Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Święty Wojciech chodzi na wzgórze - pielgrzymkowa tradycja w Gdańsku

Piotr Piotrowski
Pielgrzymka Polaków katolików do sanktuarium w 1935 r. W prawym dolnym rogu, Na czele pochodu bł. ks. Franciszek Rogaczewski, jeden z Męczenników Gdańskich
Pielgrzymka Polaków katolików do sanktuarium w 1935 r. W prawym dolnym rogu, Na czele pochodu bł. ks. Franciszek Rogaczewski, jeden z Męczenników Gdańskich arch. Archidiecezji Gdańskiej
Po dwóch pandemicznych latach św. Wojciech wyruszy w najbliższą niedzielę w swą tradycyjną pielgrzymkę. Relikwiarz ze szczątkami świętego patrona Gdańska poniosą z bazyliki Mariackiej na sanktuaryjne wzgórze członkowie Kościelnej Służby Mężczyzn „Semper Fidelis”.

Pielgrzymki do gdańskiego sanktuarium pierwszego polskiego męczennika – św. Wojciecha – mają wielowiekową tradycję. W dzielnicy, znajdującej się na południe od centrum Gdańska, zlokalizowano miejsce kultu świętego. To tu, według zapisków historyków i legend, biskup praski miał chrzcić rzesze gdańszczan. Tutaj miał mieć święty swoje pierwsze miejsce spoczynku, przygotowane przez mieszkańców Gdańska po męczeńskiej śmierci w Prusach w 23 kwietnia 997 r.

Twardy Czech

Vojtěch Slavníkovec urodził się ok. 956 r. w Libicach nad Cidlinou w Czechach (dokładnie – w dziejszym kraju środkowoczeskim). Miejscowość założona w VIII w. była 200 lat później stolicą księstwa Sławnikowiców, spokrewnionego z cesarskim rodem Ludolfingów. Wznieśli oni w Libicy książęcy dwór oraz kamienny kościół, zbudowany prawdopodobnie w latach 950–970. Władza Sławnikowiców upadła w 995 roku, gdy Libice zostały zdobyte i spalone przez wojska Przemyślidów (dynastii czeskich władców), a większość książęcego rodu wymordowana. Wojciech urodził się w Libicach, które wówczas rywalizowały z Pragą w procesie tworzenia scentralizowanego państwa czeskiego. Był szóstym z siedmiu synów Sławnika – pana na Libicach z rodu Sławnikowiców skoligaconego z saską dynastią Ottonów i Strzeżysławy – być może z rodu Przemyślidów. Jedna z legend mówi, że początkowo rodzice chcieli by syn został rycerzem. Jednak, gdy Wojciech ciężko zachorował, złożyli śluby, że gdy wyzdrowieje, poślą go do zakonu.
Imię Adalbert (pod którym jest również znany i czczony) przybrał podczas bierzmowania na cześć swego mentora, arcybiskupa Magdeburga, Adalberta. Pod jego kuratelę trafił w 972 r. Tam uczył się w szkole Oktryka, jednej z najlepszych w ówczesnych Niemczech, wraz z młodszym bratem Radzimem i przyjacielem Radłą. Nauczył się łaciny, niemieckiego, a także języka Wieletów, jednego z plemion słowiańskich.
W 981r. po śmierci swego mentora, wrócił do Czech jako subdiakon. Przyjął święcenia kapłańskie z rąk praskiego biskupa Dytmara, a po jego śmierci od 3 kwietnia 983 – w wieku 27 lat – stanął na czele diecezji praskiej mimo nieosiągnięcia wieku episkopalnego - 30 lat. Wobec konfliktów z wiernymi, wywoływanymi jego bezkompromisową postawą wobec religii przodków, ok. 989 r. Wojciech opuścił Pragę i wyjechał do Rzymu i tam zrzekł się biskupstwa Pragi. Początkowo chciał się udać na pielgrzymkę do Jerozolimy, jednak po krótkim pobycie w klasztorze na Monte Cassino za namową greckiego pustelnika Nila wstąpił do klasztoru benedyktyńskiego św. Bonifacego i Aleksego na rzymskim Awentynie. W 992 r. ponownie został wysłany do Pragi przez arcybiskupa Moguncji Willigisa. Tutaj rozpoczął swoje pierwsze działania misyjne - na podbitej przez Węgry Słowacji, co doprowadziło do konfliktów z wciąż pogańskim dworem Arpadów. Według legendy Wojciech miał w 985 r. udzielić chrztu Stefanowi I, królowi Węgier.
Głośny był też jego spór w obronie chrześcijańskich niewolników wysyłanych do krajów muzułmańskich. W 994 r., gdy na jego oczach ludzie jednego z wielmożów z rodu Wrszowców zamordowali wywleczoną z kościoła św. Jerzego niewierną żonę swego pana, która ukryta tam przez Wojciecha szukała azylu w świątyni – rzucił klątwę na poddanych i wyjechał do Rzymu. W 995 r. doszło do otwartego konfliktu jego rodu Sławnikowiców z rządzącym księciem Bolesławem II z dynastii Przemyślidów – śmierć ponieśli czterej bracia Wojciecha.
Decyzją synodu pod naciskami swojego przełożonego arcybiskupa Moguncji – pod rygorem klątwy – miał wrócić do diecezji praskiej. Jednak dzięki łasce papieża Grzegorza V – spokrewnionego z niemieckim ceszarzem Ottonem III, z którym Wojciech zdążył się zaprzyjaźnić – mógł wybrać między pracą misyjną a powrotem. Miało stać się tak, jeśli Czesi nie wyrażą chęci przyjęcia go. W międzyczasie Wojciech pielgrzymował do sanktuariów św. Marcina z Tours, św. Benedykta w opactwie Fleury oraz św. Dionizego w Saint-Denis. Potem nie chcąc wracać do diecezji praskiej znalazł się na dworze Ottona III. Stamtąd wyruszył do kraju cesarskiego sojusznika w Polsce, Bolesława I Chrobrego, u którego przebywał ocalały z rzezi najstarszy brat Wojciechowy, Sobiesław. W Polsce celem działania Wojciecha miało być chrystianizowanie Prusów lub Wieletów.

Pierwszy pomorski święty

Pod koniec marca 997 r. dotarł do Gdańska. Tu przeprowadził masowy chrzest i rozkazał wycięcie świętego dębu. Jego dalsze działania na terenach pruskich nie cieszyły się entuzjazmem mieszkańców. Przyszły święty podróżował łodzią razem z przyrodnim bratem Radzimem oraz prezbitrem Boguszą-Benedyktem, osłaniani przez eskortę 30 zbrojnych przydzielonych przez Chrobrego. W takiej grupie dotarli do ziemi Prusów. Jedna z hipotez mówi, że wpłynęli na Zalew Wiślany - tam misjonarze wysiedli na brzeg, natomiast łódź ze zbrojnymi ruszyła w drogę powrotną. Możliwe, że głównym celem wyprawy był gród Truso nad jeziorem Drużno.
Ich działalność misyjna nie spotkała się z przychylnym przyjęciem. Misjonarze nie znali nawet języka Prusów. W czasie pobytu na jednej z wysp nadbrzeżnych doszło do spotkania z pruskimi rybakami, którzy próbowali się z nimi porozumieć. Gdy obcy nie potrafili powiedzieć nic zrozumiałego, jeden z Prusów uderzył Wojciecha wiosłem w plecy. Wkrótce z pomocą jednego z pruskich możnych dostali się na teren osady. Jako goście podlegali ochronie swego gospodarza i dzięki jego pozycji 17 kwietnia stanęli przed pruskim wiecem, na którym Wojciech z pomocą tłumacza przemawiał oraz objaśniał zasady chrześcijaństwa. Pruskie zgromadzenie nakazało im opuszczenie swoich ziem. Jan Kanapariusz podaje konkretną eksplikację wyłożoną przez nich Wojciechowi: „Nas i cały ten kraj na którego krańcach my mieszkamy, obowiązuje wspólne prawo i jeden sposób życia; wy zaś, którzy rządzicie się innym i nieznanym prawem, jeśli tej nocy nie pójdziecie, jutro zostaniecie ścięci”.
Jeszcze przez pięć kolejnych dni Wojciech z towarzyszami przebywali na terenie Prusów mimo ich jasnej deklaracji. 23 kwietnia 997 r. w okolicy pruskiego grodu granicznego Cholin odpoczywających po Mszy św. odprawionej w świętym gaju zaskoczyło 7 strażników prowadzonych przez kapłana, niejakiego Sicco. Wojciech – jako przywódca – uderzony toporem lub włócznią w serce został zabity przez kapłana, który miał wcześniej stracić w walkach z Polakami brata. Ciału Wojciecha odcięto głowę i nabito na pal na znak hańby, odwracając twarz męczennika w kierunku, z którego przybył. Jego towarzyszy oszczędzono i odesłano do Polski.
Miejsce śmierci, znajdujące się według źródeł w pobliżu pruskiego grodu Cholin lub Chollinun lokalizuje się najpewniej na południowych brzegach jeziora Drużno. Tradycyjnie lokuje się je w pobliżu wsi Święty Gaj koło Pasłęka. Pozostałe hipotezy chcą widzieć miejsce kaźni we wsi Pachoły koło Dzierzgonia albo na historycznej Sambii.
Jak pisze Kanapariusz, głowę z pala zdjął potajemnie i przewiózł do Gniezna nieznany pomorzanin. Wkrótce potem Chrobry wykupił resztę ciała Wojciecha na wagę złota i rozkazał pochować w Gnieźnie. Według legendy początkowo miało ono spocząć w dziejszym sanktuarium św. Wojciecha w Gdańsku – zapewne w drodze do Gniezna. Do docelowego grobu w1000 r. pielgrzymował Otton III. W czasie jego wizyty w Gnieźnie założono metropolię arcybiskupią, której Wojciech został patronem, a jego brat, bł. bp Radzim Gaudenty stanął na jej czele.

Kult w Gdańsku

Pamięć o praskim męczenniku była i wciąż jest żywa w Gdańsku mimo tego, że św. Wojciech najpewniej nigdy się tu nie pojawił. Wątpliwe jest również, by na wzgórzu znajdowała się jego mogiła. To najpewniej wytwory ludowej pobożności i legend, które pojawiły się wraz ze wzrostem kultu świętego. Kult św. Wojciecha obecny był na Pomorzu już od XIII w., o czym świadczą wezwania podgdańskich parafii i nazwa osady. Obecna kaplica na wzgórzu datowana jest na XIV w. Do nabierają cego religijnego znaczenia sanktuarium męczennika, patrona Polski i Gdańska, od XVII w. przychodziły regularnie pielgrzymki. Pątnicy przybywali tu z okolicznych parafii, w tym z kościoła jezuitów na Starych Szkotach oraz z leżącego za Pruszczem Gdańskim, Łęgowa. W tym czasie, w tutejszym kościele znajdowały się już relikwie św. Wojciecha. Ruch pielgrzymkowy rozwijał się dynamicznie do I rozbioru Polski, potem przygasł, ale nie zanikł. Był solą w oku Prusaków - pielgrzymowanie do sanktuarium św. Wojciecha wzmacniało poczucie jedności wiernych i budziło dążenia niepodległościowe W. XX w. po powstaniu diecezji gdańskiej, obejmującej terytorium Wolnego Miasta Gdańska pielgrzymi licznie wyruszali do sanktuarium i na wzgórze. Biskupi gdańscy upatrywali w św. Wojciechu patrona swojej diecezji, aż ostatecznie nastąpiło to w 1963 r.
Warto przypomnieć, że w 1928 r. pierwszy gdański biskup, Edward O’Rourke sprowadził z Pragi relikwie świętego, ponieważ poprzednie zaginęły. Na odpusty i inne okazje do sanktuarium zaczęły przybywać zorganizowane pielgrzymki stanowe z całej diecezji, a sama uroczystość przyciągała nawet 10 tys. pątników. Sanktuarium św. Wojciecha odgrywało w życiu polskich katolików zamieszkujących Wolne Miasto Gdańsk dużą rolę. Jak pisze dr Daniel Gucewicz z gdańskiego IPN: „Widać to szczególnie po przejęciu władzy przez NSDAP. Dzięki staraniom Centralnego Komitetu Katolików Polaków w latach 1934–1938 podążali oni do Świętego Wojciecha zwartą kolumną, ze sztandarami swoich organizacji. Pielgrzymki te odbywały się jednak nie z okazji wielkiego odpustu, który „należał” do Niemców, lecz w maju lub czerwcu”. Przewodnikiem dorocznych procesji był bł. ks. Franciszek Rogaczewski, proboszcz parafii pw. Chrystusa Króla w Gdańsku, zamordowany przez Niemców w 1940 r. w Stutthofie.
Po wojnie w kwietniu 1946 r. odbyła się pierwsza wielka uroczystość w Gdańsku ku czci św. Wojciecha. Był to jeszcze czas, gdy państwo nie przejawiało wrogości wobec Kościoła. Przynajmniej od 1952 r. władze skutecznie je uniemożliwiały, z krótką przerwą po przełomie październikowym 1956 r., kiedy na odpust w 1957 r. przybyło siedemnaście oficjalnych pielgrzymek. Po 1990 r, pielgrzymki ponownie ruszyły. Tym razem z bazyliki Mariackiej, a jej organizatorem jest Kościelna Służba Mężczyzn „Semper Fidelis”. W tym roku relikwiarz św. Wojciecha niesiony przez wiernych ponownie wyjdzie na pielgrzymi szlak rankiem z bazyliki Mariackiej...

Korzystałem z książek Jana Kanapariusza „Świętego Wojciecha żywot pierwszy” i dr. Daniela Gucewicza „Kalwaryjska rebelia”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto