Na 34-letniego Waldemara M. koledzy mówią "Terminator". Z wykształcenia murarz, wieloletni staż odbywał jednak nie na budowie, a w rozmaitych zakładach karnych. Według prokuratury był on hersztem doskonale zorganizowanej, bezwzględnej i świetnie wyposażonej grupy przestępczej. Bandyci porywali, palili samochody, strzelali. Teraz głównym oskarżonym grozi do 15 lat więzienia.
Dolary w pralce
W marcu 2001 roku policjanci wyłamali drzwi do mieszkania "Terminatora" w gdańskiej dzielnicy Ujeścisko. Za chwilę mogli się przekonać, jak bardzo opłacalnym zajęciem stała się dla Waldemara M. tzw. gangsterka. Mężczyzna urządził swoją skarbnicę w... pralce automatycznej. Policjanci znaleźli tam 70 tysięcy dolarów, a także sześć kamizelek kuloodpornych. Na szafie w pokoju leżała bazuka. Pozostali członkowie grupy byli także świetnie uzbrojeni. Posiadali m.in. pistolety maszynowe, karabinki snajperskie, a nawet minę przeciwpiechotną.
Pieniądze spoczywające w pralce "Terminatora" pochodziły z okupu, który zapłaciła rodzina Józefa P., właściciela sieci kantorów i sklepów jubilerskich.
Cena za życie
Biznesmen został uprowadzony 21 lutego 2001 roku sprzed swojego bloku na gdańskim Przymorzu. Bandyci rozbili mu głowę i przewieźli do domku jednorodzinnego, kilkadziesiąt kilometrów od Gdańska. Tam Józef P. został przykuty do kaloryfera. Spał na sienniku, potrzeby fizjologiczne załatwiał do plastykowych pojemników. 11 marca rodzina porwanego zdecydowała się zapłacić okup. Wolność kosztowała 300 tysięcy dolarów. Przedsiębiorca był makabrycznie poturbowany - miał m.in. połamane kończyny. Po zatrzymaniu Waldemara M. prokuratorzy i policjanci z CBŚ pracowali dzień i noc. Krok po kroku odkrywali przestępcze powiązania, w ich ręce wpadali kolejni bandyci. Po kilku miesiącach liczba podejrzanych urosła do 18. Na jaw wychodziły też kolejne przestępstwa, w które byli zamieszani.
Wszystko zaczęło się w kwietniu 2000 roku, kiedy to "Terminator" wyszedł z więzienia. Szybko nawiązał kontakt z Leszkiem F. i kilkoma innymi oskarżonymi. Najpierw zaangażowali się w sprawę tajemniczego zaginięcia Sławomira M., według policji kierującego grupami przestępczymi w Gdyni. Został on porwany ze swojej przyczepy kempingowej w jednym z ośrodków wypoczynkowych na Półwyspie Helskim. Do dzisiaj go nie odnaleziono. Kolejną ofiarą był Roman B. We wrześniu 2000 roku został on brutalnie uprowadzony, pobity, przykuty kajdankami do kaloryfera w jednej z melin gangu. Odzyskał wolność, ale jej cena była wysoka - 150 tysięcy złotych. W październiku "Terminator" i inni porwali Sławomira H. Schemat przestępstwa był podobny. Cena za życie - jeszcze wyższa, bo aż 100 tysięcy dolarów. Kolejne porwanie, styczeń 2001 roku, rodzina Andrzeja D. płaci gangsterom 360 tys. zł. Miesiąc wcześniej członkowie gangu napadli na konwojentów wyjmujących pieniądze z bankomatu w gdańskim Wrzeszczu. Zrabowali 200 tys. zł, ranili dwóch ochroniarzy i przypadkowego przechodnia.
Mogą siedzieć
W obszernym akcie oskarżenia wymienia się również wiele innych przestępstw - "Terminator" i spółka mieli m.in. przygotowywać kilka innych porwań, wymusić pieniądze od właścicieli jednej z dyskotek, podpalić samochód obywatela Niemiec. Jeżeli zarzuty prokuratury potwierdzą się przed sądem, mężczyznom grozi do 15 lat pozbawienia wolności.
Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?