Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rowerowe Trójmiasto: Gdański Klub Katownia

Piotr Siondalski
Piotr Siondalski
Realizacja aktywności, które powodują wyrzut adrenaliny, jest faktem, stylem życia, a czasami ucieczką. Nikomu niepotrzebny, graniczny wysiłek fizyczny może uzależnić podatnego endorfinistę. Od pewnego momentu będzie mu się wydawało, że stanowi on treść życia.

Propagacja aktywności, które doprowadzają do wyrzutu adrenaliny, a są dostępne nie tylko dla zawodników ekstremalnych dyscyplin sportu, jest bardzo zauważalna od około dziesięciu lat w Polsce. W miesięczniku „30 dni” wydanym w lutym 1999 roku zamieszczono artykuł pod tytułem „Jazda po Tomacu”. Opisano w nim starą skocznię w lesie za Osiedlem Młodych we Wrzeszczu, po której zjeżdżali na rowerach zawodnicy skupiający się wokół Buga Sport przy ulicy Kartuskiej. W scenerii bukowego lasu i wzgórz morenowych osiągali prędkości około osiemdziesięciu kilometrów na godzinę na stromym stoku. Po kilku latach na ścieżkach leśnych pojawili się inni rowerzyści z łopatkami, budujący systemy skoczni i karkołomnych zjazdów.

Jest jeszcze przynajmniej jedna grupa ludzi na rowerach, którzy trzy lata wcześniej zaczęli produkować adrenalinę w trakcie kilkugodzinnych jazd na rowerze po wzgórzach morenowych Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Założyli tę formację dwaj lekarze: Jurek Buczkowski i Piotr Siondalski, kiedy wyruszyli pojeździć po lesie wczesnym rankiem, w którąś niedzielę, jesienią 1996 roku. Powstanie Katowni nastąpiło spontanicznie, w trakcie pokonywania kolejnych tras w błocie i liściach, a czasem po zamrożonej trawie i kałużach, w których wcześniej taplały się dziki. Nazwę wymyślili kiedy zadali sobie pytanie, czy w ich aktywności chodzi o utrzymanie zdrowia i młodości czterdziestolatków, czy o to żeby się skatować.

Tak też nazwaliśmy się Klubem Katownia. Po jedenastu latach spotykamy się w szerszym i ciągle zmieniającym się gronie. Katownię, początkowo tylko rowerową, poszerzyliśmy o sekcje ekstremalnych porannych biegaczy, chodziarzy, windsurferów, kitesurferów, a także mamy w swoim gronie ekstremalnego spawacza. Na spotkaniach klubowych czasami zastanawiamy się dlaczego Katownia ciągle istnieje, pomimo braku sformalizowanej struktury. Odpowiedź jest prosta. Daje ona każdemu z nas możliwość poznania siebie w czasie pokonywania ekstremalnego wysiłku, maksymalnego dla naszych możliwości fizycznych, wykonywanego nie po to, aby powiększyć mięśnie lub wygrać zawody.

W sytuacjach tych osiągamy stan tak dużego zmęczenia, że zaczynamy wątpić w swoją inteligencję. Wywołuje to wspaniały, ulotny i niedostępny w innych okolicznościach dobrostan psychiczny. Może jest to uzależnienie, które należy nazwać "zmęczenioholizmem"? Taka „jazda na rdzeniu” – mam na myśli rdzeń kręgowy – jest jak kąpiel oczyszczająca lub okładanie się witkami w bani z bardzo dużą ilością dymu i wilgoci. Po bólu następuje spokój i odprężenie.

W odpowiedzi na apel Jurka spotkaliśmy się w listopadzie 2007 roku, w jedenastą rocznicę powstania Katowni, w pewnym barze nad morzem. Było nas jedenaście osób. Córa Jurka - Natalia, moi synowie – Mateusz i Marcin, a także Filip, Leszek, Waldek, Bartek, drugi Jurek, Tomek. Mamy swój breloczek klubowy – foto 1. Rozpisaliśmy konkurs na plakietkę. Kto go wygra otrzyma pocałunek od Prezesa Katowni w czoło. Wybraliśmy Prezesa, którym został Jurek. Był to dobry wieczór

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto