Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sat-Okh - Indianin z Wrzeszcza

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
W związku z niedawną bytnością Indian w Kolibkach, wypada przypomnieć prawdziwego Indianina, który sporą część życia spędził we Wrzeszczu.

W ostatni weekend w Kolibkach pojawiła się indiańska wioska. Miłośnicy kontaktu z kulturą rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej, którzy wzięli udział w imprezie okazali się całkiem liczni. Jest to o tyle zaskakujące, że poetyka Indian w dzisiejszym świecie wydaje się być czymś niezwykle odległym. Okazuje się jednak, że ludzie, którzy z wypiekami na twarzach czytali książki o Indianach, ciągle pamiętają o swoich dziecięcych fascynacjach.

Wielka szkoda, że czas zabrał już do "krainy wiecznych łowów" autentycznego Indianina, a przy okazji gdańszczanina, Stanisława Supłatowicza, czytelnikom indiańskiej literatury lepiej znanego jako Sat-Okh, czyli Długie Pióro.

Historia jak z filmu

Sat-Okh był synem Polki zesłanej na Sybierię, podobnie jak tysiące jej podobnych polskich patriotów, jeszcze za cara, wspominanego nieraz z łezką w oku przez tych, którzy zawsze uważają, że to co było, jest lepsze niż to co jest. Matka Sat-Okha, Stanisława Supłatowicz, wraz z grupą innych zesłańców zbiegła z Syberii, i w niesamowitych okolicznościach dotarła najpierw na Alaskę, a potem do Kanady. Nie była to, jak łatwo się domyślać, podróż komfortowa. Nie wiele brakowało, by próbę wyrwania się z zesłania przypłaciła życiem. Zaopiekowali się nią jednak Indianie z plemienia Shawnee.

Wśród Indian Stanisława Supłatowicz nazywana była Ta-Wach, czyli "Biały Obłok". Tak mógłby się zaczynać scenariusz przygodowego filmu, dziejącego się na "dzikim zachodzie", nieprawdaż? A historia ta zdarzyła się naprawdę, dowodząc, że życie jest w stanie napisać takie historie, jakich nie wymyśliłby żaden scenarzysta.

Dalsza część losów Białego Obłoku przebiegała równie barwnie, co nie znaczy, że luksusowo. Została żoną wodza plemienia imieniem Wysoki Orzeł (Leoo-Karko-Ono-Ma). Z tego związku przyszedł na świat w 1922 r. (według innej wersji w 1920) syn, którego nazwano "Długim Piórem", czyli właśnie nasz wszeszczański Indianin, Stanisław Supłatowicz.

Szokujący powrót

Dzieciństwo Sat-Okha to świat trudnej walki o przetrwanie w warunkach kanadyjskiej tajgi, a jednocześnie niezwykła rzeczywistość kultury, o której my tutaj, w Europie, mamy dość mgliste pojęcie. Świat ten był na tyle inny, że kiedy w 1937 roku, los przeniósł szesnastoletniego Sat-Okha z lasów Kanady, do rodzinnego kraju jego matki, chłopak przeżył szok i przez rok nie powiedział jakoby ani słowa. Szok jednak z czasem minął, a Sat-Okh stał się Stanisławem Supłatowiczem.

Być może wróciłby do Kanady, gdyby nie to, że niedawno odrodzona ojczyzna jego matki miała przed sobą jeszcze zaledwie rok istnienia. Stanisław Supłatowicz natychmiast po wrześniowej klęsce znalazł się w strukturach polskiego państwa podziemnego. Został jednak zdemaskowany, aresztowany i wysłany do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Udało mu się jednak uciec z transportu i tak trafił do polskiej partyzantki na Kieleccyźnie. Znowu historia jak z filmu...

Kozak na wojennej ścieżce

W partyzantce nie przybrał jednak pseudonimu "Orzeł", "Strzała", "Mustang", ani żadnego innego, którego można by się spodziewać po dziecku indiańskiego plemienia. Przezwał się "Kozakiem" i pod tym pseudonimem walczył z Niemcami. A walczył niezwykle skutecznie, bowiem to, czego się nauczył w dzieciństwie od swoich kanadyjskich pobratymców, okazało się nieoczekiwanie bardzo użyteczne w lasach Kielecczyzny.

Po wojnie, jako członek Armii Krajowej, był aresztowany przez władzę ludową. Wyszedł jednak cało z tej opresji. Zdążył być też marynarzem - pływał na statkach ratownictwa morskim i w Polskich Liniach Oceanicznych, w tym m.in. na "Batorym".

W poszukiwaniu korzeni

Odbył też podróż w rodzinne strony, gdzie odnalazł, z górą już stuletniego ojca, Wysokiego Orła, i innych członków swojego plemienia. Podobno zabrał ze sobą polskie filmy, by pokazać, w jakim kraju przyszło mu żyć. Wśród tych filmów miał znaleźć się również "Potop", który zyskał szczególne uznanie wśród indiańskich krewnych Sat-Okha.

W 1958 roku napisał pierwszą książkę. Była to autobiograficzna powieść pt. "Ziemia słonych skał". I tak zaczęła się jego przygoda z piórem. Napisał wiele książek, które były chętnie czytane, a nawet tłumaczone na obce języki. W odróżnieniu od klasyków literatury indiańskiej takich jak Karol May, który miał niewielkie pojęcie o realiach "dzikiego zachodu", książki Sat-Ohka pełne są autentyzmu, niesamowitych opisów północnoamerykańskiej przyrody, z którą jego bohaterowie żyją w pełnej harmonii, która obca jest Europejczykom.

Zmarł w Gdańsku w 2003 r., a miejsce wiecznego spoczynku znalazł na cmentarzu Srebrzysko. I tutaj czas na korektę. Na wstępie pozwoliłem sobie na stwierdzenie, o odejściu Sat-Okha do "krainy wiecznych łowów", będą w pełni świadomym, że określenie to wielce niepoprawne. Sam Sat-Okh uczył, że nie istnieje nic takiego jak "kraina wiecznych łowów", bowiem tam, w indiańskiej wieczności polować nie trzeba, a ludzie wreszcie mogą żyć w zgodzie i harmonii ze zwierzętami i całą naturą.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto