Gdański proces sześciu członków groźnej grupy tzw. kajdankowców utknął w miejscu na wiele tygodni, ale od wczoraj toczy się normalnym trybem, bo główny oskarżony mógł dotrzeć bezpiecznie do sądu w towarzystwie policyjnej obstawy. Eskortowało go trzech uzbrojonych policjantów. Andrzej Ł., który współpracował z prokuraturą podczas śledztwa, obawiał się o swoje życie. To dzięki niemu kilkunastu członków gangu trafiło za kratki aresztu. Podobno w ostatnich miesiącach ktoś mu groził.
Andrzej Ł. opuścił areszt w połowie czerwca 2004 roku i przez pewien czas był pod ochroną funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego. Potem obstawę mu odebrano. Po raz pierwszy nie pojawił się w sądzie w grudniu zeszłego roku. Nie było go również na dwóch styczniowych rozprawach.
To już drugi proces 19-osobowego gangu "kajdankowców" (nazwanych tak dlatego, że podczas napadów swoje ofiary krępowali kajdankami). Pierwszy nie zakończył się wyrokiem, ponieważ prowadzący sprawę sędzia musiał zrezygnować z powodów rodzinnych. Potem grupę podzielono na kilka mniejszych, sądzonych osobno. To metoda sprawdzona na procesie "klubu płatnych zabójców". Dzięki temu postępowania mogą toczyć się znacznie szybciej.
Gdańska prokuratura oskarżyła bandę o kilkadziesiąt napadów z bronią w ręku, włamań, kradzieży i posiadanie broni. Czterem osobom grozi dożywocie za usiłowanie zabójstwa.
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu w połowie maja 2001 roku. Liczy 300 stron. Przed sądem będzie zeznawać 366 świadków. Prokuratorzy twierdzą, że pokrzywdzonych jest 160 osób. Zdaniem śledczych, gang działał w latach 1994-99. Oskarżonym zarzuca się 118 przestępstw.
Pierwsi dwaj gangsterzy wpadli w ręce policji w styczniu 1999 r., po napadzie na firmę Danlux w Demlinie pod Tczewem. Po sterroryzowaniu dwóch ochroniarzy zabrali kasetkę z pieniędzmi, telefony komórkowe, czajniki bezprzewodowe oraz ubrania robocze. Z miejsca napadu odjechali dwoma samochodami. Policja szybko zarządziła blokady dróg w całym województwie. Aresztowano dwie osoby.
To był przełom w śledztwie, bo jeden z zatrzymanych - Andrzej Ł. - zaczął sypać. Za kratki trafiali kolejni członkowie gangu.
Scenariusz napadów był zazwyczaj podobny. Bandyci wybierali firmę bądź hurtownię z małego miasteczka. Przyjeżdżali zamaskowani nocą, kiedy w pomieszczeniach był jedynie dozorca. Bili go i zakuwali w kajdanki.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?