Paryska premiera „Poławiaczy pereł” Georgesa Bizeta odbyła się w roku 1863. W Gdańsku dzieło zostało wystawione dopiero teraz. Zgromadzona w Operze Bałtyckiej publiczność uhonorowała spektakl huraganową owacją.
Zmieniają się obyczaje. Dziwacznie koziołkują sztuki piękne, odwracając się od najważniejszych emocji ludzkiego ducha. I co? I na dobrą sprawę – o paradoksie przewrotny! - nie zmienia się tylko sztuka operowa. Myślę o jej formułach klasycznych, o jej arcydziełach, które wciąż budzą emocje wibrujące w zakamarkach ludzkich serc. Mijają wieki, zmieniają się upodobania, tylko w sferze uczuć miłosnych ani drgnie.
Wszystko na temat
Georges Bizet był jednym z najważniejszych kompozytorów epoki romantyzmu. Tworzył obok Gounoda, Offenbacha. Berlioza. Zamiłowanie do muzyki wyniósł z domu rodzinnego. Jego ojciec był kompozytorem i nauczycielem śpiewu, matka pianistką, Dzieciakiem będąc, sposobił się do gry na fortepianie.
Sławę wiekopomną Bizetowi przyniosła jednak dopiero opera „Carmen” (1875), skomponowana dziesięć lat po „Poławiaczach pereł”. Pierwsze wystawienie „Poławiaczy” skwitowano jako totalną klapę. Temat miłości wybuchającej wbrew panującym obyczajom był nie do przełknięcia. Opera więc miała w Paryżu od początku pod górkę. Złośliwy recenzent po premierze napisał, że w libretcie nie ma poławiaczy, a w muzyce pereł. Nawiasem mówiąc, napisane wtedy libretto pozostaje do dziś miałkie. Ale toć libretto to jedynie pretekst.
Lecz oto kochankowie zostają w pustelni nakryci in flagranti. Leila nie dochowała ślubu czystości. Złamała przyrzeczenie. Lud w świętym oburzeniu domaga się szubienicy. Król usiłuje konflikt łagodzić, ale lud skanduje: „ Żadnej łaski!”.
W scenach konfrontacji dogmatu z wolnym ludzkim wyborem Opera Bałtycka odnosi prawdziwie wielki triumf. Chór, nienagannie kierowany przez Waldemara Górskiego, doskonale zsynchronizowany z orkiestrą pod dyrekcją Jarosława Szemeta, urzeka siłą ekspresji i wystawną malowniczością. Narrację spina reżyseria Tomasza Podsiadłego.
Arię Nadira, która w naszych czasach doczekała się 150 nagrań, w gdańskim przedstawieniu wykonuje Zbigniew Malak. Tenor śpiewa ją na kolanach, mnie jednak akurat na kolana nie rzucił. Ekscytuje za to Maria Domżał jako Leila.
Gdy dziewczyna - nie mając jeszcze w polu widzenia zbliżającego się ku niej Nadira - słyszy jego westchnienia: „Czyżbym miał uciec od twych ukochanych oczu?” - wtóruje mu momentalnie: „Ach, słyszę twój głos! To tyś jest, jakie szczęście!”. Przy tej scenie widownia zastyga jak zaczarowana. A kiedy, w finale, zrezygnowany, a jednak wielkoduszny Zurga - rywal Nadira - postanawia obojgu kochankom umożliwić ucieczkę, Leila wpada Nadirowi w objęcia i wtedy sopran Marii Domżal porywa publiczność: „Nic nie może mnie wyrwać z twoich ramion”. Na widowni zrywają się burzliwe oklaski.
Sam miód. Mam jednak łyżeczkę dziegciu.
Bo jak to możliwe, że „Poławiacze pereł” na kwartał znikają z repertuaru Opery Bałtyckiej? Kolejne spektakle dopiero w połowie czerwca!
PERYSKOP: Najważniejsze wydarzenia tygodnia
Uwaga! Tutaj sprzedają „chrzczone" paliwo [lista stacji]
Test MultiSelect - pytania testu psychologicznego do policji
Janusze Projektowania - najgorsze pomysły na mieszkania
Lista najlepszych restauracji na Pomorzu
Najrzadsze imiona żeńskie nadane w 2017 roku
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?