Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skazany na śmierć za "wrogość do Polski Ludowej"

Dorota Abramowicz
W tej historii splatają się trzy opowieści: o Bohaterze, jego Matce i człowieku, który w starych dokumentach i zapiskach próbował znaleźć to, co najważniejsze - ludzkie emocje, pasje, charakter.

W tej historii splatają się trzy opowieści: o Bohaterze, jego Matce i człowieku, który w starych dokumentach i zapiskach próbował znaleźć to, co najważniejsze - ludzkie emocje, pasje, charakter.

Pierwsza scena filmu

Umęczona kobieta stoi przed bramą gdańskiego więzienia. Błaga o jedną, jedyną informację - gdzie pochowano syna. Wreszcie jeden ze strażników bierze ją na bok. Każe iść do domu grabarza koło Cmentarza Garnizonowego. Zbliżenie na krzyż z szarą tablicą: "Śp. Adam Dedio por. Mar.Woj. ur. 24 12 1918 r. zm. 14. 04. 1947 r. Dobry syn".

Film został poświęcony bohaterskiemu marynarzowi Adamowi Dedio, skazanemu na śmierć za "wrogość do Polski Ludowej" i działalność w podziemnej organizacji Semper Fidelis Victoria.
Tablicę wykonali kilka miesięcy temu własnoręcznie osadzeni w gdańskim areszcie. Scenariusz filmu napisał wicedyrektor aresztu Waldemar Kowalski wspólnie z Januszem Marszalcem z IPN. W filmie oprócz występujących za niewielkie stawki aktorów Teatru Miejskiego w Gdyni zagrali także - za darmo - m.in. członkowie Stowarzyszenia Trójmiejska Grupa Rekonstrukcji Historycznej, historyk z IPN i funkcjonariusze więzienni. Wzruszającą balladę do słów wiersza Cypriana Kamila Norwida zaśpiewał jeden z funkcjonariuszy - Ireneusz Łepkowski.

Adam Dedio zginął w budynku aresztu przy ul. Kurkowej w Gdańsku.
Jego matka, Maria Romana Dedo, na dwa tygodnie przed narodzinami pierworodnego syna, zapisała pierwsze kartki pamiętnika, zatytułowanego "Mojemu dziecku". Ostatnie wpisy powstały już po śmierci Adama. Nikt, kto przeczytał pamiętnik, nie odmówił udziału w filmie. Pamiętnik po ponad pół wieku trafił do rąk wicedyrektora więzienia, w którym rozstrzelano Adama.
I tak, dzięki słowom, pani Maria zwyciężyła niepamięć.

Życiorys naznaczony wojną

- Bohaterowie nie rodzą się z przypadku - Waldemar Kowalski patrzy na mnie z powagą. - Jego charakter, droga życiowa, wybór były kształtowane przez matkę i ojca.
Leży przede mną życiorys, jak wiele innych bohaterskich życiorysów tamtych lat, naznaczonych wojną. Adam Dedio przyszedł na świat w Wigilię 1918 roku w rodzinie polskiej inteligencji. Maria Dedio była absolwentką polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz slawistyki i romanistyki w wiedeńskim uniwersytecie, ojciec Stanisław - profesorem filologii klasycznej, nauczycielem gimnazjalnym. Adam po maturze wstąpił do Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej w Toruniu. We wrześniu 1939 r. młody podchorąży walczył w oddziałach piechoty, podległych gen. Franciszkowi Klebergowi. Za zasługi na polu walki generał Kleberg mianował go podporucznikiem czasu wojny i dowódcą baonu. Potem przyszedł czas niewoli i przymusowej pracy. Wykupiony w 1941 r. przez rodzinę wstąpił do AK. Zatrzymany w lipcu 1944 r. przez Gestapo był okrutnie torturowany.
- Widziałem palce, które podczas śledztwa były połamane i ubytki na piętach po przypalaniu - opowiadał wiele lat później Eugeniusz Menczak, gdynianin, przyjaciel i świadek ostatnich miesięcy życia Adama.
Nie przyznał się, Niemcy wypuścili go licząc, że i tak umrze.
Przetrwał. Już jesienią trafił do oddziału AK "Dzika" (Józefa Świdy, partyzanta legendarnego oddziału majora Hubala).
To "Dzik" nakazał Adamowi, by jako "wtyka" zaraz po zakończeniu wojny wstąpił do MO. Po kilkumiesięcznej służbie w Poznaniu wyjechał do Gdyni, gdzie we wrześniu 1945 r. został przyjęty do służby Marynarki Wojennej. Awansował, by już w kwietniu następnego roku zostać dowódcą ścigacza ORP "Bystry". Wcześniej został członkiem podziemnego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Semper Fidelis Victoria, gdzie pełnił funkcję oficera wywiadu.
W maju 1946 r. komendant SFV Stanislaw Pietrasiewicz ufając wezwaniom Krajowej Rady Narodowej, obiecującej abolicję, zdecydował się na na ujawnienie organizacji. Adam jeszcze w kwietniu chciał zrezygnować z działalności konspiracyjnej. Poprosił o rękę łączniczkę z organizacji Teresę Guzowską ps. Dubla. Miał nadzieję, że rozpocznie normalne życie. Nie zdążył. Mimo "słowa honoru" dawanego przez UB, rozpoczęły się aresztowania i tortury, zakończone skazaniem na śmierć Adama Dedio i wyrokami długoletniego więzienia dla jego przyjaciół.

Dyrektor szuka ludzkiego oblicza

We wrześniu ub. roku na zorganizowanej przez IPN konferencji w Sopocie pojawił się starszy pan - Eugeniusz Menczak. Przyniósł kopie listów, jakie pięć lat wcześniej wysłał do IPN w Gdańsku na temat swego przyjaciela, Adama Dedio. Materiały trafiły do Waldemara Kowalskiego.
Waldemar Kowalski nie jest historykiem, ale psychologiem. W dodatku psychologiem zatrudnionym, na stanowisku wicedyrektora gdańskiego aresztu śledczego. Do pracy w więziennictwie trafił w 1993 r.
- Kiedy tu przyszedłem, na ludzi pracujących w areszcie mówiono "klawisze". W potocznym, obraźliwym pojęciu, mieli to być debile, sadyści na pograniczu upośledzenia umysłowego - rzuca, nie bawiąc się w dyplomację. - Przez ostatnie lata ten wizerunek poważnie się zmienił. Może to zabrzmi nieco śmiesznie, ale postawiliśmy na otwartość ze społeczeństwem.

Na tę zmianę zapracowali tacy ludzie, jak Kowalski. Pasjonat historii od razu gdy pojawił się w areszcie zaczął zbierać dokumenty, zdjęcia, zapiski. Odkrył w budynkach przy Kurkowej karcery, w których trzymano więźniów politycznych. Zaczął szukać śladów ofiar systemu, docierał do byłych strażników, pytając ich, gdzie leżą bezimienne ciała tych, którym odebrano najpierw życie, a potem tożsamość. Powstały prace na temat historii gdańskiego więzienia (w tym o specjalnych więźniach - Józefie Piłsudskim i Kazimierzu Sosnkowskim) i o epidemii tyfusu. Napisał scenariusze widowisk teatralnych i telewizyjnych, pomagał polskiej telewizji przy tworzeniu widowiska "Inka 1946", amerykańskiej stacji Planet w filmie o prof. Rudolfie Spannerze i TVN przy "Zagadce króla Alberta".
Kowalski spotkał się z Menczakiem. Przeczytał opracowanie Piotra Semkowa z IPN o procesie marynarzy. Ale to mu nie wystarczyło.

- Zacząłem grzebać - mówi. - Uznałem, że zbyt mało jest informacji na temat ludzi, którzy ponieśli dla ojczyzny najwyższą ofiarę, ofiarę życia. Poza tym w opracowaniach naukowych są suche fakty. A ja szukam ludzkiego oblicza, emocji, chcę pokazać osobę, która wtedy żyła...
Dowiedział się, że w Poznaniu żyje rodzina Adama Dedio. Jego młodszy brat, Tadeusz, zmarł kilka lat temu, ale pozostali bratowa, bratanek. I jeszcze coś. Pamiętnik matki. Wzruszający, chwytający za gardło.
Jesienią 2006 roku w gdańskim areszcie kręcono film o legendarnej sanitariuszce majora Łupaszki, Ince. Stała jeszcze scenografia, do złudzenia upodabniająca więzienne korytarze do tych, które oglądali przez 60 laty skazańcy.
Kowalski patrzył na korytarze. Na ludzi przebranych w sowieckie mundury. Myślał o losach Inki i o losach Adama. Pewnego dnia usiadł i napisał kilka scen nowego filmu. Pokazał je dr Januszowi Marszalcowi z IPN, który od razu zadeklarował chęć współpracy.
- Siadaj i pisz dalej - powiedział Marszalec. - Kiedy? Po nocach. Trzeba zdążyć przed rozebraniem scenografii.

Na wariackich papierach

Dziś dyrektor Kowalski mówi, że film "Epitafium 169" powstawał na wariackich papierach. Trochę pieniędzy dał IPN, ale nie była to kwota wystarczająca na realizację fabularyzowanego filmu dokumentalnego. Reżyserii podjęła się Iwona Bartólewska. Za minimalne stawki główne role zgodzili się zagrać aktorzy Teatru Miejskiego w Gdyni. W pozostałych, już za darmo, zadebiutowali - dr Piotr Semków z IPN (zagrał prokuratora, odczytującego w celi śmierci wyrok na Adama) oraz funkcjonariusze więzienni. Nieodpłatnie udostępniono do realizacji kawiarnię na fortach, Zarząd Dróg i Zieleni zgodził się na wykopanie drugiego grobu Adama na Cmentarzu Garnizonowym. Do pomocy poproszono też pasjonatów ze Stowarzyszenia Trójmiejska Grupa Rekonstrukcji Historycznych, którzy w "mundurach z epoki" statystowali przy realizacji filmu o Ince.
O okolicznościach, w jakich członkowie TGRH zgodzili się uczestniczyć w nagraniach, mówi wpis na stronie internetowej stowarzyszenia:
"Podczas jednego ze spotkań roboczych z dr. Januszem Marszalcem zaproponowano naszemu Stowarzyszeniu włączenie się do prac przy realizacji projektu opowiadającego o Informacji Wojskowej Marynarki Wojennej (...) Nieuniknioną była negatywna odpowiedź. (..) Dr Janusz Marszalec zaproponował żebyśmy tylko rzucili okiem na wstępny scenariusz i historię, o której ma być ten film. Nie podejrzewając niczego każdy z nas zatonął w lekturze tekstu. Po chwili, kiedy wiedziałem jak zostaliśmy «wzięci pod włos», począłem toczyć wzrokiem po twarzach moich kolegów i, tak jak przypuszczałem, zagryzione wargi oraz wyraźnie rysujące swe kształty żyły na czole i skroniach dobitnie świadczyły o stopniu wzburzenia na ludzką niesprawiedliwość, jaka docierała do naszej świadomości z każdą czytaną literą, z każdym czytanym zdaniem. (..) Niestety uczucia to nie jest doskonały doradca, a tutaj aż wstyd przyznać, że pomimo naszego wieku daliśmy się tak «zmanipulować» – zresztą nie ma się co tłumaczyć, sam byłem w chórze tych, którzy stwierdzili, że niech się pali i wali – nie może nas tu zabraknąć!"

Co sprawiło, że kilkadziesiąt osób tak przejęło się opowieścią sprzed lat o pewnym marynarzu?
Waldemar Kowalski nie opowiada na pytanie. Kładzie przede mną kartki z pamiętnika Marii Dedio.

Po raz pierwszy powiedziałeś "Jestem"

Zakopane, 12 grudnia 1918 roku Maria Dedio - pisze pierwsze słowa do nienarodzonego Adama. Nazywa to "testamentem i świadectwem zarazem". "Bądź siewcą dobra i nie opuszczaj rąk w dążeniu do coraz większej doskonałości i świętości".
Adam ma 1,5 roku. "Na pytanie, czy kochasz mamę, odpowiadasz stulając usteczka "ko" (...) Jest teraz ciężka chwila dla Polski. Rosjanie-bolszewicy idą na nasz kraj. (..) Nie wiem, czy nie oddać cię do babci i pójść zastąpić jakiegoś mężczyznę, czy też do szpitala rannych opatrywać".
Luty 1921 rok. "Po raz pierwszy powiedziałeś «Jestem»".
1924 r. Adam niedawno skończył 5 lat. Maria zapisuje, że syn staje się "odrębnym bytem". A potem dedykuje mu wiersz Norwida "Człowiek": "Ty bądź raczej nie bardzo szczęśliwy (...) bądź niezwodzonym - umarły czy żywy? Cykutą karmion czy miodem i mlekiem. Bądź niemowlęciem, mężczyzną, kobietą - Ale przede wszystkim bądź Bożym Człowiekiem".

Styczeń 1925 r. "Adaś śpiewa z wielkim zapałem po całych dniach: Ramię pręż, słabość krusz! Wolę też. Ojczyźnie miłej służ!"
Dziewięć lat później, Adam jest w V klasie gimnazjum. Ma już dwoje młodszego rodzeństwa, jest "zamiłowany w sporcie, dobry i usłużny". Tłumaczy matce, że dobry turysta, choć "gwóźdź wbija się w piętę, to idzie naprzód i zaciska zęby".
Wpis z sierpnia 1939 r. Adaś jest w szkole podchorążych. Matka pisze: "Stoimy gotowi walczyć o niepodległość i wielkość swojej Ojczyzny do krwi ostatniej kropli z żył".
Marzec 1947. Nie żyje siostra Adama, Hania. Zmarł też jego ojciec. Matka jest z najmłodszym synem. Zapadł już wyrok śmierci na marynarza. Maria pisze list do marszałka Roli Żymierskiego: "O życie dla niego, życie dla mnie i opiekuna dla jego młodszego brata błagam. Błagam o łaskę życia(...).
14 kwietnia. Adam staje przed plutonem egzekucyjnym. Nie chce, by zasłonięto mu oczy, mówi do żołnierzy: Chłopcy, tylko proszę, celnie strzelajcie.

Zostaje pochowany w anonimowej mogile z numerem 169.

Maria kilka kolejnych dni stała pod więzienną bramą, by zdobyć informację o miejscu spoczynku Adama. Dopięła swego. Zabezpieczyła grób żelaznym ogrodzeniem, postawiła krzyż z datą narodzin i śmierci. Napisała "Dobry syn". I choć grób ten nie figurował w ewidencji cmentarza - ocalał.
Matka zmarła 20 lat po synu.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Skazany na śmierć za "wrogość do Polski Ludowej" - Gdańsk Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto