Pomimo prawie dwugodzinnego opóźnienia, ludzi na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego z czasem zamiast ubywać wręcz przybywało. Od godz. 16 można było zobaczyć więźniarki z Zakładu Karnego w Lublińcu, które przedstawiły po części autobiograficzny spektakl, a potem wziąć udział w sympozjach, dotyczących m.in. medycznego spojrzenia na miłość czy porodu jako wydarzenia o charakterze seksualnym.
Kat i ofiara w jednym
Szczególną popularnością wśród uczestników konferencji cieszyło się przedstawienie teatralne. W ogromnej, niedawno oddanej do użytku sali wykładowej nie tylko było gdzie usiąść, ale nawet ciężko było o miejsce stojące w drzwiach. Ludzie w każdym wieku zajmowali schody i przestrzenie pomiędzy krzesłami, aby zobaczyć spektakl "Węzły życia".
Sztuka ta, autorstwa pani Barbary, więźniarki z Lublińca, skazanej za zabicie bliskiej osoby pokazywała, jak przemoc wobec kobiety przeradza się w tragedię. Dwa równolegle toczące się dramaty rodzinne, wszystkie zagrane przez aktorki, które same doświadczyły przemocy, zanim zostały osadzone w zakładzie karnym, robiła ogromne wrażenie. Długotrwałe ofiary społeczne, które stały się z czasem katami, pokazały aktorstwo pierwszej klasy, choć żadna z grających pań nie miała doświadczenia teatralnego. Dyskretna scenografia, której podstawowym elementem był sznur, na jakim trzymana była jedna z głównych bohaterek "Węzłów życia", dopełniała obrazu całości.
Zobacz też: Tłumy na konferencji "Kobieta w kulturze" |
- Musimy się zastanowić, jak tym kobietom ułatwić bycie tu i teraz - powiedziała po spektaklu Urszula Nowakowska z Centrum Prawa Kobiet. - To, co mogliśmy zaobserwować to reakcja człowieka, który był niszczony przez wiele lat.
- Połowa z 48 więźniarek w Lublińcu była ofiarą ciężkiej przemocy - podsumowała przedstawienie Lidia Olejnik, dyrektorka lublińskiego więzienia. - Dziękujemy studentom za zaufanie i wrażliwość, a samym aktorkom raz jeszcze za odwagę zagrania własnego życia przed całkiem obcą publicznością.
Zdrowie jako proces
Po spektaklu i krótkiej przerwie rozpoczął się ostatni blok konferencji Kobieta w Kulturze, który stanowiły sympozja. Na jednym z nich, zatytułowanym "Trudna miłość- perspektywa psychologiczna i medyczna" prof. Bogusław Borys przedstawiał różne koncpecje pojmowania zdrowia. Wg jednej z nich życie miało być procesem pomiędzy zdrowiem, a chorobą. Dla zdrowego ja niezbędna jest także pozytywna samoocena - bez niej nie ma mowy o bezproblemowym konsumowaniu sukcesu.
Gdy ginie oksytocyna...
Kolejne, trwające kwadrans wystąpienie należało do Marii Pąchalskiej, która w nieco anegdotyczny sposób opowiedziała o deewolucji związku, do jakiej dochodzi po urazie mózgu. Wykład opowiadał o stopniowym rozpadzie relacji, odpadaniu z niej kolejnych tworzących ją elementów. Zanikające kolejno hormony powodują z czasem całkowite zniszczenie miłości, jaką darzyła się najpierw dwójka podobnych i mających szansę na świetny związek ludzi.
Kolejne mini-wykłady w ramach sympozjów traktowały m.in. o porodzie i różnicach pomiędzy kulturą naszą a Japoni i ich wpływie na relacje intymne. Ilość słuchaczy niezmiennie dopisywała, a całość spotkań z pogranicza medycyny, psychologii i socjologii można podsumować cytatem z Ericha Fromma, którego zresztą użyła jedna z prelegentek "Technicznie żyjemy w epoce atomowej, a emocjonalnie ciągle w epoce kamiennej".
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?