Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stanisław Lange, dyrektor KL Lechia Gdańsk: Wydarzenia sportowe są solą dyscypliny. Musimy o nie walczyć [WYWIAD]

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Stanisław Lange organizuje od lat m.in. Bieg św. Dominika w Gdańsku
Stanisław Lange organizuje od lat m.in. Bieg św. Dominika w Gdańsku Karolina Misztal
Stanisław Lange, dyrektor Klubu Lekkoatletycznego Lechia Gdańsk, opowiada nam, co pandemia koronawirusa zmieniła w życiu lekkoatletów, o niepewności dotyczącej przyszłości małych klubów oraz o tym, że trzeba zakasać rękawy i walczyć o tę przyszłość.

Co słychać u lekkoatletów w Lechii Gdańsk?
Program na 2020 rok rozpoczęliśmy, ale od 15 marca, w wyniku rozlania się pandemii koronawirusa, a w jej następstwie decyzji rządowych i samorządowych, działalność sportowa została zawieszona. Nie możemy nic robić w zakresie szkolenia zorganizowanego, jak i eventów sportowych, co obejmuje organizowanie, realizację i promowanie imprez sportowych. Dopiero ostatnie rozporządzenia, które pokazują procedurę uwolnienia sportu w ograniczonym zakresie, pozwolą zastanowić się i działać.

Jak sobie radzicie w tym czasie izolacji?
Jeśli chodzi o sport dzieci i młodzieży, to trenerzy zdalnie prowadzą zajęcia. Jaki to będzie miało skutek dla jakości szkolenia, to można sobie łatwo odpowiedzieć. Dotyczy to małych sportowców, którzy dopiero zaczynają ścieżkę sportową, jak i gwiazd polskiej lekkoatletyki, które też musiały „przyciąć” swoją aktywność treningową. Już na początku pandemii były pomysły, aby skoszarować zawodników w Centralnych Ośrodkach Sportu, ale tak się nie stało. Teraz dopiero w wytypowanych COS-ach, w określonym reżimie sanitarnym, sportowcy będą mogli realizować proces treningowy. Nas to nie dotyczy bezpośrednio, ale wiadomo, że lekkoatleci uczestniczyć będą w mityngach i imprezach masowych. To skutkuje tym, że aby wystartować w Memoriale Żylewicza lub w mistrzostwach Polski w ramach Biegu św. Dominika, trzeba być w określonej formie. Na dzisiaj mamy zakaz organizowania wydarzeń na stadionach i imprez w przestrzeni publicznej, więc realizacja imprez z dnia na dzień nie miałaby sensu. Musi upłynąć także pewien okres, aby zawodnicy przeszli dwa-trzy cykle treningowe.

Czołowi lekkoatleci stracili najważniejsze imprezy w sezonie letnim. Nie będzie igrzysk w Tokio, nie będzie też sierpniowych mistrzostw Europy w Paryżu.
W związku z tym pozostaje realizacja planu B, czyli realizacja imprez mistrzowskich krajowych seniorów i w określonych kategoriach wiekowych. Do tego wliczamy jeszcze imprezy doprowadzające, czyli różne mityngi. Kolegium sędziów Polskiego Związku Lekkiej Atletyki przygotowało program takich imprez w blokach, według rygoru maksymalnie 50 osób na płycie stadionu. To dobry pomysł. Uważam, że bez względu na to, jak to będzie i kiedy, w lipcu, sierpniu, czy jesienią, to dana dziedzina sportu powinna walczyć, aby realizować podstawową działalność statutową. A wydarzenia sportowe są solą dla dyscypliny. Środowisko piłkarskie i żużlowe zdecydowało się działać, mimo ograniczeń w postaci meczów bez publiczności. To ważne dla utrzymania ciągłości szkolenia, a w szkoleniu zawody są zawsze finałem.

CZYTAJ TAKŻE: Lekkoatleci nie wystartują w sierpniu w mistrzostwach Europy w Paryżu. Co z sezonem 2020? Czy mityngi będą dostępne dla publiczności?

Jak pan reaguje na pojawiające się w internecie relacje biegaczy, którzy przebiegli maraton czy półmaraton drobiąc wokół własnych łóżek?
Dla dobrego samopoczucia amatorów, bo to oni głównie promowali takie działania, to OK. Przy okazji pokazuje się innym, że można odnaleźć się w nowej sytuacji. Dla samej istoty treningu wyczynowca to wielkiego znaczenia nie ma. Ważne jest, żeby utrzymać ciało na określonym poziomie kondycji. Przy takim spojrzeniu lepsze są zestawy ćwiczeń prezentowane przez wysokiej klasy zawodników, czy specjalistów od treningu personalnego. Wówczas można pobudzić grupy mięśni poprzez aktywne ćwiczenia na małej przestrzeni mieszkania. Wygrali tutaj sportowcy, którzy mają zaplecze w postaci domków z określoną powierzchnią działki. W Instagramie pokazywali, że można tak trenować. Piotr Lisek u siebie zbudował rozbieg i zeskok. Wygląda to profesjonalnie. Wzorem amerykańskiego stylu self-made, zrób to sam, mogą trenować na zapleczu domowym. Grupa oszczepników z Marcinem Krukowskim na czele siedziała w Turcji i myśleli, że zostaną tam dłużej, ale władze tureckie też zamknęły wszystkie ośrodki, więc musieli wracać do Polski. Wykarczowali więc określoną przestrzeń w ogrodzie i stworzyli sobie półprofesjonalne trenażery.

Tylko nie wszyscy tak mogą działać.
Zwłaszcza wytrzymałościowcy. Jeżeli zamknięty był dostęp do lasów i ścieżek parkowych pod groźbą wysokiej grzywny, to można było trenować tylko dla poprawy samopoczucia. Dopiero teraz to się zmieniło, kiedy otwarto lasy i można w nich biegać bez maseczek. Być może w ogóle po tej pandemii, wzorem krajów azjatyckich, wiele ludzi przekona się, że powietrze w naszym kraju nie jest na tyle czyste, że maseczki warto na co dzień nosić. Otwarcie stadionów, nawet dla 6-osobowych grup, umożliwi już przeprowadzenie profesjonalnego treningu biegowego.

Co jeszcze się zmieni, jeśli chodzi o zawody sportowe?
Wzrosną koszty przygotowań w zakresie ochrony. Rozporządzenia rządowe, a może i samorządowe narzucą obowiązek zakupu określonych środków ochrony osobistej, środków do dezynfekcji itd. To podniesie koszty organizacji.

Cieszy, że te wydarzenia nie zniechęcają do działania, a wręcz odwrotnie.
Nasza firma w środowisku znana jest z tego, że potrafi osiągnąć pewne cele, mimo dużych ograniczeń. Ten zmysł marketingowy trzeba dostosować do otaczającej nas rzeczywistości. Nie ma co się obrażać. Warunki są dla wszystkich przedsiębiorców i instytucji takie same. Ten kryzys pokazał, że sport szeroko rozumiany opiera się na eventach. I nie ma znaczenia, czy to wydarzenie dla dzieci, dla młodzieży, czy w międzynarodowej obsadzie. Wszyscy tworzymy jedną tkankę i to jest ważny dział gospodarki. Już w marcu przeliczano wartość Ligi Mistrzów czy igrzysk olimpijskich na PKB danych krajów. My nie możemy się porównywać do dużych graczy, czy nawet klubów piłkarskich, ale gros PKB kreują mikro i małe firmy i w naszym przypadku jest podobnie. Uważam, że decydenci na poziomie rządu i samorządu powinni dostrzegać wartość, jaką realizują organizacje sportowe, kulturalne i społeczne. Jeżeli pan marszałek województwa i pani prezydent Gdańska wystąpili do rządu o formę rekompensat dla organizatorów w obszarze kultury, to w naszym przypadku powinno być podobnie. Zaplanowane eventy mają przecież policzalne koszty. Przełożenie imprez za rok czy dwa powoduje, że wypada się z obiegu. A jak wiemy, niełatwo później wrócić na właściwą ścieżkę.

Kryzys pokazuje słabość instytucjonalną organizacji sportowych, kulturalnych czy społecznych, ponieważ opierają się one często na minimalnych kadrach, które nie mają siły przebicia. Żyjemy z określonych dotacji, ze sponsoringu i darowizn, a to pozycjonuje nas na obwodzie kola gospodarki.

Mówiąc krótko, zakasujecie rękawy i walczycie o przetrwanie.
Chciałbym, aby spojrzeć na to także szerzej, bo sport to także kultura fizyczna. Warto o to walczyć. Kryzys pokazuje bowiem słabość instytucjonalną organizacji sportowych, kulturalnych czy społecznych, ponieważ opierają się one często na minimalnych kadrach, które nie mają siły przebicia. Żyjemy z określonych dotacji, ze sponsoringu i darowizn, a to pozycjonuje nas na obwodzie kola gospodarki. Mówi się o tym miękkie projekty społeczne. Przy dużych kryzysach przychód w ramach takich działalności mocno spada. Brakuje nam stowarzyszeń, quasi-związków zawodowych, zrzeszających producentów i organizatorów przedstawiających w naszym imieniu rządowi, czy samorządom planów pomocowych. Przemknęły mi informacje, że w Niemczech stowarzyszenia działaczy kultury otrzymały szybko pomoc od landów, a w Norwegii rząd przygotowuje formę rekompensat dla organizatorów eventów sportowych, które się nie odbędą. Większość stowarzyszeń w naszym kraju ma dominantę przychodów z działalności zewnętrznej, a nie dotacji samorządowych.

CZYTAJ TAKŻE: Top 50 najbardziej znanych sportowców, którzy wywodzą się z Pomorza, a usłyszał o nich świat

Co będzie zatem z flagowymi imprezami klubu lekkoatletycznego, jak Bieg św. Dominika czy Memoriał Żylewicza?
Od 15 marca wiele się zmieniło i powoli otwieramy różne dziedziny społeczne oraz gospodarcze. Rysuje się szansa, że mityngi krajowe w ograniczonym zakresie i pod określonym reżimem sanitarnym będą mogły być realizowane. Trwają konsultacje kalendarza PZLA. Memoriału Żylewicza, który w tym roku planowaliśmy w szerzej formule z racji 75 lat działalności KL „Lechia” Gdańsk, w pierwotnych datach (5-6 czerwca - przyp.) nie da się zrealizować. Przygotowujemy się na koniec sierpnia, początek września. Natomiast Bieg św. Dominika i związane z nim mistrzostwa Polski na 10 km mają być realizowane 1 sierpnia, 29 sierpnia z kolei miał być Puchar Obrońców Poczty Polskiej i mistrzostwa Polski w chodzie 20 km. W tych dwóch przypadkach imprez masowych realizowanych w przestrzeni publicznej jest więcej znaków zapytania. Niewątpliwie strategiczna sprawa to, czy odbędzie się Jarmark św. Dominika. Zakładam, że miasto Gdańsk, operator jarmarku, czyli Międzynarodowe Targi Gdańskie, i my wszyscy chcemy, aby na określonych zasadach on się odbył. Kardynalną zasadą jest tutaj zgoda rządu na imprezy masowe, chociaż do 500 osób, a zgodnie z ustawą poniżej 1000. Wówczas można by coś było próbować kreować. Przykro mi to mówić, ale wówczas działoby się to ze szkodą dla szerszego udziału społeczności w formie prologów i marszobiegów. Jeśli głównym założeniem jest utrzymanie struktury eventów pod kątem sportu kwalifikowanego, to jakieś straty trzeba przewidywać. Nie chciałbym, aby te zawody się nie odbyły. Życie pokaże nam jakie scenariusze będą możliwe do realizacji.

Wszyscy poważni organizatorzy starają się przekładać imprezy na jesień. Jeśli będzie zbyt gęsto w kalendarzu, to pojawi się pytanie, czy wszystkie te wydarzenia mają się odbyć, a liczba uczestników per saldo jest policzalna. Główną imprezę, czyli mistrzostwa świata w półmaratonie w Gdyni mamy przecież przesuniętą na 17 października.

Istnieje także ryzyko, że jesienią każdy będzie chciał coś zorganizować.
Wszyscy poważni organizatorzy starają się przekładać imprezy na jesień. Jeśli będzie zbyt gęsto w kalendarzu, to pojawi się pytanie, czy wszystkie te wydarzenia mają się odbyć, a liczba uczestników per saldo jest policzalna. Główną imprezę, czyli mistrzostwa świata w półmaratonie w Gdyni mamy przecież przesuniętą na 17 października. Zakładam, że ten kryzys przeorientuje rynek imprez masowych. Dotychczas był on trochę rozpieszczony, a wartość rynkowa określonych wydarzeń była przeciętna. Opłaty startowe utrzymywane są w Polsce na bardzo niskim poziomie, a uczestnicy byli przekonani, że ich wpłaty są głównym elementem budżetu zawodów. Nie jest prawdą, że na opłatach startowych organizatorzy kreują swój przychód. W moim przypadku przychody z opłat startowych są na poziomie 15-20 procent. Reszta to gra rynkowa, sponsoring i reklama, a także częściowo dotacje. Rynek będzie dążył do tego, aby oczyścić trochę to pole. Jak będzie? Pokażą to kreatorzy tego rynku, którzy przetrzymają kryzys i będą w stanie za rok czy za dwa iść dalej, a przede wszystkim utrzymać poziom lub go podwyższyć. Przed kilku laty uczestniczyłem w grupie doradczej, gdy PZLA chciała uregulować rynek, wprowadzając kategoryzację imprez. Zaangażowane firmy chciały, aby uczestnicy wykupowali np. formę ubezpieczenia i przechodzili badania lekarskie. To się odroczyło, ale być może te tematy wrócą.

Niepokojące wieści o stanie zdrowia Paulo Dybali
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Stanisław Lange, dyrektor KL Lechia Gdańsk: Wydarzenia sportowe są solą dyscypliny. Musimy o nie walczyć [WYWIAD] - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto