Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skazani na Przeróbkę

Beata Komorowska
Beata Komorowska
Udało nam się wejść na teren zakładu i na własne oczy zobaczyć, w jakich warunkach przyszło "pokutować" tutejszym osadzonym.

Dochodzi dziewiąta rano, kiedy maszerując wzdłuż idealnie wybielonego muru zwieńczonego zasiekami z drutu kolczastego zbliżamy się do bramy Zakładu Karnego w Gdańsku – Przeróbce. Do ostatniej chwili zastanawiamy się, jak będzie wyglądała konfrontacja więziennej rzeczywistości z naszym wyobrażeniem ukutym na podstawie takich filmów, jak np. "Symetria". Wokół polskiego więziennictwa narosło tyle historii, że przeciętnemu Kowalskiemu trudno oddzielić prawdę od efektów zbyt wybujałej fantazji byłych osadzonych. Przepełnione cele, wzajemna demoralizacja, czy wreszcie słynne "schylanie po mydło". Wielu zdziwiłoby się, jak naprawdę wygląda życie za kratami przy ulicy Siennickiej.

Zgodnie z procedurą pozostawiamy wszystkie rzeczy w szafkach w poczekalni. Po chwili jesteśmy już po kontroli na bramce z wykrywaczem metalu i stoimy przed kratą, czekając na naszego rozmówcę. Wysoki oficer z czterema gwiazdkami na pagonach przychodzi punktualnie. Aby udać się do gabinetu w którym przeprowadzimy rozmowę, musimy przejść do następnego pawilonu. Tym samym opuszczamy budynek zajmowany przez administrację i wreszcie mamy okazję rzucić okiem na teren całego Zakładu.

Zakład karny na Przeróbce

Otaczają nas parterowe budynki pomalowane na biało i czerwono, wszystkie z zakratowanymi oknami. Wokół części z nich znajdują się niewielkie place otoczone siatką i drutem i kolczastym – słynne "spacerniaki". Wszystkie chodniki pomiędzy pawilonami są wybrukowane szarą kostką, trawniki równo przystrzyżone. Wręcz chciałoby się, żeby wszystkie podwórka były tak zadbane. Wchodzimy do budynku, za kratami majaczą nam pierwsze postacie osadzonych. Oczekujemy, że na nasz widok posypią się przekleństwa i niewybredne komentarze. Ku naszemu zdziwieniu, więźniowie niczym dzieci na szkolnym korytarzu kłaniają się kapitanowi i posłusznie rozchodzą się na boki.

Oficer Tomasz Cichon okazuje się być zastępcą dyrektora Zakładu. Z uwagi na jego siedemnastoletni staż oraz wykonywaną funkcję liczymy na to, że powie nam wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć na temat tutejszego więzienia.

- Zakład Karny na Przeróbce powstał w roku 1970. Wcześniej znajdował się tutaj hotel robotniczy dla pracowników pobliskiego Zakładu Naprawy Taboru Kolejowego - mówi nasz rozmówca. - Cały ten teren aż do końca lat 90. był dzierżawiony od PKP, co jak nietrudno się domyślić miało wpływ na infrastrukturę Zakładu. Wyobraźcie sobie, że w początkach istnienia nie wszędzie znajdowały się kraty. Oczywiście, w związku z tym wcześniej odbywali tu karę skazani stwarzający mniejsze zagrożenie dla społeczeństwa - dodaje z uśmiechem.

Mężczyźni, morcercy, alimenciarze

Obecnie więzienie na Przeróbce jest zakładem karnym dla mężczyzn, z oddziałami otwartymi i półotwartymi. Aby zbytnio nie zagłębiać się w regulamin funkcjonowania wystarczy powiedzieć, że w zakładzie typu otwartego tzw. widzenia odbywają się bez większych ograniczeń, natomiast w zakładzie półotwartym dozwolone są do trzech razy w ciągu miesiąca. Co ciekawe, na terenie sali widzeń znajduje się kącik dla dzieci, które towarzyszą odwiedzającym skazanych. Kolorowe malunki na ścianie oraz poustawiane na regałach zabawki do złudzenia przypominają warunki panujące w przedszkolu.

Są tutaj więźniowie odbywający karę po raz pierwszy. - Zarówno mordercy, którzy trafili do nas za dobre sprawowanie z zamkniętych zakładów, jak i osadzeni za niepłacenie alimentów. Możecie spotkać tu pełen katalog przestępstw zawarty w kodeksie karnym - mówi Cichon.

Przepustki są dla skazanych nagrodą, na której najbardziej im zależy. Na przepustkę trzeba sobie jednak zasłużyć. O ich przyznaniu decyduje cały szereg czynników.

- Więzień, który wszczął bójkę lub wykazał się brakiem dyscypliny nie może liczyć na uzyskanie takiej nagrody. Wypuszczając kogokolwiek musimy mieć możliwie maksymalną pewność, że skazany nie będzie na zewnątrz stanowił zagrożenia - tłymaczy Cichon. - Jednym z naszych podstawowych obowiązków jako Służby Więziennej jest izolowanie przestępców od społeczeństwa. Skrajną nieodpowiedzialnością byłoby lekkomyślne szafowanie przepustkami.

I chociaż ostateczną decyzję o przepustce wydaje dyrektor Zakładu bądź jego zastępcy, nie obejdzie się bez wywiadu kuratorskiego oraz opinii więziennego psychologa. Ciekawostką jest fakt, że na pierwsze przepustki więzień musi zostać odebrany z Zakładu przez kogoś bliskiego. - Spotykamy się z sytuacjami kiedy dorosłego człowieka na przepustkę odbiera jego matka - mówi Cichon.

Warunki, grypsera, modlitwa

Zakład może pomieścić ponad sześciuset skazanych. Chociaż liczba osadzonych zawsze zbliża się do maksimum, obecnie nie ma przeludnienia. Na oddziale półotwartym znajdują się cele dziesięcioosobowe, na otwartym trzyosobowe, w każdej z nich znajduje się ubikacja i umywalka. Wszystko utrzymane w zadziwiająco czystym stanie, o który muszą dbać sami więźniowie. W celach mogą być telewizory, ale... nie ma do nich pilotów. Wszystko trzeba ustawiać ręcznie. 

- Nie jest łatwym zadaniem rozdzielanie więźniów do cel. Jedni więźniowie palą, drudzy nie. Część z nich głośno chrapie, a reszta nie może tego znieść. Takich przykładów mógłbym mnożyć bez końca. Personel więzienny musi sobie radzić często z bardzo prozaicznymi problemami - mówi o warunkach kapitan.

Pytamy o więźniów "grypsujących".
- Z nimi akurat nie ma większego problemu. Po pierwsze, taki osadzony już na wejściu informuje, że grypsuje. Po drugie, umieszczany go w celi o mieszanym składzie, często w takiej, w której nie ma innych uczestników podkultury. Więźniowie z różnych pawilonów nie mają ze sobą styczności. Nie ma u nas czegoś takiego jak wspólny „spacerniak” czy stołówka. To wszystko wyobrażenia kształtowane na podstawie filmów czy seriali telewizyjnych . Wszystkie posiłki są dostarczane bezpośrednio do cel. Jedyna sytuacja, w której skazani spotykają się wszyscy razem to niedzielna msza w naszej kaplicy. O ile oczywiście skazany wyrazi chęć uczestniczenia w niej. Warto jednak wspomnieć, że na brak chętnych kapelan nie narzeka. Podkultura w naszym zakładzie nie odgrywa w życiu więziennym znaczącej roli.

Nie opłaca się uciekać

Oficer z kilkunastoletnią praktyką nie przypomina sobie, żeby za jego kadencji zdarzyło się samobójstwo więźnia. - Owszem, są skazani którzy zgłaszają pojawianie się u nich myśli samobójczych ale prób samobójczych w naszej jednostce nie mieliśmy. Rzadkością są również samookaleczenia o charakterze instrumentalnym.

Choć na terenie więzienia nie ma wieżyczek z uzbrojonymi po zęby strażnikami, prób ucieczek praktycznie nie ma. - Wystarczy wyjść na przepustkę i nie wrócić z powrotem - mówi Cichon. - Skazani wiedzą, że takie posunięcie po prostu im się nie opłaca. Po ponownym schwytaniu nie trafią na Przeróbkę, lecz do zakładu zamkniętego. Związane to jest także z odpowiedzialnością karną. Tam panuje surowszy rygor trudniej otrzymać przepustkę, pracę, mniej jest widzeń i udzielane są w inny sposób. Zmniejsza się też szansa na szybki powrót do prawidłowego życia w społeczeństwie.

Dzień skazanego

Jak zdążyliśmy zauważyć „rozrywek” nie jest mało. Nasz rozmówca oprowadzając nas po zakładzie,otwiera drzwi, za którymi znajduje się nowoczesna sala komputerowa, gdzie odbywa się e-learning, czyli edukacja za pośrednictwem komputera. Wygląda na to, że przeciętna szkoła państwowa może jedynie pomarzyć o takim wyposażeniu. Dzięki zajęciom więzień może ukończyć szkołę średnią. Studiować mogą jedynie ci skazani, którzy otrzymają zgodę na realizację studiów poza terenem ZK.

Więźniowie mogą rozładować stres grając w piłkę nożną czy koszykówkę na nowo postawionym boisku. W naszych oczach pojawiła się iskra. Na chwilę staliśmy się małymi, bezbronnymi dziećmi z tornistrami na plecach, którym nie było dane spędzać lekcji wychowania fizycznego w tak komfortowych warunkach.

Idąc wzdłuż schludnego korytarza, nasz przewodnik pokazuje nam siłownię - oazę walki z nagromadzonym napięciem i poprawy sprawności fizycznej. Kapitan wyprzedza pytanie, które cisnęło nam się na usta. - Pomimo tego, że to nie jest jedyna siłownia w zakładzie, nie wszyscy skazani grzeszą dobrą kondycją. Na wycieczce do kościoła Mariackiego, część z nich nie była w stanie wejść na wieżę.


Uleczyć duszę

Poza możliwością dbania o kondycję fizyczną, przychodzi też czas na pielęgnację duchowej sfery życia. W więzieniu znajduje się mała kaplica, którą prowadzi ksiądz Przemysław Kalicki. 
- Ten przemiły człowiek od kilkunastu lat opiekuje się więźniami, którzy mają do niego całkowite zaufanie. Kapelan nie tylko prowadzi msze, ale także organizuje spotkania wigilijne, katechezy, rekolekcje i pielgrzymki - mówi Cichon.

Sama kaplica jest niewielkim, zadbanym pomieszczeniem, dekorowanym przez samych skazanych. - Witraż przedstawiający „Sąd ostateczny” Hansa Memlinga, został namalowany przez jednego ze skazanych - chwali Tomasz Cichon. - Nie możemy zapominać, że nie każdy przebywający tutaj więzień przychodzi do kaplicy z potrzeby oczyszczenia i kontaktu z Bogiem. Na terenie zakładu nie ma stołówki, dlatego właśnie w tym miejscu może następować wymiana informacji między skazanymi.

Naprzeciwko kaplicy dostrzegamy gabinet psychologiczny. Kapitan zapraszając nas do środa, otworzył jednocześnie przed nami bramy do odwiecznego zderzenia „dwóch sfer”: duchowej i tej bardziej przyziemnej. Biuro to podzielone jest na dwie części. Po jednej stronie zasiada kapelan, naprzeciwko zaś psycholog. Skazany potrzebujący porady czy zwykłej rozmowy ma prawo zaczerpnąć jej w sposób dla siebie właściwy, albo za pośrednictwem siły płynącej z religii, albo solidnej wiedzy naukowej.

Poza pomocą psychologiczno-duchową więźniom zapewniona jest fachowa opieka medyczna. W ambulatorium wita nas sympatyczna pani doktor, która z chęcią pokazuje nam każdy kąt pawilonu medycznego. Od pokoju dentystycznego, przez gabinet zabiegowy aż po szafki z niezbędnymi lekarstwami. Zadbane, przestrzenne pomieszczenia w żaden sposób nie pokrywały się z naszymi najśmielszymi wyobrażeniami. Skazani stają się (nie)zwyczajnymi pacjentami, którym zapewnione są kompleksowe badania w miłej atmosferze, bez niekończących się kolejek.

Nawróceni przez pracę

„I kto za to płaci?! Pani płaci, pan płaci…..” Ten słynny cytat z filmu „Rejs”, nie kończy się w przypadku zakładu karnego na Przeróbce jedynie na słowie „społeczeństwo”. Więźniowie przebywający w tym miejscu mają obowiązek przepracowania dziewięćdziesięciu godzin miesięcznie, bez wynagrodzenia. Wydawałoby się, że to niewiele. Nie oznacza to jednak, że wszyscy skazani po trzygodzinnej pracy wracają do celi kontynuując tatuowanie, palenie papierosów i wszczynanie bójek.

- Nasz program resocjalizacyjny opiera się właśnie na pracy - mówi Cichon. - Uświadamiamy więźniów, że praca ma więcej aspektów pozytywnych niż negatywnych. Organizowane przez nas zajęcia sprawiają, że sam zainteresowany dochodzi do wniosku, że warto się poświęcić, zostać docenionym przez pracodawcę i zmienić negatywne nastawienie do rzeczywistości. W naszym zakładzie realizujemy projekt POKL (Program Operacyjny Kapitał Ludzki). Tym samym dajemy skazanym możliwość zdobycia lub podniesienia kwalifikacji zawodowych, by po wyjściu na wolność z powodzeniem powrócili na rynek pracy.

Obecnie według statystyk pracuje ok. 35 procent skazanych. Osoby, które mają zobowiązania finansowe, np. alimenty, są zatrudniane np. w hurtowniach czy na stoczni. - Osadzony ma prawo przekazać część pieniędzy rodzinie, która jest w trudnej sytuacji materialnej. W zakładzie otwartym otrzymuje wypłatę pieniężną, w półotwartym zaś w formie wydruku na podstawie którego bez gotówki dokonuje zakupów w kantynie, czyli sklepie więziennym.

To są zwyczajni ludzie

Kapitan Cichon otwiera drzwi do zaplecza sklepu, który prezentuje się jak zwyczajny osiedlowy „spożywczak”. Mamy okazję być świadkami powrotu więźniów z zakupów. Widok zadowolonych, wytatuowanych i ogolonych na łyso mężczyzn z torbami pełnymi łakoci bezwarunkowo wywołał na naszych twarzach uśmiech.

Poza pracami odpłatnymi, skazani chętnie udzielają się społecznie. Pracują w szkołach, szpitalach, zarządzie dróg, fundacjach, schroniskach, klubach sportowych a nawet na parafiach czy w Straży Miejskiej. Oczywiście nie w charakterze funkcjonariuszy. Zajmują się sprzątaniem, koszeniem trawy, remontami i pomocą potrzebującym. Jednym z ciekawszych projektów, zapoczątkowanym w zakładzie na Przeróbce jest wolontariat hospicyjny. - Jak już wspomniałem, praca jest ważnym elementem resocjalizacji. Dzięki stopniowemu oswajaniu się ze śmiertelnie chorymi, więźniowie dostrzegają inne aspekty życia, widzą świat, którego pewnie nie doświadczyliby spędzając resztę kary kosząc trawę, czy sprzątając toalety.

Hospicjum im. Ks. Dutkiewicza w Gdańsku ma niebagatelny wkład w „nawracaniu” więźniów i pozytywny wpływ na resocjalizację

- To nie jedyny program, który realizujemy ze znakomitym rezultatem - dodaje kapitan. Zakład ma do zaoferowania kilkanaście programów resocjalizacyjnych takich jak np. uświadamianie pijanych kierowców o zagrożeniu, jakie stanowią na drodze, projekt „Ojciec i dziecko”, program dla sprawców przemocy w rodzinie itd. Organizuje się także wycieczki m.in. do Muzeum Narodowego w Gdańsku, na Westerplatte, czy do Kościoła Mariackiego. - Nasi więźniowie są zachwalani przez przewodników. Niejednokrotnie spotkałem się z opinią, iż to wymarzona grupa do oprowadzania. Chcą się czegoś dowiedzieć, uważnie słuchają historii i starają się robić dobre wrażenie na osobach „z zewnątrz -uśmiecha się i po chwili dodaje: - Po Mariackim oprowadza ich bardzo sympatyczna pani przewodnik, która często używa zwrotu „jak zresztą wszyscy wiemy, w roku…” , co wskazuje na traktowanie osadzonego na równi z resztą zwiedzających, a nie jak niedouczonego marginesu społecznego.

Hamlet, alkohol i towarzyszenie w śmierci

Więźniowie mogą wziąć też udział w warsztatach szekspirowskich, gdzie odczytują fragmenty „Hamleta”. Chodzą na wystawy malarskie. Mamy okazję przekonać się, jak wyglądają podobne zajęcia. Oficer zaprowadza nas do pomieszczenia, gdzie aktualnie odbywają się ćwiczenia teatralno - ruchowe. Osadzeni uprzejmie witają się z nami i siedząc przy stolikach, uważnie słuchają młodych ludzi pochodzących z różnych krajów Europy, którzy uczą ich tańca i podstaw aktorstwa. - Trudno jest określić wszystkie tego typu zajęcia jako resocjalizację. Często program ma charakter socjalizacyjny. Nie wszyscy mieli wcześniej możliwość kontemplacji dzieł sztuki, czy nauki tańca. Niewielu też miało chęci do nauki nowego języka, czy w ogóle dotknięcia choć palcem okładki książki. Tutaj jest inaczej. Dajemy możliwość rozwoju i uświadomienia sobie, że poza alkoholem, narkotykami i kradzieżami jest w życiu jeszcze wiele aspektów, które warto doświadczyć - twierdzi Cichon.

Zakład na Przeróbce posiada oddział terapeutyczny dla skazanych uzależnionych od alkoholu. Pierwszy etap terapii trwa 4 tygodnie. W tym czasie terapeuta pracuje nad budowaniem motywacji do aktywnego udziału w leczeniu. Spotkania odbywają się codziennie. Uzależnieni przechodzą przez szereg ćwiczeń, dzielą się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami z resztą grupy. Otrzymują też wsparcie ze strony osób, które wyszły z nałogu. Terapia może być kontynuowana po wyjściu z Zakładu.

Nadzieja

Kapitan pozwolił nam porozmawiać z jednym z więźniów przebywającym na oddziale terapeutycznym. Młody, schludnie ubrany mężczyzna usiadł przed nami i ze spuszczoną głową opowiada nam historię swojego życia.
- Zacząłem pić na początku zawodówki, z której zostałem szybko wyrzucony za ubliżanie nauczycielce. Nie zależało mi na niczym. Pojawiło się pierwsze dziecko, jednak jego matka ograniczyła mi kontakt z synem, ponieważ byłem cały czas pod wpływem alkoholu. Wziąłem pożyczkę pod zastaw mieszkania, żeby mieć na chlanie. Wiem, że czasu nie cofnę, ale chciałbym mieć chociaż możliwość widywania się z dziećmi. Chcę pokazać byłej żonie, że mogę być dobrym ojcem.

Więzień jest w trakcie szóstego tygodnia terapii, nie myśli jeszcze o pracy poza Zakładem. Dopiero po przejściu wszystkich etapów terapii można stwierdzić, czy jest na tyle silny, by nie wrócić do nałogu. - Bardzo chciałbym pracować, choćby społecznie. Czas leciałby inaczej, mógłbym oderwać się od problemów chociaż na chwilę. Wiem jednak, że nie jestem gotowy. Przejście obok baru, czy wystawy sklepowej z reklamą alkoholu, spotkanie znajomego na ulicy może skończyć się klęską - mówi.

Na pytanie o plany po wyjściu z Zakładu, pacjent odpowiada:
- Bardzo obawiam się powrotu do swojego miasteczka. Moja mama i sąsiad, który jest byłym alkoholikiem, wspierają mnie jak mogą, jednak na każdym kroku czai się zagrożenie. Ktoś zaprosi na flaszkę wódki, inny namówi na piwko pod blokiem. Prowadzący terapię uczą jak radzić sobie w takich sytuacjach, jak budować w sobie motywację, ale wszystko może się zmienić, gdy powrócę do szarej rzeczywistości.

- W każdym człowieku trzeba odnaleźć pozytywny potencjał - mówi Cichon. - To jest klucz do powrotu osadzonych na łono społeczeństwa.

W naszym kraju wielu ludzi nie jest w stanie pojąć sensu programów resocjalizacyjnych, które jawią im się wyłącznie jako marnowanie publicznych pieniędzy. Połowę skazanych najchętniej wysłaliby na szafot, pozostałych zamknęli w celi o chlebie i wodzie. Jakież byłoby ich zdziwienie, gdyby trafili do hospicjum w charakterze pensjonariuszy, a przy ich łóżku do ostatnich chwil życia posługiwałby skazany wolontariusz hospicyjny.
Tekst powstał dzięki uprzejmości kapitana Tomasza Cichona.


Pasażerowie chcą przekazywać sobie ważne bilety


Ale obciach! Obciachowe miejsca w Trójmieście!


"Ksiądz brzmi w tcinie" - wywiad z Joanną Krupą


Zdobądź akredytację, wygraj 500 złotych

Napisz tekst, opublikuj zdjęcia i wygraj nawet 500 zł!

Każdy, kto opublikuje artykuł lub fotoreportaż w MMTrojmiasto.pl automatycznie weźmie udział w konkursie "Tym żyje miasto", w którym co miesiąc do wygrania jest 500 zł.
dodaj artykułdodaj wpis do blogadodaj fotoreportażdodaj wydarzenie
od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto