmy, pośredniczące w załatwianiu pracy za granicą.
- Odbieram codziennie kilka telefonów z ofertami - mówi lekarz - specjalista z jednego z trójmiejskich szpitali. - Pierwsze pytanie brzmi: "czy złożył pan wypowiedzenie?". A drugie: "czy już ma pan nową pracę?"


Strajk absencyjny

Ustawa o związkach zawodowych i rozwiązywaniu sporów zbiorowych wyraźnie mówi, że pracownikom, w tym przypadku, lekarzom, przysługuje prawo do strajku w formie, jaką wybiorą. Natomiast przystąpić do strajku mogą one dopiero wówczas, gdy wyczerpią całą procedurę przewidzianą prawem: złożenie postulatów, negocjacje itd. I tę procedurę terenowe organizacje Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy wyczerpały na przełomie kwietnia i maja, przed rozpoczęciem protestu. Potem protest został zawieszony. Teraz lekarze go odwiesili. W Szpitalu im. PCK w Gdyni Redłowie lekarze powiadomili o tym dyrekcję na piśmie, choć takiego obowiązku nie mają. Wystarczyło, by zrobili to ustnie.
- Strajk absencyjny polega na tym, że szpital pracuje jak podczas ostrego dyżuru - tłumaczy dr Jerzy Zadrożny, wiceprzewodniczący zarządu regionu OZZL na Pomorzu. W szpitalach mają obowiązek być tylko lekarze dyżurni.


Martwię się o pacjentów, nie o siebie
Z dr. Krzysztofem Cymermanem, kardiologiem, który za tydzień może odejść z pracy ze szpitala w Gdyni Redłowie rozmawia Dorota Abramowicz
Co będzie pan robił 1 października o 8 rano?

Jeśli nic się nie zmieni, nie będzie mnie już w tym szpitalu. Będę szukał pracy.
Tak na ostatnią chwilę?
Na pewno nie będzie żadnych przestojów. Już wcześniej dostałem kilka interesujących propozycji.
Skąd?
Z prywatnych gabinetów, spółek, miejsc, gdzie oferuje się o wiele lepsze zarobki niż mam w szpitalu. Jestem lekarzem z 15-letnim stażem pracy, ze specjalizacjami z interny i kardiologii. W szpitalu otrzymuję pensję w wysokości 2600 złotych brutto. Chcę wyraźnie powiedzieć - odejdę wyłącznie ze względów finansowych.
Nie wyjedzie pan za granicę?
Mógłbym, ale nie muszę. W kraju jest też wiele dobrych propozycji dla lekarzy specjalistów.
A co się stanie z pacjentami, których ma pan pod swoją opieką?
Jeśli pyta pani, czy martwię się o chorych, to odpowiem - martwię się. Pacjenci idą za lekarzem i wiem, że większość będzie próbowała mnie znaleźć. Niestety, nie odpowiadam ani za ich problemy, ani za kłopoty związane z ewentualną ewakuacją. Wypowiedzenie złożyłem trzy miesiące temu i nikt się tym nie interesował. Dopiero niedawno wokół nas zrobił się szum. Trochę za późno, prawda?

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto