Słupsk. Wskrzeszenie Sezamoru?

Pojawiło się światełko w tunelu dla Sezamoru, producenta łańcuchów okrętowych. Kiedyś monopolista na krajowym rynku, od półtora roku nie wyprodukował ani jednego łańcucha. Szansą dla wznowienia produkcji jest licytacja komornicza majątku spółki zaplanowana na 21 września.

Ponad rok sąd czekał z wyznaczeniem terminu licytacji. Wcześniej kilka razy nie godził się na ogłoszenie upadłości. Zdaniem sądu, długi Sezamoru - według różnych szacunków 16-19 mln zł - znacznie przekraczają wartość jego majątku. Według wyliczeń rzeczoznawców, obecna wartość nieruchomości oraz maszyn i urządzeń wynosi około 4,5 mln zł. Bankrutującego zakładu nie uratował również holding Złomrex ze Śląska i kontrowersyjny były prezes gdyńskiej stoczni Janusz Szlanta.
Dziś majątku Sezamoru, a raczej tego, co z niego pozostało, pilnuje firma ochroniarska i ostatni prezes przedsiębiorstwa Jerzy Szyszko.
- Niestety zdarzały się kradzieże - mówi Szyszko. - A łańcuchownię wciąż można uruchomić. W każdej chwili gotowy do rozruchu jest agregat, zrywarka i piece. Dlatego wierzę, że majątek wykupi firma zainteresowana produkcją.
Według "Solidarności", ratunkiem dla Sezamoru ma być całościowa sprzedaż majątku.
- Przy wyłącznej sprzedaży gruntów i budynku, bez maszyn i urządzeń do produkcji, stracą na tym byli pracownicy, którzy są wierzycielami zakładu - mówi Stanisław Szukała, szef słupskiej "Solidarności". - Nieruchomości są bowiem objęte hipoteką i pracownicy mają w dalszej kolejności prawo ubiegania się o swoje roszczenia. Ponadto całościowa sprzedaż oznaczać będzie, że nabywcy może zależeć na reaktywowaniu produkcji.
Niestety, według nieoficjalnych informacji wśród uczestników licytacji może pojawić się jedna z zagranicznych sieci handlowych, która planuje postawić w miejscu fabryki hipermarket. Mówi się też o firmie z branży metalowej działająca przy gdyńskiej stoczni.