MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Aloszą Awdiejewem: "Uprzedzam studentów, że moje wykłady nie mają charakteru rozrywkowego"

[email protected]
Polskiego narodu nie uda się podzielić, jego dusza wciąż jest sama - podkreśla Alosza Awdiejew. FOT. MACIEJ JĘDRZYŃSKI
Polskiego narodu nie uda się podzielić, jego dusza wciąż jest sama - podkreśla Alosza Awdiejew. FOT. MACIEJ JĘDRZYŃSKI
Starogardzianie obejrzeli w minioną sobotę w kinie "Sokół" występ Aloszy Awdiejewa z jego nieodłączną gitarą. Artysta rozbawił wszystkich, choć również i w wielu momentach wzruszał, w czym pomagali mu na scenie dwaj ...

Starogardzianie obejrzeli w minioną sobotę w kinie "Sokół" występ Aloszy Awdiejewa z jego nieodłączną gitarą. Artysta rozbawił wszystkich, choć również i w wielu momentach wzruszał, w czym pomagali mu na scenie dwaj muzycy: Marek Piątek – znakomity gitarzysta solowy, utalentowany improwizator i jazzman oraz Kazimierz Adamczyk – kontrabasista, muzyk jazzowy.

Po występie, Awdiejew chętnie podpisywał swoje płyty i zgadzał się na wspólne zdjęcia z publicznością. Było więc dokładnie tak, jak się spodziewano - zero gwiazdorstwa i pozowania, za to wiele sympatii dla widzów. Wszak artysta sam o sobie mówi, że próbuje nowej formuły rozmów z publicznością i usiłuje zawsze zniszczyć dystans między artystą a widzami. Awdiejew nie cierpi też estradowych marionetek. Jeszcze przed koncertem artysta chętnie zgodził się na rozmowę. Mogłaby ona być znacznie dłuższa, bo Alosza chętnie odpowiadał na pytania, lecz, niestety, czas nas gonił.

Niedawno minęło 40 lat od czasu, gdy osiadł pan w Polsce. To kawał czasu, sporo się wydarzyło. Spróbujmy podsumować ten okres w ten sposób: Czy przez te lata dusza narodu polskiego zmieniła się, zwłaszcza w ostatnich latach, pod wpływem wprowadzenia kapitalizmu?

- To w dalszym ciągu ten sam naród i, że tak powiem, na szczęście i na nieszczęście. Ma on bowiem, jak mawiał pewien wspaniały satyryk, plusy dodatnie i plusy ujemne.

Tym satyrykiem był Lech Wałęsa?

- Tak, oczywiście (śmiech). W istocie Polacy pozostali sobą. Mimo reżimu, jaki im narzucono i który mógł sprawić, że nie czuli się przecież jak u siebie w domu. W Polakach jest nadal to umiłowanie do kultury, tradycji, historii, co bardzo cenię. Jak trzeba było robić nowy ustrój, to oczywiście też były próby eksperymentowania z narodem. Ostatnio na przykład okazało się, że można go podzielić, tak ogólnie mówiąc, na ten na prawdziwy i ZOMO.
Polski naród jest nosicielem tej zgubnej tradycji, jakby egoizmu narodowego rozliczeń historycznych i to się wciąż ciągnie. Demagogia, zacietrzewienie....

Ale Rosjanie również nie pozbyli się pewnych minusów, prawda?

- Owszem, jak byli homo sovieticus, tak są nimi nadal. Pewnego razu mnie zapytano, kiedy problem Katynia przestanie istnieć. A ja na to: Wtedy kiedy Rosjanie zrozumieją, że to było przestępstwo i przeproszą.

Przeproszą nas w końcu?

- W takim zakresie, jakim im by to dało oczyszczenie, zrozumienie pewnych rzeczy - nie spodziewam się tego w najbliższym czasie. W przyszłości może tak, ale raczej będzie to odległą przyszłość. Rosjanie uważają, że albo można ich lubić, albo można ich nie lubić. Jeżeli więc ktoś ich krytykuje, to znaczy, iż nie lubi, a jak ktoś mówi, że są wspaniali, to znaczy, że ich lubi. I koniec. Taka to staropanieńska postawa dyplomatyczna.

W jednym z wywiadów z panem przeczytałem, że zajmuje się pan teorią humoru. Brzmi tyleż ciekawie, co tajemniczo. Na czym to polega?

- Przez pewien czas zajmowałem się semantyką humoru. Innymi słowy, interesowałem się tym, co trzeba zrobić, jakie elementy są potrzebne, aby powstał humorystyczny efekt. Są pewne teorie na ten temat, na przykład mówiące o potrzebie zastosowania pewnego kontrastu w opowiadanej historyjce. Na przykład: John i Mary żyli szczęśliwie 20 lat, potem się spotkali. Ten kontrast zmusza odbiorcę do interpretacji całego tekstu. Ale kontrast semantyczny nie jest wystarczający, bo konieczne jest zastosowanie obiektu śmiechogennego.

Co to za obiekty?

- Choćby politycy, blondynki, policjanci, teściowe, ostatnio bliźniaki... Dlatego funkcjonują warianty kawałów, które spotykamy w różnych, odległych bardzo od siebie miejscach. Najważniejszy jest w nich właśnie obiekt śmiechogenny. Czytałem kiedyś, że w Birmie jakiś satyryk został wsadzony do więzienia, bo powiedział pewien kawał. Chodziło w nim o to, że amerykański prezydent pyta Boga: Kiedy wprowadzę demokrację na całym świecie ? Bóg na to: Nie za pana życia. W wersji z prezydentem Birmy, tenże prezydent zapytał Boga: Kiedy u nas będzie demokracja? A Bóg na to: Po mojej śmierci. Ten sam dowcip, jak pewnie wielu pamięta, opowiadano w PRL, tyle tylko, że tym pytającym był Jaruzelski.

Jest pan profesorem, wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Czy studenci liczą na to, że będzie ich pan rozśmieszał w czasie zajęć? A może podczas egzaminów?

- Zawsze uprzedzam studentów, ze moje wykłady nie mają charakteru rozrywkowego. Czasem mogą wydawać się nawet nudne, niezrozumiałe. No, ale wtedy liczę na dodatkowe pytania z ich strony. Nie unikam jednak dowcipkowania, jeżeli jest to oczywiście na miejscu i pomaga w zrozumieniu tego, co chcę studentom powiedzieć.

Wróćmy na scenę. Jest pan znany nie tylko w Polsce. Występował pan w wielu krajach, na przykład przed żydowską publicznością, bo przecież i ta kultura, tradycja są panu bliskie.

- W dzieciństwie i młodości miałem w Rosji dużo przyjaciół Żydów, którzy nie byli ortodoksyjni. Wspominam to z sympatią, pamiętam, że ich dyskryminowano. Chociażby wówczas, gdy nie mogli dostać się na wyższe uczelnie. W czasie estradowych wędrówek gram dla Żydów. Różne są to występy. Graliśmy kiedyś dla Żydów polskich w Tel-Awiwie. Było to trochę ryzykowne ze względu na te kawały żydowskie, które znam (śmiech). Zostaliśmy wspaniale przyjęci.
Cala sala został wypełniona przez starsze osoby. Było więc trochę ponuro, ta publiczność nie mogła przecież reagować żywiołowo. Było więc to spotkanie pełne melancholii i nostalgii Przywiozłem im przecież kawałek historii, opowiadałem o tym, co co minęło, o młodości, o bólu historycznym...

W Polsce też jest sentyment do tej wschodniej kultury, muzyki szczególnie. Stąd popularność pańskich występów i innych wykonawców grających podobnie.

- Zdecydowanie tak. W Polsce jest masa ludzi, którzy wykonują popularne rosyjskie romanse, piosenki złodziejskie, żydowskie utwory. Polska ma po prostu syndrom odciętej nogi wschodniej.

Jak to rozumieć?

- Nogi już nie ma, a ona boli... Lwów, Wilno - tam są elementy mieszanek różnych egzotycznych kultur, które nadal pociągają pokolenia Polaków, za którymi jest tęsknota. Na przykład W Przemyślu są festiwale orkiestr podwórkowych. Istnieje tam kilka przemyskich orkiestr lwowskich. Grają lwowskie piosenki, ale tworzą też i nowe, w tym samym klimacie, co oznacza ciągłość tej kultury. Wspaniali ludzie. Wciąż więc mamy do czynienia z nostalgią za tym wszystkim. I nie można się dziwić, bo prawdziwy Polak, to ten, który przeżywa swoja historie.

Wróćmy do występów zagranicznych. Słyszałem, że po jednym z nich musiał pan zagrać ponownie cały program, bo tak sobie życzyła publiczność.

- No, prawie cały program. Zdarzyło się to w Ameryce, w Chicago, gdzie graliśmy dla rosyjskich Żydów. Skończyliśmy koncert, zwijamy się, a publiczność dalej siedzi i nie chce wychodzić. Co jest grane? - myślę sobie. W końcu przyszedł do mnie pewien pan i mówi z takim typowym akcentem żydowskim: Ja bardzo pana przepraszam, czy to jest już koniec? Oj, nie można tak tego przerwać. Bardzo proszę coś jeszcze zagrać, bo ludzie i tak nie pójdą do domu. No więc graliśmy jeszcze ponad godzinę. Wspominam ten koncert bardzo sympatycznie.

Muzyk i naukowiec

Alosza na scenie i dla przyjaciół, formalnie Aleksy Awdiejew, od kilkunastu lat obywatel polski, urodził się w Stawropolu na północnym Kaukazie. Swoje pierwsze występy sceniczne rozpoczął mając sześć lat, śpiewając kołysanki i piosenki popularne ze swoją matką, która była nauczycielką rosyjskiej literatury i języka i śpiewała na scenie amatorskiej. Ukończył średnią szkołę muzyczną z dyplomem chórmistrza. Przez trzy lata prowadził amatorskie chóry i orkiestry w Moskwie i okolicach.

Później studiował anglistykę na Uniwersytecie Moskiewskim. Na drugim roku studiów uzyskał stypendium Radia Moskiewskiego i rozpoczął studia na filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Dyplom uzyskał z wyróżnieniem, ożenił się z Polką i został zaangażowany jako asystent na filologii rosyjskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od 1976 roku zaczął z powodzeniem śpiewać swe romanse i piosenki w legendarnej „Piwnicy pod Baranami”. Swoje pasje jazzowe realizował grając na fortepianie w zespołach Beale Street Band i Playing Family.

Jednocześnie zajmował się pracą naukową, którą efektem było uzyskanie tytułu doktora, a później doktora habilitowanego nauk humanistycznych. Obecnie pracuje na stanowisku profesora w Instytucie Rosji i Europy Wschodniej na Wydziale Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ. Zajmuje się m. in. gramatyką komunikacyjną i funkcjonowaniem języka w środkach masowego przekazu.

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rozmowa z Aloszą Awdiejewem: "Uprzedzam studentów, że moje wykłady nie mają charakteru rozrywkowego" - Gdańsk Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto