Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Raków Częstochowa - Lechia Gdańsk. Biało-zieloni zostali rozbici w proch i pył! Kompromitacja zarządu klubu, trenera Davida Badii i piłkarzy

Redakcja
Przemysław Świderski
Raków Częstochowa - Lechia Gdańsk. Lechia Gdańsk nie miała nic do powiedzenia w Częstochowie doznając wysokiej porażki 0:4 w starciu z liderem PKO Ekstraklasy i wkrótce mistrzem Polski. Do tego wyniku przyłożyli się oczywiście piłkarze, ale również sztab szkoleniowy i zarząd klubu podejmując dziwne i bezsensowne decyzje. Trwa odliczanie do matematycznej utraty szans na pozostanie przez biało-zielonych w krajowej elicie.

Piłkarze Lechii deklarują, że będą wierzyć w utrzymanie w PKO Ekstraklasie tak długo, dopóki będą mieć matematyczne szanse na uniknięcie degradacji. Drużyna nie mogła liczyć na wsparcie zarządu klubu ani trenera Davida Badii. Zarząd i szkoleniowiec odsunęli od gry w tym meczu Mario Malocę i Dusana Kuciaka, a w ostatniej minucie pierwszej połowy wszyscy mogli zatęsknić za wspominaną dwójką. Grający awaryjnie na środku obrony Kristers Tobers zaspał, a Michał Buchalik absolutnie niepotrzebnie wyszedł daleko przed linię bramkową i Fabian Piasecki nie miał żadnych problemów, aby lobem umieścić futbolówkę w siatce. Warto przypomnieć, że to Kuciak w ostatnich meczach był wyróżniającą postacią i trzymał drużynę w grze o korzystne wyniki.

Badia swoje dołożył już przed samym meczem. Bo wymyślił Tobersa na środku obrony, bo fatalnego Joela Abu Hannę wystawił na lewej stronie defensywy, bo w ataku zagrał fatalny w tym roku Flavio Paixao. Lechia potrzebuje punktów, a większość meczu na ławce rezerwowych spędził Łukasz Zwoliński, najlepszy strzelec zespołu i zawodnik, o którego już walczą Raków Częstochowa, Lech Poznań, Pogoń Szczecin, a są też oferty zagraniczne. Z końcem czerwca wygaśnie kontrakt „Zwolaka” w Gdańsku i będzie mógł wybrać najlepszą dla siebie ofertę. Badia po raz kolejny udowodnił, że nie za zespołu, nie zna ligi i podejmuje decyzje pozbawione logiki. Bilans Hiszpana w Lechii, to pięć meczów, jeden remis, cztery porażki i tylko jedna strzelona bramka. Przed meczem szkoleniowiec cieszył się też z powrotu do zdrowia Ilkaya Durmusa, pochwalił się, że zabiera ofensywnego zawodnika do Częstochowy i cały mecz przetrzymał go na ławce.

Lechia w pierwszej połowie nie zagrała wielkiego meczu. Przede wszystkim postawiła na solidną i uważną grę w defensywie. Z przodu aktywny był Marco Terrazzino, ale jedno kontrę zepsuł, a celny strzał z dystansu nie mógł zaskoczyć Kacpra Trelowskiego. Raków też niczym nie zachwycał, grał wolno, statycznie i to po prostu był słaby mecz. Wreszcie nadeszła wspominana na wstępie 45 minuta, błędy biało-zielonych, które przyniosły gola gospodarzom. Warto dodać, że to był pierwszy celny strzał piłkarzy Rakowa w tym spotkaniu i od razu okazał się skuteczny. Drużyna z Częstochowy wprawdzie nie mogła jeszcze zapewnić sobie mistrzostwa Polski, bo wcześniej swój mecz wygrała Legia Warszawa, ale do celu jest już potrzebny tylko mały kroczek.

Druga połowa nic nie zmieniła w grze Lechii. Wejście na boisko Rafała Pietrzaka, Joeriego de Kampsa czy Zwolińskiego w żaden sposób nie odmieniło postawy biało-zielonych. Mało tego, to właśnie po fatalnym podaniu Pietrzaka drużyna Rakowa podwyższyła wynik. Ta część spotkania była o tyle inna od pierwszej, że gospodarze zagrali szybciej i stworzyli sobie więcej okazji bramkowych. Chwilę później fatalnie interweniował Buchalik i lider PKO Ekstraklasy strzelił trzeciego gola. Być może na kolejny mecz wróci już do bramki Kuciak, ale jeśli nie, to lepiej dać szansę występu w ekstraklasie Bartłomiejowi Kałduńskiemu.

„Jeszcze jeden, jeszcze jeden” – ironicznie skandowali fani Lechii po trzecim trafieniu gospodarzy. I się doczekali, bo w samej końcówce spotkania czwartego gola strzelił Vladislavs Gutkovskis. Maloca oglądał mecz w telewizji, a Tobers popełniał tragiczne błędy.

CZYTAJ TAKŻE: Takie kontrowersyjne i pamiętne oprawy przygotowali kibice. Budzą skrajne emocje

Postawa Lechii to, niestety, obraz nędzy i rozpaczy. I kolejny krok w kierunku degradacji to nie jest przypadek. Biało-zieloni grają dziś najgorzej w lidze, a problem zdecydowanie jest głębszy niż brak formy czy słabość jednego bądź drugiego zawodnika. Przed Lechią cztery mecze, ale matematyczne szanse na utrzymanie biało-zieloni stracą zapewne znacznie szybciej. Będzie to koniec 15-letniej przygody w PKO Ekstraklasie. I będzie to koniec Davida Badii w Gdańsku, którego zatrudnienie w tak trudnym momencie było kompletną pomyłką. Przewidzieli to wszyscy, z wyjątkiem władz Lechii.

- Nie wiem czy mamy chociażby iluzoryczne szanse na utrzymanie, bo gramy karygodnie - przyznał po meczu Jakub Bartkowski, prawy obrońca biało-zielonych.

Polecjaka Google News - Dziennik Bałtycki
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto