Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"10 w skali Beauforta" - film o Krzysztofie Klenczonie, liderze Czerwonych Gitar

Dariusz Szreter
Krzysztof Klenczon. W Sopocie mamy już ulicę jego imienia
Krzysztof Klenczon. W Sopocie mamy już ulicę jego imienia Stowarzyszenie Muzyczne "Christopher" im: Krzysztofa Klenczona w Gdyni
Podobno za życia nigdy nie usłyszał, że jest "polskim Johnem Lennonem". Dopiero po jego tragicznej śmierci dziennikarze zaczęli używać tego porównania. 30 lat po odejściu Krzysztofa Klenczona w Sopocie jednej z ulic nadano jego imię, a w Dream Clubie odbył się pokaz premierowy filmu Heleny Giersz "10 w skali Beauforta", poświęconego byłemu liderowi Czerwonych Gitar.

Helena Giersz nie jest dokumentalistką, na co dzień zajmuje się filmem animowanym, podobnie jak jej ojciec, Witold Giersz, jeden z najwybitniejszych twórców polskiej animacji. Dokument o swoim idolu, Krzysztofie Klenczonie, zrobiła tylko dlatego, że przez 30 lat od jego śmierci nikt inny nie upamiętnił go w ten sposób.

W krótkim, spontanicznym wystąpieniu po sopockiej premierze dziennikarz muzyczny Dariusz Michalski nazwał skandalem fakt, że trzeba było dopiero prywatnej inicjatywy zamieszkałej w USA reżyserki, by powstał ten film, podczas gdy żadna z instytucji powołanych do ochrony i promocji polskiego dziedzictwa kulturowego nie tylko nie podjęła się jego realizacji, ale nawet nie wsparła jej finansowo. Nawiasem mówiąc, nadanie ulicy w Sopocie im. Krzysztofa Klenczona też jest rezultatem "oddolnych" starań fundacji Sopockie Korzenie.

Helenie Giersz udało się dotrzeć do krewnych, przyjaciół i współpracowników Klenczona z różnych okresów jego życia i kariery, począwszy od siostry, Hanny, kolegów ze szkoły w Szczytnie oraz sopockiego akordeonisty Karola Wargina, u boku którego Klenczon stawiał pierwsze kroki na scenie, po zamieszkałych w USA żonę i córkę Klenczona, producenta jego ostatniej wydanej tam płyty i muzyków, z którymi grywał w Chicago.

Krzysztof Klenczon będzie miał swoją ulicę w Sopocie

Jednak największym osiągnięciem reżyserki było namówienie na udział w filmie Seweryna Krajewskiego. Ten uznany muzyk, wieloletni muzyczny partner i przyjaciel Klenczona z Czerwonych Gitar, od dawna konsekwentnie odmawia rozmów z dziennikarzami. Tym razem zrobił wyjątek. Zgodził się nie od razu. Dopiero kiedy autorka pokazała mu zmontowane pierwsze 30 minut filmu (bez jego udziału), usłyszała: Nie chcę, żeby w filmie o Krzyśku zabrakło mojego głosu. Nagrywamy.

Widać, że dla Krajewskiego była to okazja do osobistego rozrachunku z niezwykle ważnym doświadczeniem swojego życia, uwolnienia skrywanych przez lata emocji. O Klenczonie mówi niezwykle ciepło, a kiedy bierze gitarę i śpiewa fragment piosenki "Bez naszej winy", otwierającej pierwszy album Czerwonych Gitar nagrany po rozstaniu z Klenczonem ("Nie traćmy słów nie warto, nie warto nic tłumaczyć/Lecz uwierz, że wiele dla mnie znaczą dziś minione wspólne dni/Więc ty, ty też pamiętaj, co między nami było dobre, pamiętaj/Niczyjej winy nie ma w tym, że rozdzielają nas zwyczajne dni"), wydaje się, jakby za chwilę miał się rozpłakać.

Czytaj całą recenzję filmu na www.dziennikbaltycki.pl

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto