Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stocznia Gdynia czeka na inwestora

Artur Kiełbasiński
Kazimierz Smoliński








   Fot. Piotr Manasterski
Kazimierz Smoliński Fot. Piotr Manasterski
Rozmowa z Kazimierzem Smolińskim, prezesem Stoczni Gdynia SA - Głównym problemem Stoczni Gdynia jest obecnie brak pieniędzy na bieżącą działalność. A spodziewanej gotówki za akcje Gdańskiej nie dostaliście...

Rozmowa z Kazimierzem Smolińskim, prezesem Stoczni Gdynia SA

- Głównym problemem Stoczni Gdynia jest obecnie brak pieniędzy na bieżącą działalność. A spodziewanej gotówki za akcje Gdańskiej nie dostaliście...
- Na pewno byłoby lepiej uzyskać gotówkę. Ale powiedzmy szczerze, zainteresowanie kupnem akcji Stoczni Gdańskiej (obecnie Gdańsk) nie było wielkie, a oferowane kwoty - dużo niższe od naszych oczekiwań. W tej sytuacji, przejęcie akcji przez Agencję Rozwoju Przemysłu (i jej spółkę zależną) w zamian za umorzenie zobowiązań, wydaje się rozwiązaniem korzystnym i skutecznym dla usamodzielnienia się Stoczni Gdańsk.
- Najwięcej emocji budzi sprawa bieżących rozliczeń z pracownikami. Ludzie skarżą się na nieodprowadzone składki ubezpieczeniowe i inne pochodne od wynagrodzeń.
- Gdy obejmowałem stanowisko prezesa, zastałem taką sytuację, że brakowało pieniędzy na badanie lekarskie, na odzież ochronną i z tego powodu pracownicy nie mogli podejmować pracy. Systematycznie zaległości wobec pracowników i ich związków staramy się regulować. Jednakże mamy jeszcze problemy z należnościami tzw. okołopłacowymi, np. ZUS. Odczuwam z tego powodu ogromny dyskomfort, bo dotyczy to pracowników, którzy nie są winni błędów poprzednich władz spółki. Istotne, że terminowo płacimy należne pensje (netto), regulujemy także według ustaleń z kontrahentami rachunki wobec dostawców materiałów, tak aby stocznia pracowała. Bo produkcji przerwać nie można. Kontrakty (niestety, nie zawsze korzystnie zawarte) musimy realizować. Tutaj nie ma zagrożeń, mamy także bogaty portfel zamówień na korzystnych dla nas warunkach. Nasi kooperanci i dostawcy ze zrozumieniem podchodzą do naszych trudności, obserwują działania związane z restrukturyzacją i ratowaniem stoczni. Główny właściciel (Skarb Państwa oraz Agencja Rozwoju Przemysłu) ostatnio podejmuje korzystne dla Stoczni Gdynia decyzje (m.in. o dokapitalizowaniu spółki, jest wola sprzedaży akcji inwestorom prywatnym i rozwiązania problemu zadłużenia). Widmo upadku oddala się, więc każdy ma nadzieję, że stocznia wyjdzie na prostą.
- Czy stocznia spłaci długi?
- W miarę możliwości regulujemy zobowiązania. W tym roku spłaciliśmy już ponad 77 mln USD kredytów. Problem płynności wynika z potężnych starych zobowiązań i faktu, że część kontraktów była nierentowna. Wynegocjowaliśmy nowe warunki z armatorami - dzięki podwyższeniu cen (częściowo kompensujących wzrost ceny stali i spadek kursu dolara), anulowaniu kar, uzyskaniu bonusów dla stoczni udało się uzyskać dodatkowo ok. 25 mln dolarów.
- Skąd będą pochodzić środki na bieżące płatności, przed pojawieniem się inwestorów?
- Z bieżącej produkcji, ale nie tylko. Drugim źródłem ma być sprzedaż naszych udziałów w spółkach nieprowadzących działalności produkcyjnej dla stoczni. Liczyliśmy na pożyczkę z Agencji Rozwoju Przemysłu, lecz okazuje się, że pewniejszym rozwiązaniem będzie zakup części tych udziałów przez agencję. Oczywiście, za gotówkę! Mam też nadzieję, że poprawa płynności pozwoli na uzyskanie w bankach kredytu kupieckiego.
- Jednym z boleśniejszych problemów polskich stoczni jest brak pracowników do produkcji. W Stoczni Gdynia czeka ponoć 400 stanowisk pracy...
- Jesteśmy gotowi od zaraz zatrudnić spawaczy i monterów. Przygotowujemy dużą akcję promocyjną. Okazuje się, że na Pomorzu nie ma wolnych monterów kadłubów czy spawaczy, szukamy ich w innych regionach. Ostatnio w kieleckiem upadła firma, więc natychmiast zatrudniliśmy ludzi stamtąd, gwarantując im miejsce zakwaterowania.
- A czy będziecie ściągać pracowników ze Wschodu?
- Prowadzimy w tym zakresie rozmowy, mamy zapytania o pracę w naszej stoczni od chętnych z Ukrainy...
- Czy ma to związek z rozmowami z Grupą Donbas w sprawie inwestycji w stoczni?
- Nie, to są niezależne sprawy, rozmowy o zatrudnianiu ludzi zaczęły się dużo wcześniej. Po prostu, ukraińskie stocznie przeżywają regres. Natomiast współpraca z Donbasem może ułatwić napływ pracowników w deficytowych zawodach.
- Przełomem w sytuacji stoczni ma być pojawienie się inwestorów. Jak wiadomo, zainteresowanie przejęciem stoczni zgłosiły dwie firmy - związana z ukraińską Grupą Donbas oraz z izraelskim armatorem Rami Ungarem. Czy ci inwestorzy uratują stocznię?
- Ze wstępnych ofert wynika, że są one finansowo poważne. Do 28 sierpnia czekamy na ustalenie ofert wiążących. Mamy świadomość, że zaangażowanie inwestorów będzie uzależnione od akceptacji naszego programu restrukturyzacji przez Komisję Europejską i uznanie przez nią tzw. pomocy publicznej dla stoczni za dozwoloną. Komisja prowadzi w tej chwili dochodzenie. Bada dopuszczalność m.in. poręczeń Skarbu Państwa, pożyczek udzielanych stoczni, gwarancji kredytowych KUKE. Jest oczywiste, że dopóki inwestorzy nie będą znali rozstrzygnięć KE, nie zdecydują się na zaangażowanie finansowe w stoczni, tu chodzi o ogromne kwoty i gwarancje, że te środki pójdą rzeczywiście na inwestycje.
- Jakie jeszcze warunki stawiają potencjalni inwestorzy?
- Chcą, aby uregulowanie zobowiązań publiczno-prawnych stoczni nastąpiło przed zakupem akcji. Wychodzą z założenia, że jeśli Skarb Państwa, będąc właścicielem stoczni, pozwolił na zadłużenie wobec tego samego Skarbu Państwa, to oni nie mogą za to odpowiadać. I stawiają tę sprawę bardzo jednoznacznie.
- Jak rozwiązać ten problem?
- W grę wchodzi np. dokapitalizowanie stoczni przez Skarb Państwa w celu spłaty tych zobowiązań. Taka koncepcja zyskała przychylność Ministerstwa Skarbu Państwa. Jednakże pojawił się problem, skąd wziąć na to środki. Ale sprawa jest oczywista - jeśli my nie zapłacimy do ZUS, to Skarb Państwa będzie musiał dopłacić do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych...
- Trwają spekulacje na temat możliwego wspólnego inwestowania - Ramiego Ungara i Donbasu. Czy możliwe jest połączenie tych ofert?
- Z formalnego i prawnego punktu widzenia - tak. Na razie są to dwie konkurencyjne oferty. Ale może się okazać, że w czasie szczegółowych negocjacji inwestorzy dojdą do porozumienia i zainwestują razem. Nie będzie to też oznaczało konieczności prowadzenia całej procedury od nowa.
- Czasami pojawiają się mentalne obawy przed inwestorami ze Wschodu, a także pytania o ich wiarygodność.
- Nie boję się tego. Sądzę, że także stoczniowcy podchodzą do sprawy racjonalnie - nie ma znaczenia skąd jest inwestor, ważne, aby był wiarygodnym podmiotem, dającym gwarancję pracy i funkcjonowania stoczni w określonym zakresie. Według mojego rozeznania, Donbas jest wiarygodnym inwestorem. Znany jest na polskim rynku m.in. z inwestycji w Hucie Częstochowa, od której kupujemy blachy.
- Jakie terminy inwestycji są optymalne dla stoczni?
- Te decyzje muszą zapaść w tym roku. Komisja Europejska nie wyda pozytywnej opinii o naszym programie restrukturyzacji, jeśli nie będzie strategicznego inwestora. To jest jednoznaczne - pomoc publiczna może być stosowana, jeśli na skutek tej pomocy stocznia odzyska długoletnią możliwość konkurowania na rynku oraz gdy nastąpią kolejne inwestycje i to dokonane przez prywatnego inwestora. Te warunki muszą być spełnione, aby komisja zaakceptowała pomoc publiczną.
- Dziękuję za rozmowę.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto