Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ryby na Targu Rybnym

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
Na Targu Rybnym mają się znowu pojawić stragany z rybami. Czy da się jednak wskrzesić dawne tradycje?

Media donoszą ostatnio o planach sporych zmian na Targu Rybnym. Inicjatywa wychodzi od władz Miasta, pod hasłem kolejnej "strefy prestiżu", które to określenie znaczy mniej więcej tyle, że mają się tam znaleźć kawiarnie i inne lokale gastronomiczne, a całość ma stać się miejscem o wyrazistym klimacie. Rzeczywiście, dzisiejszy Targ Rybny, to miejsce całkowicie zwyczajne, niewielki plac, przy którym znajduje się wprawdzie kilka lokali, ale charakter nadaje raczej mu zajmujący cały środek parking.

Strefa prestiżu

Likwidacja parkingu to jedno z założeń projektu. Kolejnym jest wymiana nawierzchni placu. Zmiany dotknąć mają również trawnika między Targiem, a nabrzeżem Motławy, który ma być przystosowany... do deptania. Najciekawszym jednak z całej gamy proponowanych zmian jest pomysł przywrócenia na Targu Rybnym handlu rybami. Mowa jest o jednym, lub dwóch dniach w tygodniu, kiedy to na placu pojawiać miałyby się świeże ryby.

Tradycja handlu rybami w tym miejscu jest niemal tak stara jak sam Gdańsk. Mowa o tym już w krzyżackim przywileju dla Głównego Miasta z 1342 r. Umieszczenie rybnego rynku w pobliżu bramy krzyżackiego zamku miało ułatwić krzyżakom wykonywanie prawa pierwokupu co ładniejszych ryb, które miały trafiać na stoły braci zakonnych i zamkowej załogi. Krzyżacy zniknęli z Gdańska w połowie XV w., ale Targ Rybny pozostał. Z czasem oddzieliła go od nabrzeża Motławy pierzeja domów, której po II wojnie światowej nie odbudowano. Powstało wówczas rozróżnienie na Targ Rybny i Rybackie Nabrzeże. Dla większego zamętu nazewniczego, nazywano czasem dzisiejsze Rybackie Nabrzeże Targiem Rybnym, a dzisiejszy Targ Rybny Targiem Tylnym. Pod koniec XIX w. handel rybami skupiał się już raczej nad brzegiem Motławy, gdzie zobaczyć można było stojące równym rządkiem, skierowane dziobami do nabrzeża rybackie łodzie. Na właściwym Targu Rybnym, nazywanym wówczas "targiem kartoflanym", sprzedawano wówczas, jak wskazuje na to nazwa, raczej płody rolne.

Fischfrau

Prawdziwą instytucją Targu Rybnego była tzw. Fischfrau, co przetłumaczyć trzeba by jako "pani sprzedająca ryby". Specyfika pracy rybaków, którzy udawali się na połów o świcie, lub nawet przed wschodem słońca, sprawiała, że kiedy docierali swoimi łodziami do Rybackiego Nabrzeża, przekazywali prowadzenie rodzinnego interesu żonom (rzadziej córkom), sami zaś zapadali w sen. Inną grupą "pań od ryb" były zawodowe handlarki, kupujące towar bezpośrednio od rybaków i oferujące go na Targu. Handel rybami był zatem zajęciem zdominowanym przez panie. Były one charakterystycznym elementem gdańskiego miejskiego folkloru, choć tylko część z nich była mieszkankami Gdańska. Najczęściej pochodziły z Wisłoujścia, Nowego Portu, Gdańskiej Mierzei, lub nawet z Helu.

Gdańska Fischfrau rozpoznawalna była na kilometr. Siedziała zwykle w królewskiej pozie za straganem pełnym rozmaitych ryb, ubrana w szeroką, fałdzistą suknię i obowiązkowy kapelusz z szerokim rondem, osłaniający twarz przed słońcem, nazywany w Gdańsku "koszem na flądry". Posługiwała się najczęściej specyficzną gwarą, która oparta była na ludowej odmianie niemczyzny, stosowanej w Gdańsku, ale przy tym pełna wtrętów z narzeczy używanych w miejscu, z którego pochodziła. Nie raz można było zatem usłyszeć w zgiełku Targu Rybnego wyrazy o ewidentnie polskim pochodzeniu, często brzmiały tam słowa kaszubskie. Do legendy jednak przeszły te sformułowania gdańskich handlarek rybami, które określano mianem "łaciny z Targu Rybnego". Nie chodziło tu bynajmniej o znajomość języka Rzymian. Między bajki raczej włożyć należy relację siedemnastowiecznego podróżnika, który utrzymywał, że dogadał się z przekupkami na Targu Rybnym po łacinie.

Łacina z Targu Rybnego

Panie handlujące na Targu Rybnym były niewiastami niezwykle uprzejmymi. Uprzejmymi dopóki ktoś nie zakwestionował jakości, bądź świeżości oferowanych przez nie ryb. Takie zachowanie uruchamiało natychmiast lawinę zarzutów, wyzwisk, a nawet gróźb pod adresem kogoś, kto ośmielił się uczynić podobny zarzut. Panie wykazywały się przy tym niezwykłą inwencją, skoro znaleźli się literaci, którzy postanowili spisać wyzwiska, jakie mógł usłyszeć nieostrożny klient. Jeden z takich wykazów, wydany drukiem na początku XIX w., nazwano "Honorowe tytuły z Targu Rybnego". Nie zawsze jednak klient kładł uszy po sobie i znikał tak prędko jak umiał (co nieodmiennie sugerował odpowiedni fragment litanii wyzwisk), goniony rechotaniem innych klientów i chwilowo nie wyzywających przekupek. Czasem zdarzało mu się wezwać straże, co kończyć mogło się umieszczeniem autorki szczególnie wulgarnej i obraźliwej reprymendy w tzw. "Żółtej Annie". "Żółta Anna" była siedemnastowiecznym urządzeniem penitencjarnym w postaci obrotowej klatki, nieprzypadkowo zapewne ustawianej właśnie na Targu Rybnym.

Jako przykład ciętej repliki gdańskiej handlarki, przytoczyć można następującą sytuację: pewna elegancka pani, przyglądając się rybom przez pince-nez, powiedziała: "Ale jakieś takie chude są...", na co Fischfrau bez zająknięcia odparła: "Takie grube jak pani, to na pewno nie będą!".
Znany jest jeden jedyny przypadek, kiedy przekupce z Targu urwał się wątek wyzwisk. Zdarzyło się to, kiedy jakiś wykształcony człowiek, w odpowiedzi na lawinę przekleństw, zaczął głośno liczyć po hebrajsku. Świadkowie tego zadziwiającego zdarzenia twierdzili, że Fischfrau otworzyła szeroko oczy i zapomniała języka w gębie. Tak strasznych przekleństw jeszcze nigdy nie słyszała... Panie z Targu Rybnego były ponadto dość odważne. Dowodem na to jest wierszyk, zasłyszany na Targu Rybnym w najciemniejszym okresie hitlerowskiej dominacji w Gdańsku, którym pewna Fischfrau zachęcała do nabywania jej towaru, którzy brzmiał: "Hering, Hering, so fett wie Hermar Göring!" (Śledzie, śledzie, tłuste jak Herman Gering).

Fischfrau – reaktywacja?

Zmierzch gdańskich rybnych przekupek przyniosła tragedia roku 1945, zniszczenie Miasta i przepędzenie większości jego dotychczasowych mieszkańców, którym udało się przetrwać wojnę. Pomysł przywrócenia handlu rybami na Targu Rybnym wydaje się świetny, o ile zostanie przeprowadzony w przemyślany sposób. Mało jednak prawdopodobne, a właściwie całkiem niemożliwe, by udało się przywrócić temu miejscu wyjątkowy charakter, jaki miało niegdyś, a którego ślady możemy znaleźć w wielu utworach literackich, których akcja osadzona jest w dawnym Gdańsku. Jeśli chciałoby się przywrócić pełny klimat Targu, należałoby zorganizować specjalne kursy dla sprzedawczyń (zakazać przy tym sprzedaży ryb przez mężczyzn), po ukończeniu których uzyskiwałyby certyfikat w zakresie bezczelności i dosadnej (a niewulgarnej) wypowiedzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto