Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ranni w wybuchu niemieckiego statku

Bartosz Życiński
- Kolega uruchomił mechanizm otwierający klapy ładowni i wszystko wyleciało w powietrze. Straciłem przytomność. Dopiero po paru godzinach opowiedziano mi, co się stało.

- Kolega uruchomił mechanizm otwierający klapy ładowni i wszystko wyleciało w powietrze. Straciłem przytomność. Dopiero po paru godzinach opowiedziano mi, co się stało.

Tak relacjonował nam wczoraj słabym głosem Marcin Kępski, gdyński marynarz, jeden z poszkodowanych w eksplozji niemieckiego frachtowca "Sierksdorf".
Jednostka, na pokładzie której pracowało sześciu polskich marynarzy i niemiecki kapitan, przypłynęła do duńskiego portu Aalborg z Holandii z ładunkiem kompozytu wykorzystywanego do produkcji cementu.
O czwartej rano w poniedziałek miał się rozpocząć rozładunek przy portowej kei. Wówczas doszło do eksplozji. Na pokładzie była cała siedmioosobowa załoga. Ucierpieli wszyscy. Najlżej - niemiecki kapitan statku i dwóch polskich marynarzy. Pozostała czwórka z licznymi poparzeniami i urazami słuchu trafiła do duńskich szpitali. Najbardziej ucierpiał Roman Sz. z Chojnic, którego poddano operacji głowy.
- Wstępnie stan Romana Sz. określono jako bardzo ciężki. Wciąż nie wiadomo czy zagrożone jest życie marynarza - powiedział nam Radosław Krajewicz z polskiej ambasady w Kopenhadze.
Pozostała piątka marynarzy: Stanisław G., Mirosław Ż., Michał S., Alojzy K. i Marcin Kępski pochodzi z Gdyni.
Przyczyny eksplozji ustala duńska policja.

W ładowniach statku przewożono kompozyt do produkcji cementu. W niewyjaśniony jeszcze sposób do ładowni dostała się woda. Zaszła reakcja chemiczna, która spowodowała, że powstały opary, prawdopodobnie wytworzył się amoniak. Kiedy uruchomiono pompy, otwierające klapy ładowni, doszło do zapłonu i nastąpiła eksplozja. Tyle na razie wiemy - powiedział nam Hans Uwe Meyer, współwłaściciel firmy Meerpahl&Meyer, do której należał statek "Sierksdorf".

Cement nie eksploduje

- To niemożliwe. Nie ma takiego składnika cementu, który po reakcji z wodą dawałby amoniak lub inne łatwopalne opary. Moim zdaniem pod pokładem statku zgromadziły się gazy pochodzące z jakiegoś innego ładunku, który statek przewoził wcześniej. Może były to pojemniki z jakąś parującą, łatwopalną substancją - uważa natomiast jeden z pracowników naukowych Wydziału Chemicznego Politechniki Gdańskiej. - Śledztwo trwa, więc póki co wolałbym pozostać anonimowy. Nie znając dokładnie wszystkich faktów lepiej nie ferować takich podejrzeń zbyt wcześnie.
Być może dopiero śledztwo duńskiej policji da odpowiedź co się naprawdę wydarzyło o czwartej rano w poniedziałek przy kei portu w Aalborgu. Nocną eksplozję było bardzo dobrze słychać w tym całym, trzecim co do wielkości mieście w Danii.

Telefon od żony

- O wypadku dowiedziałem się od żony jednego z lżej rannych marynarzy o godzinie 4.50 - mówi Piotr Kościelak, współwłaściciel Maritime Manpower Supply, gdyńskiej agencji, która mustrowała Polaków na "Sierksdorfa". - Ten marynarz miał szczęście, nie wymagał hospitalizacji, podobnie jak jeszcze jeden marynarz z Gdyni i niemiecki kapitan jednostki. Pozostała czwórka trafiła do szpitala w Aalborgu.
W szpitalu zdecydowano najpierw, że najciężej ranny, Roman Sz. z Chojnic zostanie przewieziony do lepiej wyposażonego szpitala w Kopenhadze. Po obdukcji lekarze zrezygnowali jednak z tego pomysłu i Roman Sz. został poddany operacji obrażeń głowy w szpitalu w Aalborgu. Stan zdrowia pozostałej hospitalizowanej trójki okazał się na tyle zadowalający, że jeszcze w poniedziałek po południu zostali wypisani i mogli złożyć zeznania w komisariacie policji.

Wypisani, ale niezdrowi

- Chociaż zwolniono nas ze szpitala cały czas czujemy się bardzo źle. Wybuch spowodował poważne problemy ze słuchem - mówi Maricn Kępski z Gdyni, jedyny członek załogi statku "Sierksdorf", który znalazł dość siły aby porozmawiać z nami telefonicznie. - W tej chwili chciałbym jak najszybciej wrócić do domu, w którym nie byłem od ponad trzech miesięcy. Ciężko mi się teraz wypowiadać na temat przyczyn tego wypadku. Cieszę się, że żyję.
Po wybuchu w burcie statku powstała wyrwa, przez która natychmiast wdarła się woda. Mimo usilnych starań ratowników z portu w Aalborgu nie udało się utrzymać jednostki na powierzchni i o godzinie 11 w poniedziałek statek zatonął przy portowym nabrzeżu.
Ostatni rejs "Sierksdorf" odbył na trasie Holandia - Dania. Statek pływał głównie po morzach Europejskich, chociaż armator zarejestrował go pod jedną z tzw. tanich bander. W tym przypadku na maszcie powiewała bandera karaibskiego państwa Antigua i Barbuda. Na tym etapie śledztwa nie ustalono jeszcze w jakim stenie technicznym była jednostka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto