Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Roślinka pisze wiersze. Przebudzenie

Dorota Abramowicz
Lipiec 2003 roku. Aga ma zaledwie 11 lat. Na obozie jeździeckim kazano jej wsiąść na nieujeżdżonego jeszcze konia. Koń poniósł, ona spadła i dotknęła śmierci. Pogotowie, szpital w Pile.

Lipiec 2003 roku. Aga ma zaledwie 11 lat. Na obozie jeździeckim kazano jej wsiąść na nieujeżdżonego jeszcze konia. Koń poniósł, ona spadła i dotknęła śmierci.
Pogotowie, szpital w Pile.
Reginę, mamę Agi pani doktor wypytuje, czy córka ma zdrowe serce i nerki.
Robert Terlecki, ojciec Agnieszki:
- Ordynator oddziału intensywnej terapii poprosiła mnie do gabinetu. Powiedziała, że stan córki jest ciężki i nie mam co liczyć na cud. Albo zaraz umrze, albo będzie roślinką. Spytała, czy mam coś przeciw pobraniu od niej organów. Najpierw chciałem się zgodzić. Odmówiłem, gdy usłyszałem, że nie dowiem się nigdy, w czyim ciele będzie bić serce mojego dziecka.
W wypisie ze szpitala stwierdzono, że u Agnieszki wystąpiły objawy "śmierci pnia mózgu". Po interwencji ojca słowo "śmierć" skreślono długopisem i zastąpiono "stłuczeniem".
Dziś Agnieszka chodzi do gdyńskiego gimnazjum. Zapisała się do sekcji lekkoatletycznej. Pisze wiersze. Jeden z nich, zatytułowany "Ból" zaczyna się od słów:

W moim świecie czarnym
W ciemnościach odległych
W moim życiu marnym
W moich marzeniach ległych
Nie ma już nic
Pustka jedynie
Znowu nic (...)

Przebudzenie

Pierwszą rzeczą, jaką zrobił Robert Terlecki po otrzymaniu informacji o wypadku córki, był telefon do zaprzyjaźnionego księdza z prośbą o msze w intencji małej.
A potem pozostało oczekiwanie.
- Siedzieliśmy przy jej łóżku - wspomina. - Wbrew temu, co mówiła pani doktor, mieliśmy nadzieję. Następnego dnia po rozmowie o zgodzie na transplantację zauważyłem, że u Agnieszki zmienia się wielkość źrenicy. Powiedział o tym lekarzom.
- Pan to by wiele chciał widzieć - usłyszał.
Ściągnął na konsultację znanego neurochirurga z Bydgoszczy. Profesor zalecił leki. Odłączono Agnieszkę od respiratora - zaczęła sama oddychać.
Przewieźli Agnieszkę do bydgoskiej kliniki profesora Jana Talara, najsławniejszego w Polsce specjalisty zajmującego się wybudzaniem ludzi ze śpiączki. Rozpoczęła się intensywna rehabilitacja. Basen, muzyka, ciągłe pobudzanie wszystkich zmysłów.
Bez przerwy do niej mówili. Szukali choćby najmniejszego grymasu na twarzy, świadczącego, że zrozumiała.
Kilka tygodni po wypadku rozmawiali przez telefon z Łukaszem, młodszym o dwa lata bratem Agnieszki. Przyłożyli słuchawkę do ucha córki. Łukasz coś opowiadał. I wtedy Agnieszka spytała cicho, cichutko: - I co?
Czarna dziura zabrała Agnieszce pięć tygodni.
- Pamiętam pobyt na obozie, ale bez dnia, w którym doszło do wypadku - mówi szczupła, ciemnowłosa trzynastolatka. - Potem obudziłam się w wózku. Nie wiedziałam, gdzie jestem.

Niepokój

Terleccy powrócili po kilku miesiącach do szpitala w Pile. Jechali dziesiątki kilometrów z niesprawną jeszcze Agnieszką.
- W podzięce za uratowanie córki kupiliśmy dla oddziału intensywnej terapii za ponad 5 tys. złotych strzykawkę infuzyjną - wspomina ojciec. - Chcieliśmy też spojrzeć w oczy pani ordynator, ale ona nie dotarła na spotkanie...
Robert Terlecki rok później trafił na informację, dotyczącą pilskiego szpitala.
- Wcześniej miałem tylko żal za to, co powiedziano o Agnieszce. Kiedy jednak przeczytałem, że szpital w Pile to wiodąca placówka pod względem ilości organów, pobranych do przeszczepów, poczułem niepokój.
Od tej pory Robert zadaje pytania. Pojawił się w programie Jana Pospieszalskiego "Warto rozmawiać", udziela wywiadów do gazet. Pyta lekarzy, duchownych i decydentów, czy zbyt pochopnie nie mówi się o śmierci mózgowej i zbyt szybko nie kwalifikuje się pacjentów do transplantacji.
- Gotów jestem oddać swoje organy drugiemu człowiekowi, ale muszę mieć pewność, że nie zostanę pochopnie zakwalifikowany jako dawca - twierdzi. - A system, jaki obowiązuje w Polsce sprawia, że tej pewności nie mam. Nie wiem, dlaczego podaje się martwym dawcom przed pobraniem narządów środki znieczulające. Chciałbym wiedzieć, czy nie jest tak, że z organów pobranych przez dr. X nie korzysta w 80 procentach klinika dr Y. Interesuje mnie na jakich zasadach działała ogłaszająca się w Internecie pod adresem "przeszczep.onet.pl" tajemnicza fundacja.
Tym ogłoszeniem zajęła się policja z Zielonej Góry. Na stronie internetowej można było przeczytać: "Nasza fundacja pomaga nawiązać kontakt między dawcą a biorcą narządów takich, jak miedzy innymi nerki. Korzystając z licznych kontaktów szukamy biorców i dawców na całym świecie. Nawiązujemy liczne kontakty z organizacjami na całym świecie zajmującymi się przeszczepami organów."
W Polsce handel organami jest zabroniony, a narządy do transplantacji można pobrać tylko od osób zmarłych lub spokrewnionych dawców. Inaczej jest już w np. Izraelu i Egipcie.
Po nagłośnieniu sprawy przez media strona internetowa znikła.

Przerwany sen

Robert Terlecki dzwoni do profesora Jana Talara. Mówi, że znów dziennikarze zajmą się problemem i prosi o numer telefonu do współpracującego z profesorem dominikanina, ojca Jacka.
- Mogę porozmawiać z profesorem? - pytam.
- Nie - słyszę. - Pan profesor nie udziela wywiadów.
Człowiek, który zbudził Agnieszkę i o którym jej rodzice mówią "cudotwórca" ma kłopoty. Musiał zostawić stworzoną przez siebie Klinikę Rehabilitacji przy Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. W sierpniu br. roku policjanci z wydziału antykorupcyjnego zarzucili profesorowi wzięcie 25 tys. złotych łapówki i 24 butelek koniaku. Na specjalnie uruchomiony telefon antykorupcyjny dzwonili ludzie, którzy opowiadali o "datkach" za miejsce w klinice. Profesor twierdzi, że jest niewinny.
- To absurdalne oskarżenie - mówi Robert Terlecki. - Lekarz, który uratował dziesiątki istnień, mieszka w trzypokojowym mieszkaniu w bloku i jeździ starą skodą!
Część uratowanych trafiła do kliniki dzięki ojcu Agnieszki.
Zaczęło się od Ireneusza Skibińskiego, policjanta z Kościerzyny.
- Zaszedł do prowadzonego przeze mnie salonu motocyklowego znajomy policjant - wspomina Terlecki. - Był przygnębiony - wracał z AMG, gdzie leżał nieprzytomny jego kolega po wypadku samochodowym. Lekarze powiedzieli, że za dwa dni odłączają go już od respiratora...
Zadzwonił do profesora i policjanta pod respiratorem, przewieziono do Bydgoszczy. Odzyskał przytomność, powraca do sprawności. A na ścianie gabinetu Terleckiego wisi oprawione z ramki podziękowanie od NSZZ Policjantów z Kościerzyny za uratowanie życia koledze. Potem był żużlowiec Piotr Winiarz, ranny na zawodach w węgierskim Debreczynie. Dziś jeździ na rowerze. Kiedy w USA wybuchła afera z Terri Schiavo, którą sąd nakazał odłączyć od aparatury podającej jedzenie i picie po 15 latach śpiączki, Terlecki zadzwonił do sekretariatu prezydenta George’a W. Busha. Zaproponował - w imieniu profesora - przewiezienie Amerykanki do polskiej kliniki.
- Nie wyszło - mówi. - Mężowi zbyt zależało na odszkodowaniu.

Dziś wiele mogę

Przed wakacjami pisałam o Józefie Łatwisie, który spadł z dużej wysokości podczas pracy w gdańskiej stoczni. Dziś ten 47-letni ojciec pięciorga dzieci leży w śpiączce w gdyńskim Hospicjum św. Wawrzyńca. Oddycha sam, ale to wszystko, co może zrobić samodzielnie.
- Za pośrednictwem pana Terleckiego udało się ściągnąć do Gdyni profesora - mówi Bogusława Łatwis. - Obejrzał męża, powiedział, że gdyby go miał w swojej klinice, to by go w dwa tygodnie obudził. Konieczne są m.in kąpiele w basenie. Tylko skąd ja wezmę basen?
Profesor nie zabierze pana Józefa do kliniki. Po pierwsze, już nią nie kieruje. Po drugie - dyrekcja szpitala ograniczyła liczbę łóżek dla ofiar śpiączki z 32 do pięciu.
- Po odejściu profesora z kliniki nie walczy się o ludzi w śpiączce - mówi ojciec Agnieszki. - Chciałbym założyć fundację, która utworzy szpital zajmujący się wybudzaniem ludzi. Szpital, wykorzystujący doświadczenie profesora Talara. Mam nadzieję, że znajdę sprzymierzeńców.
A Agnieszka kilka dni temu napisała wiersz, który zatytułowała "Dojrzewanie":

Wczoraj byłam jeszcze dzieckiem
Które szuka po omacku swojej drogi
Byłam dzieckiem
Którego los jest zbyt srogi
A dziś?
A dziś znalazłam drogę
Dziś wiele mogę.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto