Sucho w kranie

Pięciu tysiącom pruszczan z zachodniej części miasta grozi, że w 30-stopniowym upale zostaną bez wody w kranach. Susza i zbyt obfite podlewanie ogródków działkowych (których w mieście jest ok. 6 tysięcy!) spowodowało, że w Pruszczu zaczyna brakować wody. Po południu, w godzinach największego poboru, woda nie dociera m.in. na drugie i wyższe piętra bloków na osiedlu Sady. Spółka Wodociągi i Kanalizacja nie nadąża z uzdatnianiem wody i zasilaniem sieci.

Władze miasta apelują do mieszkańców o niepodlewanie ogródków w ciągu dnia. Informacje o zakazie zawieszono m.in. na bramach pracowniczych ogródków działkowych. Ukażą się również ogłoszenia w mediach.

- Ogródek wolno podlewać od północy do szóstej rano - wzdycha działkowiec Marian Tarlecki. - Zresztą, w dzień i tak nie ma to większego sensu. Woda ledwie leci.
- Nie nadążamy! Pruszczanie zużywają dwa razy więcej wody, niż możemy dostarczyć - mówi Andrzej Macieja, prezes WiK. - Jeszcze kilka takich dni i będę musiał czasowo wyłączać niektóre dzielnice.
Przez godzinę 3 pruszczańskie ujęcia są w stanie uzdatnić do 350 metrów sześciennych wody. Tymczasem mieszkańcy zużywają blisko 700 m. Zapasy uzdatnionej wody są na wyczerpaniu. Gdy z kranu nic nie leci, ludzie podłączają się ,na dziko" do miejskich hydrantów, powodując dodatkowe obniżenie ciśnienia w sieci.
- Znaleźliśmy trzy uszkodzone urządzenia. Są pod obserwacją. Powiadomiliśmy policję o kradzieży wody i powodowaniu zagrożenia publicznego. W razie pożaru niesprawny hydrant może doprowadzić do tragedii - dodaje Andrzej Macieja.
Przygotowane są już beczkowozy, które w razie ostatecznego załamania miejskiej sieci wodociągowej, będą dowozić wodę z ujęcia w Straszynie.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Jeszcze panujemy nad sytuacją, ale oddałbym królestwo za kilka chłodniejszych dni i deszcz - dodaje prezes Macieja.