MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Stoczniowy chcą pomocy państwa

(wrób), (JAS)
Fot. Robert Kwiatek
Fot. Robert Kwiatek
Trójmiejscy stoczniowcy boją się "scenariusza szczecińskiego" jak ognia. Z drugiej jednak strony coraz częściej mówią o tym, że wobec stale pogarszającej się sytuacji w branży interwencja państwa może okazać się ...

Trójmiejscy stoczniowcy boją się "scenariusza szczecińskiego" jak ognia. Z drugiej jednak strony coraz częściej mówią o tym, że wobec stale pogarszającej się sytuacji w branży interwencja państwa może okazać się konieczna.

O wydarzeniach w Szczecinie najgoręcej dyskutuje się w należącej do Grupy Stoczni Gdynia S.A. Stoczni Gdańskiej. To tutaj w ostatnich tygodniach pojawił się pierwszy syndrom ,szczecińskiej choroby". Gdańscy stoczniowcy nie otrzymali bowiem w terminie wynagrodzeń za kwiecień. 10 maja związki ze stoczni wystosowały w tej sprawie ostry protest zapowiadając, że jeżeli pieniądze się nie znajdą, rozpoczną akcję protestacyjną, która może nawet zakończyć się strajkiem. W końcu, w ubiegły piątek na konta stoczniowców wpłynęły zaległe kwoty.
- Prezes Szlanta tłumaczył nam, że był to wypadek przy pracy związany z faktem, że po bankructwie Stoczni Szczecińskiej banki usztywniły swoje stanowisko i zaczęły się jeszcze uważniej przypatrywać się sytuacji w polskich stoczniach. Ja jestem w stanie w takie tłumaczenie uwierzyć - mówi Waldemar Wilanowski, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Stoczni Gdańskiej. - Wierzę też w to, że coraz gorsza sytuacja w Grupie Stoczni Gdynia wynika z dobijającego nasz przemysł niskiego kursu dolara. Nie wierzę jednak w dotychczasowe metody działania zarządu zmierzające do uzdrowienia sytuacji, bo polegają one praktycznie tylko na zwolnieniach grupowych. Nie tędy droga.

O tym, że Grupa Stoczni Gdynia stoi coraz gorzej, mówi się wśród robotników od dawna.
- Zamrożone od dwóch lat pensje, wyświechtane, stare kombinezony, coraz większy brak zabezpieczeń w pracy, ogólnie pogarszające się warunki - wylicza jeden z gdańskich stoczniowców. - Wiemy, że stocznia zalega z płatnościami u naszych kooperantów, jednak nikt nas nie informuje o tym, jak dokładnie wygląda sytuacja. Niech mi nikt nie mówi, że wszystko jest dobrze. Jak tak dalej pójdzie, a obawiam się, że pójdzie, to skończymy podobnie jak ci ze Szczecina. Dlatego państwo powinno interweniować już teraz.

W stoczniowej ,Solidarności" od pewnego czasu debatuje się nad różnymi wariantami ewentualnego udziału państwa w rozwiązaniu kryzysu. Dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że w drastycznej sytuacji brany jest również pod uwagę wariant szczeciński, czyli nacjonalizacja zakładu.
- Na pewno nie jest to najlepsza droga, może wręcz najgorsza, ale gdy nie będzie innego wyjścia, na pewno będziemy apelowali do rządu o podjęcie właśnie takiego kroku - mówi Karol Guzikiewicz z NSZZ ,Solidarność" Stoczni Gdańskiej. - Zamierzamy wysyłać do władz Polski silne sygnały z prośbą o przyjrzenie się sytuacji w całej grupie. Chcemy się też dowiedzieć, jak wyglądają ewentualne możliwości prawne pewnych rozwiązań. Cały czas uważamy też, że państwo powinno nam pomóc natychmiast, udzielając rządowych gwarancji bankom, które kredytują budowy statków. Niedługo znajdziemy się na samym dnie, a wtedy na pomoc może być zbyt późno i kolejna gałąź naszej gospodarki przestanie istnieć.

Państwo pomogło

  • Japonia - w 1998 roku tamtejszy rząd zadecydował o zakupie obligacji 21 prywatnych banków, które znalazły się w fatalnej sytuacji finansowej. W ten sposób praktycznie udzielono im dotacji w wysokości prawie 15 miliardów dolarów.
  • Szwajcaria - w ubiegłym roku bankrutujące linie lotnicze Swissair połączono rządową decyzją z innym, znacznie mniejszym przedsiębiorstwem. W ten spoósb państwo przejęło na swoje barki dług w wysokości 8 miliardów dolarów, ale uratowało 35 tysięcy miejsc pracy, które przestałyby istnieć wraz ze Swissairem.


    Budowanie z wyprzedzeniem

    Janusz Szlanta, prezes Stoczni Gdynia SA:

    - Trudna sytuacja, w jakiej znalazła się Stocznia Szczecińska, na razie nie wpływa na położenie naszej stoczni. Jednakże przedłużania się kłopotów w Szczecinie może rzutować negatywnie na Grupę Stoczni Gdynia i zakłady kooperujące. Obecnie zadłużenie Stoczni Szczecińskiej wobec banków wynosi 420 mln dolarów. Dla sektora bankowego jest to poważna kwota. Ta same banki kredytują stocznie w Szczecinie i Gdyni. Ich komitety ryzyka obniżyły już limity na sektor stoczniowy. Ograniczyło to gotowość banków do współpracy także z nami. Konsolidacja polskich stoczni, mająca zwiększyć ich konkurencyjność na rynku światowym, jest widmem, które krąży nad branżą okrętową od kilku lat. Kluczowym problemem pozostaje jednak poprawa sytuacji Stoczni Szczecińskiej. Natomiast rozważanie sprawy konsolidacji zaburzyłoby ten proces. Wykonywaliśmy analizy porównawcze, na ile pozwalały nam na to dostępne dane, dotyczące sytuacji Stoczni Szczecińskiej i Grupy Stoczni Gdynia. Byliśmy zdziwieni brakiem reakcji rady nadzorczej i zarządu Stoczni Szczecińskiej na pewne decyzje. Na przykład kredyty pobrano na statek, który nie do końca jeszcze był zbudowany. Natomiast w Stoczni Gdynia zaawansowanie budowy statków wyprzedza kredytowanie.


  • od 7 lat
    Wideo

    Ukraina rozpocznie oficjalne rozmowy o przystąpieniu do UE

    Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!

    Polecane oferty

    Materiały promocyjne partnera
    Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto