MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Szczakowianka Jaworzno - Lechia Gdańsk 2:1

Kuba Staszkiewicz
Suma szczęścia w futbolu równa się zeru. Przed tygodniem piłkarze Lechii mieli farta, strzelając w ostatnich sekundach bramkę, dającą im zwycięstwo nad ŁKS Łódź. Teraz fortuna się od gdańszczan odwróciła.

Suma szczęścia w futbolu równa się zeru. Przed tygodniem piłkarze Lechii mieli farta, strzelając w ostatnich sekundach bramkę, dającą im zwycięstwo nad ŁKS Łódź. Teraz fortuna się od gdańszczan odwróciła. Gol stracony pod koniec spotkania w Jaworznie spowodował, że podopieczni Marcina Kaczmarka ulegli Szczakowiance 1:2 (0:1).
Trudno jednak zwalać wszystko na pech czy wyjątkową złośliwość losu. Przykładu nie trzeba szukać daleko. Przecież nie tak dawno w podobnych okolicznościach gdańszczanie przegrali w Radomiu z Radomiakiem. Tam też do utrzymania remisu zabrakło sekund. Teraz sytuacja się powtórzyła i ciężko już mówić o przypadku.
- Rzygać się chce - wściekał się po końcowym gwizdku w Jaworznie obrońca Lechii, Paweł Pęczak.
Ostatniej bramki na stadionie Szczakowianki można było spokojnie uniknąć. Najpierw jednak Piotr Wilk niepotrzebnie wdał się w pojedynek z Adrianem Prażmowskim, co skończyło się faulem pomocnika Lechii. Z wolnego dośrodkował Mandrin Piegzik, a do Jakuba Dziółki nie zdążył Maciej Mysiak. Strzał głową pomocnika Szczakowianki przesądził o sukcesie gospodarzy.
- Nie grałem jeszcze w takim meczu - nie ukrywał Dziółka. - Najpierw strzelam samobója, a później gola dającego zwycięstwo mojemu zespołowi. Cieszę się, że wszystko tak się skończyło.
Dziółkę, mierzącego 2 metry wzrostu, koledzy nazywają "Małym". Zanim pokonał bramkarza Lechii w 90 min, miał prawo przeżywać ciężkie chwile. W 57 min bowiem popisał się bardzo efektowną główką. Tyle, że zrobił to - po dośrodkowaniu Macieja Kalkowskiego z rzutu rożnego - w kierunku własnej bramki, czym kompletnie zaskoczył Macieja Budkę. Gol samobójczy dał Lechii wyrównanie, a Dziółka za swoją nieodpowiedzialność zebrał ostrą słowną reprymendę od kapitana Szczakowianki, Roberta Chudego.
- Robert nie przebierał w słowach, ale zmobilizował mnie do lepszej gry - mówił później Dziółka.
Lechia, która w tym meczu - z uwagi na śmierć Tadeusza Duffka - wystąpiła w czarnych strojach, na gola wyrównującego zasłużyła. Po przerwie w polu prezentowała się nieco lepiej od miejscowych, ale... nie stwarzała podbramkowych sytuacji. Gdańscy napastnicy nie umieli sobie poradzić z najsłabszą obroną w całej II lidze (Szczakowianka straciła aż 31 bramek; red.). A jeżeli już dochodziło do strzałów, to okazywały się one mało precyzyjne. Tak było w przypadku Krzysztofa Rusinka (w 64 min posłał piłkę obok słupka), a chwilę później Jakub Biskup uderzał z 16 metrów, lecz górą był Budka.
A gospodarze? Może i częściej zagrażali Mateuszowi Bąkowi, ale też nie były to akcje przesadnie niebezpieczne. Może za wyjątkiem strzałów Pawła Cygnara i Ryszarda Czerwca, oddawanych z bliskiej odległości. Gdański bramkarz spisywał się jednak w tych przypadkach doskonale. Z kolei w 82 min piłki dotknął ręką w polu karnym Krzysztof Brede. Arbiter jednak nie zareagował.
W tym meczu odbyła się jeszcze oczywiście pierwsza połowa. Lecz do przerwy emocji nie było wiele. Gdańskich obrońców nękał napastnik Szczakowianki, Mieczysław Sikora. On właśnie uzyskał w 39 min prowadzenie. Sebastian Fechner pozwolił na dośrodkowanie Cygnarowi, a Chudy, mając na plecach Bredego, odegrał do Sikory. Ten bez trudu pokonał płaskim strzałem Bąka. Lechia poważniej tylko raz zagroziła w tym czasie bramce rywali. Mariusz Dzienis trafił jednak tylko w boczną siatkę.
Wynik z Jaworzna to przykra niespodzianka dla sympatyków Lechii, którzy liczyli na pewno na więcej. Tymczasem okazało się, że nawet grając w najsilniejszym składzie (wrócił Sławomir Wojciechowski, a drugoligowy debiut zaliczył Piotr Wiśniewski; red.), gdańszczanie nie są w stanie zwyciężyć na wyjeździe. W sobotę nie umieli nawet zremisować, bo zachowawcza taktyka obrony jednego punktu w końcowych minutach, okazała się zgubna.
Po piątej w sezonie porażce chory na grypę trener Marcin Kaczmarek poczuł się gorzej i nie przyszedł na konferencję prasową. Jak tłumaczył - nie chciał nikogo zarazić. Wczoraj z kolei nie chciał się tłumaczyć z niepowodzenia, gdyż nie odbierał telefonu.
Na wspomnianej konferencji prasowej w Jaworznie zastąpił go drugi trener Tomasz Borkowski, który stwierdził, że z przebiegu gry Lechii należał się w Jaworznie remis. Tyle, że w futbolu not za styl się nie przyznaje.
- Z pewnością drużyna gra poniżej oczekiwań - nie ukrywa dyrektor gdańskiego klubu, Błażej Jenek. - Nie wszyscy zawodnicy są w stanie sprostać drugoligowym wymaganiom. Nie jesteśmy jednak zwolennikami nerwowych ruchów i takich wykonywać nie zamierzamy. Choćby z tego względu, że do interesującego nas na koniec sezonu bezpiecznego miejsca w tabeli tracimy ledwie trzy punkty. Ale najbliższy tydzień na pewno nie będzie radosny. Jak każdy po ligowej porażce.

Szczakowianka - Lechia 2:1 (1:0)

Bramki: 1:0 Mieczysław Sikora (39), 1:1 Jakub Dziółka (57-samobójcza), 2:1 Jakub Dziółka (90-głową).
Żółte kartki: Jakub Dziółka, Jakub Ławecki (Szczakowianka) oraz Krzysztof Brede, Maciej Kalkowski, Piotr Wilk (Lechia). Sędziował Mariusz Trofimiec (Kielce). Widzów 2500 (w tym około 200 sympatyków gości).
Szczakowianka: Budka - Ławecki (69 Ficulak), Antczak, Mrozek - Cygnar, Dziółka, Czerwiec, Boś (46 Prażmowski), Piegzik - Sikora (58 Krauze), Chudy.
Lechia: Bąk 4,5 - Pęczak 3, Brede 3, Janus 2,5, Fechner 1,5 - Dzienis 2,5, Mysiak 1,5, Wojciechowski 4, Biskup 2 (68 Wilk) - Kalkowski 2 (77 Wiśniewski), Rusinek 2,5 (83 Szczepiński).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto