MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Prokom Arka Gdynia - Zagłębie Lubin 0:1 (0:1)

Janusz Woźniak
W sobotni wieczór na stadionie w Gdyni spotkały się dwie drużyny, które nie zaznały jeszcze w ekstraklasie smaku zwycięstwa. Piłkarze Prokomu Arki Gdynia po serii pięciu z rzędu remisów głodni byli pierwszej wygranej, a ...

W sobotni wieczór na stadionie w Gdyni spotkały się dwie drużyny, które nie zaznały jeszcze w ekstraklasie smaku zwycięstwa. Piłkarze Prokomu Arki Gdynia po serii pięciu z rzędu remisów głodni byli pierwszej wygranej, a Zagłębie Lubin - do soboty ostatnie w tabeli - chciało za wszelką cenę pozbyć się miana "czerwonej latarni".
Ten mecz miał kilka podtekstów. Trener Arki Mirosław Dragan swoją prawdziwą piłkarską i trenerską karierę zaczynał właśnie w Zagłębiu. Z Lubina do Gdyni wrócił przed tym sezonem kapitan i wychowanek Arki Grzegorz Niciński. Obaj panowie twierdzili zgodnie, że żadnych sentymentów nie będzie. Zagłębie to dobry zespół, ale... do ogrania.
Lubinianie tymczasem przyjechali nad morze pod wodzą nowego trenera Franciszka Smudy, który swojego ostatniego pobytu w Gdyni dobrze wspominać nie może. Smuda bowiem ponad dwa lata temu przegrał na gdyńskim boisku z Arką 0:4 i był to jego pierwszy i zarazem ostatni mecz w roli szkoleniowca drugoligowej Piotrcovii.
- Panowie - mówił przed meczem do dziennikarzy - po co wracać do historii? Umówmy się, że wówczas byłem tu na wycieczce. Dla trenera zawsze najważniejszy jest ten najbliższy mecz. Zobaczymy co się dzisiaj w Gdyni wydarzy.
Goście zaczęli ten mecz ostrożnie - w defensywnym z pozoru ustawieniu - z jednym napastnikiem, a tę rolę pełnił Michał Chałbiński. Arka nominalnych napastników miała dwóch: Grzegorza Pilcha i Marka Kubisza. Pierwszy kwadrans gry to było typowe badanie sił. Żywa, ale chaotyczna, gra, sporo walki, lecz obaj bramkarze nie mieli okazji do interwencji.
W 19 minucie spotkania na murawie doszło do przykrego zdarzenia. Obrońca Arki Grzegorz Jakosz zaatakował wyprostowaną nogą stopera Zagłębia Carlosa Serrę. Brazylijski piłkarz Zagłębia padł z krzykiem na boisko i nie był to niestety aktorski spektakl. Za chwilę na boisko musiała wjechać karetka pogotowia - przerwa w grze trwała aż 7 minut - która zabrała Serrę, ze skomplikowanym złamaniem nogi, do szpitala.
Przez kilka kolejnych minut piłkarze grali ostrożnie, ale widać było, że coraz lepiej radzą sobie goście. Grali szybciej, płynniej i z większą łatwością przedostawali się w pobliże bramki gospodarzy.
Pierwszym ostrzegawczym sygnałem dla futbolistów Arki powinna być sytuacja w 27 minucie. Grzegorz Bartczak strzelił silnie w róg gdyńskiej bramki z 14 metrów, ale Michał Chamera zdołał wybić piłkę na rzut rożny. Dośrodkowanie z tego stałego fragmentu gry zakończyło się strzałem głową Petra Pokornego, ale futbolówkę z linii bramkowej wybił Sebastian Gorząd. Szczęście uśmiechnęło się w tym momencie do żółto-niebieskich, ale nie potrafili wyciągnąć z tego zdarzenia odpowiednich wniosków. Wprawdzie w 29 minucie Łukasz Kowalski, po dośrodkowaniu Bartosza Ławy, próbował strzałem głową postraszyć Daniela Madarica, ale trafił piłką w ręce bramkarza Zagłębia.
Na takie prezenty nie miał co liczyć po drugiej stronie boiska Chamera. Gdyński bramkarz w kolejnych minutach meczu zbierał zasłużone oklaski. W 31 minucie obronił w sytuacji sam na sam z Chałbińskim, a nie dał się pokonać także przy dobitce Dariusza Jackiewicza. Cztery minuty później bramkarz Arki w efektowny sposób przeniósł piłkę nad poprzeczką po rzucie wolnym wykonywanym przez Dawida Plizgę. Wreszcie w 40 minucie znowu zagrodził piłce drogę do bramki po mocnym strzale z 20 metrów Bartczaka. Po tej interwencji Zagłębie zyskało rzut rożny...
Seria błędów i... 0:1
To była 41 minuta meczu. Rzut rożny, niezbyt - tym razem - pewna interwencja Chamery i goście znowu wybijali piłkę spod narożnej chorągiewki. Dośrodkowanie po którym nikt z kilku zawodników Arki nie zdołał przeciąć lotu piłki, a największą przytomnością umysłu i refleksem wykazał się Pokorny posyłając piłkę do gdyńskiej bramki. Bezradność gdyńskich obrońców była w tym momencie zadziwiająca, tym bardziej, że Pokorny już kilka minut wcześniej pokazał jak może być groźny przy tym stałym fragmencie gry.
- Co z tego - mówił już po meczu rozżalony Chamera - że obroniłem kilka groźnych strzałów. Po to wreszcie staję do bramki. Niestety raz musiałem wyciągać piłkę z siatki, a my nie potrafiliśmy już tej straty odrobić. Przy golu nie mogłem inaczej się zachować. To było dośrodkowanie na tzw. krótki słupek i musiałem zostać na linii bramkowej. A później nie miałem już szans na skuteczną interwencję.
Zniecierpliwieni słabą grą gospodarzy kibice zaczęli śpiewać "Więcej ambicji Areczko, więcej ambicji", aby za chwilę zachęcić swoich piłkarzy bojowym okrzykiem "My chcemy gola". Na spełnienie tych oczekiwań żółto-niebiescy mieli całą drugą połowę meczu.
Trzeba przyznać, że po przerwie gdynianie zagrali z większym animuszem. Wejście na boisko Andrija Griszczenki i Benjamina Imeha wyraźnie ożywiło poczynania gospodarzy. Już w 46 minucie Griszczenko uciekł po prawym skrzydle rywalom, dośrodkował, ale osaczony w polu karnym przez trzech obrońców Zagłębia Niciński nie zdołał oddać strzału.
W 49 minucie goście mogli jednak "dobić" Arkę. Krzysztof Majda przewrócił w polu karnym Chałbińskiego i sędzia powinien podyktować rzut karny, co widać było dokładnie dopiero w telewizyjnej relacji. Na szczęście dla gospodarzy arbiter nie dostrzegł faulu i nakazał grać dalej.
A dalej Arka osiągnęła sporą przewagę, z której niewiele jednak wynikało. Wprawdzie w 56 minucie Imeh posłał piłkę do siatki gości, ale strzelał z pozycji spalonej. Ten sam piłkarz mógł doprowadzić do remisu w 68 minucie gry. Najpierw wygrał pojedynek z Pokornym, ale kiedy składał się już do strzału około 10 metrów od bramki Zagłębia, to piłkę ofiarną interwencją zablokował mu Vidas Alunderis. To była najlepsza i tak naprawdę jedyna w tym spotkaniu szansa Arki na zdobycie gola.

Przepraszam

Mirosław Dragan
trener Prokomu Arki
- Przepraszam za pierwszą połowę tego meczu w naszym wykonaniu. To nie grała Arka... Jak któryś z moich piłkarzy myślał, że Zagłębie jest słabe, bo ostatnie w tabeli, to otrzymał bolesną nauczkę. Lubinianie pokazali, że potrafią grać w piłkę. Mimo wszystko goście za łatwo dochodzili w pierwszej połowie do dobrych sytuacji strzeleckich. Przegraliśmy 0:1, a mogło być jeszcze gorzej. Nam w tym meczu zabrakło piłkarskich argumentów, aby pokusić się o lepszy wynik. Pomysł z Kubiszem w ataku wyraźnie się nie sprawdził.
Po przerwie zagraliśmy już lepiej, ale też nie na tyle, aby odwrócić losy tego meczu. Rozgrywki trwają, życie toczy się dalej i o punkty i zwycięstwa musimy powalczyć z kolejnymi rywalami.

Nie jestem Mesjaszem

Franciszek Smuda
trener Zagłębia
- Trenuje ten zespół od czterech dni i nie jestem Mesjaszem, aby w tak krótkim czasie dokonać cudu i zmienić oblicze drużyny. Zagłębie dotychczas zawodziło, a ja powiedziałem piłkarzom, że to co było już się nie liczy. Niech zapomną i mecz w Gdyni potraktują jakby właśnie tutaj zaczynali sezon. Zagraliśmy nieźle, a to zwycięstwo było bardzo potrzebne. Mnie, na dobry początek, ale przede wszystkim samym zawodnikom. Cieszymy się podwójnie, bo opuszczamy ostatnie miejsce w tabeli i zaczynamy wychodzić z piłkarskiego dołka. W kolejnych spotkaniach powinniśmy grać jeszcze lepiej.

Nie uwierzyliśmy

Łukasz Kowalski
Arka
- Trener mówił nam, że ostatnie miejsce Zagłębia w tabeli jest mylące, bo to dobra drużyna. Widać nie wszyscy uwierzyliśmy w te słowa. Szczególnie słabo zagraliśmy w pierwszej połowie, po której mogliśmy przegrywać znacznie wyżej. Przecież Zagłębie miało chyba z pięć stuprocentowych okazji do zdobycia goli. W drugiej połowie było nieco lepiej, ale nie na tyle - jak widać - abyśmy mogli doprowadzić przynajmniej do wyrównania. To nie tak miało być, to my mieliśmy odnieść pierwsze w ekstraklasie zwycięstwo. Trzeba jednak z tej porażki wyciągnąć wnioski, a o tak oczekiwaną przez kibiców i nas samych wygraną postarać się w następnym meczu z Groclinem lub w kolejnych spotkaniach.

"Wkopali" trenerów

Nowością na stadionie w Gdyni były w sobotę "wkopane" w asfaltową bieżnię ławki dla trenerów i zawodników rezerwowych. Szkoleniowcom zapewne ogranicza to obserwację boiska. Trener Smuda przez cały mecz nie usiadł na ławce ani razu, natomiast trener Dragan ani razu nie wyszedł z tego "podziemia". Niemniej ta lokalizacja ławek na pewno odpowiada kibicom siedzącym na trybunie krytej, bo dzięki temu mogą w lepszych warunkach oglądać mecz.

LICZBY MECZU

1
w sobotę miała miejsce pierwsza porażka Arki i pierwsze zwycięstwo Zagłębia w tym sezonie

15
przez tyle gdynianie byli niepokonani na własnym boisku w rozgrywkach II i I ligi

29
tyle tysięcy widzów obejrzało w tym sezonie mecze Arki rozgrywane przy Olimpijskiej

STATYSTYKA

Arka
Zagłębie
7
strzały celne
7
2
strzały niecelne
2
3
rzuty rożne
6
7
spalone
2
18
faule
13
4
żółte kartki
4
0
czerwone kartki
0

Prokom Arka - Zagłębie 0:1 (0:1)

Bramka: Petr Pokorny (41).
Żółte kartki: Grzegorz Pilch, Grzegorz Jakosz, Grzegorz Niciński i Krzysztof Majda (Arka) oraz Wojciech Łobodziński, Dariusz Jackiewicz, Grzegorz Bartczak i Petr Pokorny (Zagłębie). Sędziował: Piotr Siedlecki (Szczecin). Widzów 9000.
Arka: Chamera 4 - Kowalski 3, Jawny 2, Sobieraj 2, Jakosz 2 - Gorząd 3 (46 Griszczenko 3), Niciński 3, Majda 2, Ława 2 - Kubisz 2 (46 Imeh 3), Pilch 2 (77 Patalan).
Zagłębie: Madarić - Alunderis, Serra (22 Pokorny), Jackiewicz, Kłos - Bartczak (72 Strąk), Stasiak, Łobodziński, Szczypkowski, Plizga - Chałbiński.

Oceniamy piłkarzy Arki

- Michał Chamera - najlepszy piłkarz Arki w meczu z Zagłębiem. Gdyby nie jego dobre interwencje, to już do przerwy żołto-niebiescy mogli przegrywać różnicą 3-4 bramek. Dostałby jeszcze wyższą punktową ocenę, gdyby nie to, że sprokurował rzut rożny - nie utrzymał piłki w rękach - po którym padł jedyny gol w tym meczu. Mimo wszystko to był najlepszy występ Chamery w ekstraklasie.
- Łukasz Kowalski - z czwórki piłkarzy bloku defensywnego tylko jemu nie można zarzucić rażących błędów. W jednej sytuacji zagroził nawet bramce Zagłębia. W sumie poprawny występ, ale też nic ponadto.
- Piotr Jawny - Bywało lepiej. Taka ilość błędów środkowym obrońcom Arki nie zdarzyła się już dawno. Gra w linii nie oznaczy wcale pilnowania rywali tzw. radarem. Bezradność towarzysząca temu jak Chałbiński prostym balansem ciała ograł Jawnego i Sobieraja - wychodząc na czystą strzelecką pozycję - woła o pomstę do nieba.
- Krzysztof Sobieraj - jak wyżej. Tylko gdzie podział się ten Sobieraj, który tak dobrze grał w poprzednim sezonie.
- Grzegorz Jakosz - słaby występ, a do tego jeszcze ma na sumieniu złamaną nogę Serry.
- Sebastian Gorząd - zagubiony w zadaniach ofensywnych, mało kreatywny, ale... zasłużył na cieplejsze słowa ratując drużynę przed utratą pewnej bramki, kiedy wybił piłkę z linii bramkowej.
- Grzegorz Niciński - na pewno chciał zagrać bardzo dobrze przeciwko swoim byłym kolegom. Z tych chęci niewiele wyszło, ale trudno o rozgrywanie piłki, która najczęściej przelatuje nad głową, po tym jak obrońcy kopią ją do przodu.
- Krzysztof Majda - łaskawości sędziego zawdzięcza, że po jego faulu w polu karnym nie było karnego dla Zagłębia. Zdecydowanie bardziej przydatny drużynie kiedy gra na obronie lub na bocznej pomocy.
- Bartosz Ława - nawet dośrodkowania z rzutów wolnych w sobotę mu nie wychodziły. Dostroił się do słabej gry całej drużyny.
- Grzegorz Pilch - po dobrym początku sezonu gra coraz słabiej. Nie strzelił jeszcze bramki w ekstraklasie i w obecnej formie nie zanosi się na premierowego gola.
- Marek Kubisz - miał nadrobić zaległości treningowe i grać coraz lepiej. Na razie to tylko pobożne życzenia.
- Andrij Griszczenko - na tle słabości całej drużyny wypadł... przeciętnie.
- Benjamin Imeh - ożywił grę w ataku. Miał jedną dobrą sytuację, ale na strzał zdecydował się o... jeden krok za późno.
- Dariusz Patalan - grał za krótko, aby go oceniać

Lekcja pokory

Ze wszystkich drużyn ekstraklasy Grzegorz Niciński najlepiej zna Zagłębie Lubin, w którym występował, zanim powrócił do Arki. Nic więc dziwnego, że bardzo zależało mu na dobrym występie w sobotę. Tymczasem...
- Zamiast pierwszego zwycięstwa Arki w tym sezonie - mówi - daliśmy wygrać po raz pierwszy Zagłębiu. Trudno, abym po sobotnim meczu miał dobre samopoczucie. Zagłębie niczym mnie nie zaskoczyło, bo wiedziałem, że to naprawdę dobra drużyny. Mimo wszystko liczyłem na nasze zwycięstwo. Zagraliśmy jednak wyjątkowo słabo i niewiele można powiedzieć na nasze usprawiedliwienie. W zasadzie poza Chamerą każdy z nas powinien zastanowić się dlaczego pozwoliliśmy naszym przeciwnikom - szczególnie pomiędzy 20 a 45 minutą gry - na osiągnięcie takiej przewagi i stworzenie tylu sytuacji podbramkowych. Po przerwie mieliśmy może nawet więcej inicjatywy, ale w sumie dostaliśmy od lubinian piłkarskiego prztyczka w nos. To była prawdziwa lekcja pokory.
- Zatem co dalej?

- Trzeba to przeżyć, ale trzeba też wyciągnąć wnioski. Przed nami kolejne ligowe spotkania, które dla nas są szansą rehabilitacji za ten słaby występ przeciwko Zagłębiu. Musimy zrobić wszystko, aby w najbliższych spotkaniach przeciwko Groclinowi i Kolporterowi zdobyć 3-4 punkty. My nie musimy atakować czołowych miejsc w tabeli, tylko skupić się na grze, która pozwoli nam spokojnie utrzymać się w ekstraklasie. Wierzę, że ten cel w tym sezonie osiągniemy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto