Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Premier wycofał się z wyścigu o prezydenturę

Michał Karnowski, Dorota Kowalska
Donald Tusk nie będzie kandydował na prezydenta. Swoją decyzję ogłosił wczoraj, przemawiając w budynku Warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. O ostatecznej decyzji premiera wiedziało wcześniej dosłownie kilka osób w Platformie. Dlatego wczoraj, tuż po jedenastej, cały świat polityki dosłownie zamarł przed telewizorami. Przesłuchanie Mirosława Drzewieckiego przerwała na godzinę sejmowa komisja śledcza.

- Rząd musi być jak skała, jak trwały fundament w sytuacji, gdy emocje targać będą politykami i partiami - mówił szef rządu, występując już tradycyjnie na tle mapy Europy z zielonym kolorem w konturach Polski, symbolizującym wzrost gospodarczy.

Im mocniej rozwijał tezę o skuteczności narzędzi politycznych, jakimi dysponuje premier, im bardziej dowodził, że w rządzie ma możliwości zmieniania Polski, tym bardziej jasne stawało się, że za chwilę ogłosi, iż jednak nie kandyduje w wyborach. I rzeczywiście. - Muszę trwać na tym stanowisku. Chcę, aby rząd pod moim kierownictwem ciężko i skutecznie pracował w czasie obu kampanii - powiedział wreszcie.

I chwilę potem postawił kropkę nad i, mówiąc: - Nie chcę uczestniczyć w wyścigu, którego celem jest pałac i zaszczyt.

Ta informacja błyskawicznie obiegła wszystkie media. I natychmiast pojawiły się wątpliwości, czy rezygnacja Tuska jest ostateczna.

Europoseł PiS Jacek Kurski uznał, że to sztuczka, a "PR-owcy Tuska próbują obrazić naszą inteligencję". Rzecznik rządu Paweł Graś przekonywał: - Ta decyzja jest nieodwołalna.

Jak ustaliliśmy, premier nie gra, nie udaje, naprawdę postanowił zrezygnować. Jak mówi nasz informator z otoczenia szefa rządu, dojrzewał do tej decyzji od dawna. Paradoksalnie, najbardziej przekonujące było obserwowanie niemocy Lecha Kaczyńskiego, który choć urzęduje w pięknym pałacu, realnej władzy ma bardzo niewiele.

Tusk nie kandyduje

Czy premier Donald Tusk może zmienić swą decyzję o niekandydowaniu na prezydenta? - To naprawdę decyzja ostateczna. Jej zmianę wyobrażam sobie tylko w jednym przypadku - kiedy wysunięty przez nas kandydat na dwa-trzy miesiące przed wyborami, zaczyna w sondażach przegrywać z Kaczyńskim. Wtedy premier będzie musiał zmienić decyzję - mówi nasz rozmówca. Ale wszyscy, także w Platformie, zgadzają się, że decyzja Donalda Tuska oznacza niemal kopernikański przewrót w polskiej polityce. Na pewno otwiera kilkutygodniowy okres rywalizacji o prezydencką nominację wewnątrz samej Plat- formy. Po twardych deklaracjach Jerzego Buzka, że nie ma mowy, by zrezygnował z funkcji szefa Parlamentu Europejskiego, liczą się dwaj kandydaci: szef MSZ Radosław Sikorski i marszałek Sejmu Broni sław Komorowski. Pierwszy ma spore, chwilami większe nawet niż premier, wskaźniki zaufania w badaniach opinii publicznej. Ale jego słabością jest niewielkie zakorzenienie w Platformie, do której przeszedł z obozu Kaczyńskich. Komorowski natomiast nie ma tak wielkiej charyzmy, ale jest popularny w partii. No i ufa mu sam Tusk. I właśnie jego szef rządu widziałby najchętniej w Pałacu Prezydenckim.

Ale o tym ostatecznie zdecydują wyborcy. Na razie z decyzji premiera cieszą się i PiS, i SLD. Liczą, że ich kandydaci mają teraz większe pole manewru, a nowy kandydat PO będzie mniej popularny niż Donald Tusk i mniej dla nich groźny.

Polakom jednak wybór premiera w pierwszym odruchu się spodobał. W sondażu dla stacji TVN 24 aż 58 proc. osób pytanych na gorąco oceniło go jako dobry, pozostali jako zły.

Z PO wystartuje Komorowski albo Sikorski. Buzek powiedział nie

- Nie będę kandydował w wyborach prezydenckich - obwieścił wczoraj premier Donald Tusk. Już chwilę później w powietrzu zawisło: jeśli nie on, to kto?

Na giełdzie nazwisk polityków, którzy mogliby reprezentować Platformę Obywatelską w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, najczęściej powtarza się dwa: Radosław Sikorski i Bronisław Komorowski. Niektórzy z polityków Platformy wzdychają jeszcze przy nazwisku Jerzego Buzka, szefa Parlamentu Europejskiego, ale on, jak wiadomo, oficjalnie ogłosił, że w wyborach nie wystartuje. - Byłby najlepszym kandydatem - nie ma wątpliwości Jarosław Gowin, poseł PO. - Ale skoro odmówił, sprawa jest oczywista. Nie powiem niczego odkrywczego, jeśli wymienię dwa nazwiska: Radosława Sikorskiego i Bronisława Komorowskiego. Lepszym kandydatem z tych dwóch dobrych byłby jednak Sikorski - ciągnie poseł Gowin. I tłumaczy, że to z racji zakresu spraw, którymi obaj politycy się zajmują. Bronisław Komorowski, to przede wszystkim sprawy Polski, Radosław Sikorski "siedzi" w problematyce międzynarodowej, i to jego atut. Podobnego zdania jest szef klubu Platformy, przynajmniej co do nazwisk. Grzegorz Schetyna pytany wczoraj, kto jego zdaniem powinien zamiast Donalda Tuska wystartować w przyszłych wyborach prezydenckich, wymienił swoich faworytów. - To Bronisław Komorowski lub Radosław Sikorski - powiedział, podkreślając jednak, że jest to jego prywatna opinia.

Co do Jerzego Buzka, Schetyna uważa, że ten pełni bardzo ważną rolę i nie powinien jeszcze kończyć swojej misji. Podobnego zdania jest Waldy Dzikowski. On też obstawia: Sikorski albo Komorowski.

Jednak przy każdym z tych nazwisk pojawiają się wątpliwości. Radosław Sikorski, choć w rankingach na najbardziej lubianego polityka wypada znakomicie, nie cieszy się zaufaniem Tuska. Nie budował Platformy, nie należy do ludzi z otoczenia premiera. Komorowskiemu, jak oceniają sami politycy Platformy, brakuje charyzmy, wyborcy wiedzą o nim dużo mniej niż o ministrze spraw zagranicznych. Jaka będzie decyzja premiera? Bo to on przecież wybierze człowieka, który z ramienia PO stanie do wyścigu o Pałac Prezydencki? Ostateczna decyzja ma zostać ogłoszona publicznie dopiero 16 maja podczas konwencji krajowej PO.

Startując Tusk pozbawiłby się władzy
Z Pawłem Śpiewakiem, socjologiem, rozmawia Andrzej Godlewski

Kilka dni temu zapewniał pan, że Donald Tusk jednak wystartuje w wyborach prezydenckich. Jak teraz pan ocenia jego wczorajszą decyzję?
Z jednej strony, Donald Tusk rzeczywiście zaskoczył mnie tą decyzją. Z drugiej strony, są dwie racje, które kazały mu postąpić tak, a nie inaczej. Ja o tych racjach mówiłem już od jakiegoś czasu. Po pierwsze, premierostwo wiąże się z realną władzą wykonawczą, której po części Tusk by się pozbawił, startując w wyborach. Po drugie, premier nie miałby komu oddać partii, gdyby został prezydentem.

A może bał się kolejnej porażki w wyborach?
Ten argument wykluczam. Wydaje mi się, że raczej chodzi o to, że premier lubi być premierem. A jego decyzja wydaje mi się o tyle śmieszna, że Tusk nie jest wzorcowym premierem. Do tej pory słabość swojego rządu usprawiedliwiał tym, że prezydent utrudniał mu pracę. Argument zgoła nieprawdziwy. Jego rządowi zwyczajnie czegoś brakuje. Po dwóch latach wydaje się, że on ciągle dryfuje. Tusk będzie coś musiał zmienić w swoim stylu rządzenia.

Sam fakt, że zostanie na stanowisku premiera nie będzie więc oznaczał, że będzie dobrym premierem?
Nie ma powodu, by sądzić, że sam fakt pozostania przez niego na stanowisku zagwarantuje nam dobry rząd. I to pomimo zmian, które w nim zachodzą. Dziś osób kompetentnych w rządzie jest więcej niż kiedyś. To jednak nie ma znaczenia, kto rządzi państwem, jeżeli nie potrafi poradzić sobie z najważniejszymi problemami. A nie da się ukryć, że rząd Donalda Tuska ma ciągle problemy z finansami publicznymi, stanem dróg, szkolnictwem wyższym, o służbie zdrowia nawet nie wspominając. Osobiście nie odczuwam żadnego komfortu płynącego z faktu, że obecny premier pozostanie u sterów.

Może poda więcej szczegółów dziś na konferencji prasowej?
Zobaczymy, co premier dziś zaproponuje. Ja jestem jednak bardziej ciekawy, jak skomentuje je koalicjant rządowy, PSL, a potem poszczególne podmioty.
Z tego, co pan mówi, wynika, że z rządem jest tak źle, że Tusk, aby go ratować, musiał zrezygnować ze startowania w wyścigu o prezydenturę.
Nie powiedziałbym, że z rządem jest aż tak źle. Nie ulega jednak wątpliwości, że nie jest to sytuacja dobra. Zwłaszcza że sama Platforma wewnętrznie jest tak podzielona, co widać gołym okiem. To zresztą jest kolejny powód, dla którego Tusk zrezygnował ze startu w wyborach - by ratować swój autorytet w partii i trzymać rękę na pulsie.

W ostatnim wywiadzie dla nas mówił pan też, że ewentualna rezygnacja Tuska ze startu w wyborach też nie przysłużyłaby się PO.
Z jednej strony tak. Przegrana PO w wyborach prezydenckich byłaby dla niej bardzo złą wiadomością. Wiadomo, że każda partia, doświadczając trudności rządzenia, po części się zużywa. Przegrana byłaby dla niej takim prztyczkiem w nos - byłoby to dobitnym dowodem na to, że wyborcy odwracają się od PO.

Donald Tusk będzie się w tym czasie starał być pierwszym premierem od 1989 r., który będzie rządził dwie kadencje?
Ma na to ogromne szanse. Próg poparcia dla PO dziś kształtuje się tak samo jak dwa lata temu w czasie wyborów parlamentarnych. Wszystko wskazuje na to, że na Platformę ponownie zagłosuje ok. 40 proc. wyborców.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto