Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prawdy i mity na temat Grudnia 1970. Za wszystkim stał Moczar

Tadeusz Skutnik
Rozmowa z dr. Henrykiem Mieczysławem Kulą, historykiem i politologiem - Nie jest pan historykiem szczególnie lubianym przez historyków, wie pan? - Wiem, a pan skąd wie? - Ano, prominentny historyk wyraził się ...

Rozmowa z dr. Henrykiem Mieczysławem Kulą, historykiem i politologiem

- Nie jest pan historykiem szczególnie lubianym przez historyków, wie pan?

- Wiem, a pan skąd wie?

- Ano, prominentny historyk wyraził się był o pańskich publikacjach na temat Grudnia 1970 na Wybrzeżu, że „odbierają godność uczestnikom i ofiarom tamtych wydarzeń”.

- Niczego nikomu nie odbierają...

- A ja bym dodał jeszcze od siebie, że niszczą piękną, martyrologiczną legendę Grudnia 1970.

- Zbudowaną na półprawdach, mitach, a niekiedy jaskrawych zmyśleniach.

- Wyraża się pan dosadnie, a przecież, nie będąc egzaltowanym, pseudohistorycznym głupkiem, zdaje pan sobie sprawę, że pewnych słów nie rzuca się na wiatr. Ot, choćby takich jak spisek czy sprzysiężenie. Nie boi się pan, że któryś ze spiskowców, np. Jaruzelski, pozwie pana do sądu?

- A niech pozwie. Niech spróbuje. Ja się nie boję. Moje twierdzenia oparte są na dokumentach, faktach i ich logicznej interpretacji. Nie honorują natomiast całościowej interpretacji Grudnia 1970, jaką wymyśliło Biuro Polityczne KC PZPR już w styczniu 1971 i która z niewielkimi zmianami powtarzana jest, w tym również przez „prominentnych historyków”, do dziś. Wbrew ujawnionym dostępnym dokumentom.

- Jakim? Gdzie? Kiedy?

- W tej chwili są one w znacznej mierze skoncentrowane w warszawskim sądzie, prawie sto dwadzieścia tomów akt. Z tym, że trzy czwarte dokumentów współgra z ustaleniami Biura Politycznego, tj. przygotowanymi dla uzasadnienia oficjalnej wizji Grudnia. Na nich sporządzony jest akt oskarżenia. Po jego napisaniu do akt dołączone zostały dwa zespoły dokumentów. Moim zdaniem najistotniejsze. Mianowicie: odtajnione dokumenty MSW, które dwadzieścia lat przeleżały w szafie sekretariatu ministra spraw wewnętrznych.

- Nie mogło być ich dużo zatem.

- Jakieś czterdzieści teczek. Każdą przejrzałem. I drugi zespół naprawdę wartościowych akt, to dokumenty znalezione w szopie u sierżanta (nazwisko podam później). Znalazła je na początku lat dziewięćdziesiątych, przez przypadek, policja. To był pracownik kancelarii sztabu generalnego. Dwadzieścia przeszło teczek. Dlaczego on mógł je wynieść? Bo to były dokumenty oryginalne, a w ich miejsce wkładano sfabrykowane inne.

- Czyli on je miał chyba zniszczyć?

- A on wyniósł je do domu. Dzięki temu ja miałem dostęp do oryginalnego dziennika bojowego gen. Chochy, który tu na Wybrzeżu dowodził grupą operacyjną, czyli wszystkimi wojskami. I z tego dziennika np. wynika, że ani jednego polecenia gen. Korczyński nikomu nie wydawał...

- Podobno bywał stale na gazie.

- Nie zawsze; on nie miał uprawnień. Był tylko wiceministrem ON ds. OTK, a co to była za formacja? Jakieś rezerwy na czas wojny... wojska do działań wewnętrznych. Tu nie miał nic do powiedzenia ani miejscowemu dowódcy okręgu, ani Marynarki Wojennej. 14 i 15 grudnia niektórzy mogli się tu liczyć z jego zdaniem, ale nie musieli! Z chwilą przybycia tutaj 15 wieczorem Chochy, ówcześnie szefa Sztabu Generalnego, on tu przejął całe dowodzenie i pełnił funkcję szefa Grupy Operacyjnej Sztabu Generalnego WP.

- Czyli, wracając do naszych akt, jeśli trzy czwarte z nich potwierdza wstępną tezę Biura Politycznego PZPR, jak pan mówi, o genezie, przebiegu i skutkach wydarzeń grudniowych 1970 na Wybrzeżu (a skutkami były głównie przetasowania na wierzchołkach władz partyjnych i państwowych), to jedna czwarta temu przeczy. Ile jest tych tomów?

- Czterdzieści, czterdzieści parę... dokładnie nie liczyłem.

- Jeden przykład, czemu przeczą.

- Proszę bardzo. Gdynia, "czarny czwartek", 17 grudnia. Utrzymuje się wciąż przekonanie, że panował tam chaos organizacyjny na szczeblu dowodzenia. Nic z tych rzeczy! Wszystko zgodnie z instrukcją MSW z 1969 roku. Ustawienie węzła oporu przy wiadukcie Gdynia Stocznia. Atakowanie tłumu. Operowanie w tłumie dwu sekcji "B" Służby Bezpieczeństwa. To są te nagrania nasłuchów, których część przedrukowała w swojej książce Wiesława Kwiatkowska. Mam je zidentyfikowane niemal co do jednej osoby.

- A problem chaosu dowodzenia?

- Wspomniana instrukcja na wypadek działań tego typu ustala: kto w Warszawie, kto w województwie, kto miejscu wydarzeń co robi i czym dysponuje i — patrząc na przebieg wydarzeń w Gdyni — muszę stwierdzić, była w pełni wykonywana. Wszystko działo się tak, jak powinno. Poza oczywistymi elementami improwizacji.

- Lub niewypałów.

- Jasne. Poza tym: w MSW na wypadek tego typu działań, w konkretnych komendach wojewódzkich lub miejskich następował rozdział pionów milicji i SB. Jeden zajmował się działaniami ulicznymi i siłami użytymi do walki z tłumem, drugi operował wewnątrz tłumu i wewnątrz zakładów pracy. Jakie ten pion chciał, takie informacje dawa≥ sztabowi kierującemu akcją. Wszystko.

- Jasne. Na przykład takie, że piętnastego rano zginęło w Gdańsku dwóch milicjantów, bo nie było rozkazu użycia broni. Towarzyszu Wiesławie, potrzebny rozkaz...

- Tymczasem rano faktycznie kilku zostało postrzelonych i poturbowanych, z których jeden, Marian Zamroczyński, zmarł owszem 17 stycznia 1971, był ostatnią uwzględnioną w oficjalnym spisie ofiarą. I to był sposób wymuszenia na Gomułce rzekomego „rozkazu strzelania”, który żadnym rozkazem nie był. Dotarłem do nasłuchu osobistej rozmowy gen. Słabczyka z ministrem Świtałą, w której przeprasza Świtałę za błędną informację o tych dwóch zabitych; podał mu ją „bardzo poważny oficer” z Komendy wojewódzkiej. Jest wiele ciekawostek w tych nasłuchach, dwieście stron...

- Niestety, nie piszemy książki. Może jednak coś bardzo znaczącego.

- Po tym, co się stało pod Stocznią Gdańską rankiem szesnastego grudnia. Wychodzą robotnicy, naprzeciw nich wojsko, otwiera ogień, padają zabici i ranni. Godzinę po tym zareagował telefonicznie Jaruzelski. Z awanturą. Że nie wierzy Korczyńskiemu (który meldował co się naprawdę zdarzyło), że dla niego bardziej wiarygodny jest Chocha (który kłamał), bo kto widział, żeby obstawa stoczni była jak za cara batiuszki. Najpierw powinna być milicja i sikawki, a z tyłu dopiero wojsko. A właśnie było na odwrót!

- Dlaczego?

- Generał Szlachcic uzgodnił z gen. Chochą, że tej nocy milicja będzie odpoczywać. I odpoczywała. A wojsko blokowało stocznię. Tam w książce ma pan plan rozmieszczenia wszystkich sił. Asekuracyjnie o szóstej rano komendant wojewódzki MO w Gdańsku Kolczyński melduje Ministrowi Spraw Wewnętrznych, że to Szlachcic zadecydował o takim ustawieniu sił. I co to za wojsko było?! OTK z Poznania, żołnierze, którzy w niedzielę złożyli przysięgę, a we środę byli pod stocznią! Bojowy to żołnierz, co?

- Ale pasztet! A w Gdyni?

- W Gdyni już nie. Operacja była prawidłowa. Milicja była przed wojskiem, a gdy została zepchnięta, wtedy dopiero wkraczało wojsko. Tak było np. na przystanku Gdynia Stocznia. Wojsko było wewnątrz stoczni i, na mocy porozumienia MON i MSW, pododdziały Marynarki Wojennej zajmowały wnętrza ważniejszych budynków; milicja była na zewnątrz. Dopiero 16/17.12 Chocha wprowadził pododdziały liniowe do blokowania zakładów pracy i była to już pacyfikacja miasta.

- Pan jednak twierdzi, że już 16 grudnia wieczorem cel wydarzeń na Wybrzeżu z punktu widzenia ich inspiratorów i wykonawców praktycznie został osiągnięty. Zmiana ekipy partyjnej w zasadzie stawała się przesądzona. Po co zatem był "czarny czwartek" w Gdyni? I niemal na siłę zainicjowane zamieszki w Szczecinie?

- Mógłbym odpowiedzieć tak: nie wiem. I nikt nie dowie się, po co. Nie znajdą się na to dokumenty. Bo to była wyższa gra "opracji grudniowej", bezśladowa.

- Może potrzebne było dalsze unurzanie w krwi Gomułki z udziałem Kociołka? Wezwał stoczniowców do powrotu do pracy...

- ... a tu zakłady zablokowane przez wojsko! Kociołek w tym wszystkim to pionek. Tam byli gracze wyższej rangi. A tym chyba za mało było ofiar, mówiąc brutalnie. Ofiar, które już w pewnym sensie obciążały nową, przyszłą ekipę, którą niewątpliwie chciał utrzymywać w szachu Mieczysław Moczar, bo wiedział już, że "pierwszym" po Gomułce nie zostanie. Na to kategoryczny sprzeciw zgłosiła Moskwa, jednoznacznie wskazując wskazując pewnym kręgom na Gierka. To właśnie było przesądzone już 16 grudnia 1970 wieczorem. Wszystko.

- Mówi pan jeszcze o takich rzeczach, jak kamuflowanie rzeczywistych decyzji, a także „papraniu” jak największej liczby osób - nieważne, że od nich nic nie mogło zależeć — po to, żeby jak najwięcej było współwinnych. Ale najważniejsze było wskazanie „szwarccharakterów”. A więc po pierwsze: Gomułka, po drugie Kliszko, po trzecie Kociołek i po czwarte Korczyński. Pan wybiela te „szwarccharaktery”.

- Nie wybielam, lecz zwalczam insynuacje faktami. Na przykład Gomułka był izolowany i wiedział to, co chciano, żeby wiedział i spotykał się z tymi, z którymi chciano, żeby się spotykał. Wszystkie te spotkania były zawsze pod nadzorem albo Moczara, albo Cyrankiewicza.

- Cóż w tym dziwnego: dwóch najbardziej zaufanych ludzi Gomułki.

- Osobisty sekretarz Gomułki, Walery Namiotkiewicz, który miał obowiązek dwa razy dziennie dostarczać mu korespondencję: rano o 8.30 i o 13., nie widzi się z szefem trzy dni! Sam o tym pisze. Ma amnezję co do dni 15, 16, 17 grudnia. Dlaczego? Tyle panu powiem: zalicza się go do „moczarowców”. Wszystko!

- Dla mnie to trochę mało.

- Wieczorem o 23. w poniedziałek Sztab Generalny WP wydaje rozkaz podwyższenia gotowości bojowej w okręgach śląskim i warszawskim. W nocy z 14 na 15 wojska mają przemieszczać się ku stolicy (taki rozkaz podwyższenia gotowości bojowej okręgu pomorskiego otrzymał gen. Kamiński już 12 grudnia). Tego samego dnia o dwudziestej najwyższy organ decyzyjny w MSW orzeka, że w kraju jest spokój, tylko w Gdańsku jakieś rozruchy, a tu wyprowadza się wojska... Gomułka śpi. Rano o 8.30 Cyrankiewicz informuje Gomułkę, że potrzeba do Gdańska wysłać wojsko i uzgodnił już z Jaruzelskim wysłanie 16. DP (Dywizji Pancernej). O naradzie w KC, którą miał zwołać Gomułka na godz. dziewiątą w MSW dyskutowano już o siódmej. W tym czasie Gomułka w domu jadł śniadanie.

- I co w tym dziwnego?

- Nic, po prostu wiedziano wcześniej co ma zamiar Gomułka robić.
A o dziewiątej rozgrywają przed Gomułką spektakl o konieczności użycia broni. Ozdobione dezinformacją, że nie ma instrukcji o użyciu broni.

- No cóż, jeśli Gomułka poważnie traktuje takie informacje...

- Chodziło tylko o to, żeby się wypowiedział, a potem się to przekształci w rozkaz o użyciu broni. A jak się wywozi człowieka, który rano przygotował się do kolejnego plenum, bo zaniemógł na oczy, proszę pana!

- Co, może wbrew jego woli?

- Nie no, on się w końcu zgadza, wie że przegrał. Bo zawierzył Cyrankiewiczowi, bo zaufał Moczarowi. Zresztą rzeczywiście miał przejściowe kłopoty ze wzrokiem.

- Wówczas zabrzmiało to symbolicznie i prześmiewczo.

- W dziejach wszystkich spisków i zamachów politycznych pojawia się ten sam moment: uczestniczą w nich ludzie najbardziej zaufani. Wszystko.

- Tu pojawiają się kluczowe dla pańskiej koncepcji Grudnia 1970 słowa: spisek, zamach, czy - jak w książce - sprzysiężenie. Ale o tym może przy innej okazji. Właśnie pańska spiskowa teoria ma odbierać uczestnikom godność i piękno legendzie Grudnia.

- Proszę pana, cudowną legendę można stworzyć na prawdzie. Ja mogę pokazać tych stoczniowców, jak stali się ofiarami prowokacji i jakie później wyciągnęli z tego wnioski. Już w styczniu 1971 i potem w 76, 80 roku. I to by dopiero była dojrzała legenda, a nie ta oparta na fałszywce Biura Politycznego KC, suflowanej nam nagminnie i natrętnie od lat. Wszystko.

- Dziękuję. Aha, jeszcze ten sierżant od wyniesionych teczek tajnych dokumentów.

- Sierżant Tadeusz Kisielewicz, kancelista Sztabu Generalnego. Żebyśmy tylko biedy mu nie napytali...

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prawdy i mity na temat Grudnia 1970. Za wszystkim stał Moczar - Gdańsk Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto