Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Drozda przy wielkanocnym stole. Co słychać u dyżurnego satyryka kraju?

Ryszarda Wojciechowska
Tadeusz Drozda
Tadeusz Drozda J. Kubik
- Dbam o siebie. Ale kilogramów nie zrzucam, tylko oczyszczam organizm. Ostatnio przy pomocy diety warzywno-owocowej - tak mówi Tadeusz Drozda, zapewniając jednocześnie, że usiądzie przy wielkanocnym stole i coś zje z "błogosławieństwem" dietetyka. Co słychać w życiu prywatnym i zawodowym znanego satyryka - sprawdziła Ryszarda Wojciechowska

3 kwietnia obchodził Pan urodziny. To bolesny dzień?
Dlaczego bolesny?

Bo człowiek jest znowu o rok starszy.
Urodziny to coś nieuchronnego. I każdy inteligentny człowiek wie, że będzie je mieć raz w roku.

Pytam dlatego, ponieważ słyszałam, że Pan ostatnio bardzo o siebie dba, zrzuca kilogramy...
Cały czas dbam o siebie. Ale kilogramów nie zrzucam, tylko oczyszczam organizm. Ostatnio po raz kolejny poddałem się takiej kuracji. Tym razem oczyszczałem się przy pomocy diety warzywno-owocowej. Byłem w ośrodku nad morzem, który specjalizuje się w diecie opracowanej przez doktor Ewę Dąbrowską.

Jakieś efekty widoczne gołym okiem?

Myśli pani, że mi może włosy wypadły? Ta dieta robi porządek wewnątrz organizmu, a nie na zewnątrz. Objawem jest lepsze samopoczucie pacjenta.

Ale każda dieta to wyrzeczenia.

Dlatego człowiekowi rzadko przychodzi do głowy, żeby ją sobie sam zastosował. A jak już jest w ośrodku, to nie ma wyjścia. Komuś, kto jada mięso i ryby, a teraz ma przejść tylko na warzywa i owoce, może się wydawać, że to będzie tragedia. Też tak sądziłem. Ponieważ bardzo lubię ryby, a w sąsiedztwie ośrodka jest port rybacki i rybacy codziennie wystawiają świeże ryby, to pomyślałem, że któregoś dnia wymknę się po nie chyłkiem. Kombinowałem tak sobie tuż po przyjeździe, spacerując po plaży. Ale już po dwóch dniach stosowania diety, wszystko mi tak smakowało, że nie ciągnęło mnie ani do ryb, ani do alkoholu.

Przeczytaj również: Wielkanocne tradycje do lamusa? Trójmiejskie kluby ściągają młodych na zajączka

A co poza tym słychać u oczyszczonego "dyżurnego satyryka kraju"?
Nic nie słychać.

Ale pewnie nie dlatego, że Pan nie lubi pracować, jak się zwierzał czasami dziennikarzom?

Coś od czasu do czasu robię. Niedawno występowałem w hali Ergo Arena na granicy Gdańska i Sopotu. Był to program kabaretowy z okazji jubileuszu Piotra Bałtroczyka. Wcześniej w tym samym zestawie występowaliśmy w katowickim Spodku i warszawskiej Kongresowej. Nawet było spore echo w internecie po tych występach. Wiele miłych recenzji pod moim adresem. Ale coś, co robiłem przez ostatnie 40 lat, czyli uprawianie zawodu artysta telewizyjny, zostało zawieszone przed pięcioma laty jedną brutalną decyzją prezesa Wildsteina.

I tak sobie wisi?
Wisi. Bo, co prawda, w telewizji ludzie się zmieniają, ale opcja nie.

W ubiegłym roku słychać było jakieś pomruki, że może wróci "Herbatka u Tadka".
Telewizja dzisiaj woli zagraniczne formaty jak "X Factor" czy "Bitwa na głosy". Pracujący w tych stacjach twierdzą, że to sprawdzone programy. A "Herbatka u Tadka" była typowo polska, naturalna i prosta. Siłą programu była osobowość prowadzącego i dobór gości, mniej lub bardziej ciekawych, ale raczej bardziej ciekawych. Oglądalność notowaliśmy wysoką. Poza tym na Festiwalu Dobrego Humoru "Herbatkę..." nagrodzono jako najlepszy talk show.

A programy kabaretowe? Nie ma dla Pana miejsca?

Nigdy nie robiłem w telewizji programów kabaretowych. "Dyżurny satyryk kraju" zajmował się komentowaniem tego, co się dookoła działo. Dzisiaj nie ma takiej formuły. Ugruntował się nowy model kabaretu. Koledzy Górski i Wójcik są w nim wiodącymi gwiazdami, które do swojego programu zapraszają różne kabarety. Z tym, że te kabarety nie komentują rzeczywistości. Czasem rzucą żartem, któryś z kabareciarzy przebierze się za księdza albo udaje homoseksualistę.

Pan jako inżynier elektryk o specjalizacji wysokie napięcie musi być zainteresowany polityką, bo tam napięcie występuje nieustannie.
Politycy dzisiaj w telewizji występują bez przerwy. Przesiadują w stacjach od rana do nocy. Robiłem sobie takie doświadczenie, że wyłączałem głos i przepowiadałem, co który z nich powie. Bo politykę można właściwie oglądać bez dźwięku. Ja byłem na tyle ambitny w swojej "Herbatce...", że ciągnąłem polityka w drugą stronę. Tak, że nie miał wyjścia i musiał powiedzieć o czymś, z czego się nie przygotował. A dzisiaj politycy mówią tylko to, co mają od rana ułożone w głowie. Strzelają tym jak z ckm-u, wędrując od stacji do stacji. Cały czas w tym samym garniturze. Bo nie mają nawet czasu na przebranie. Trudno się w polityce spodziewać, że ktoś powie coś innego, a rzadko już kiedy coś mądrego. Jak w tej dyskusji o wieku emerytalnym. Dyskutować o tym, co będzie za 28 lat i to z taką agresją, zaciekłością? Przecież do tego czasu, odpukać, może się wszystko zdarzyć, wojna, tsunami.

A może to dobrze, że Pan rzadko występuje? Bo się Pan nie przeje widzom. Nie znudzi.
No nie, jednak o człowieku zapominają. Dziś już nie ma propozycji na występy estradowe. Myśleli, że Drozda rzucił zawód, wyjechał za granicę. Jak cię widzą w telewizji, to znaczy, że żyjesz. A jak nie, to... Co będę kończył... Takie czasy.

Ale Pan ma jeszcze inne przyjemności w życiu - wnuki, golf.
Wzrusza mnie troska innych o moje przyjemności i o to, co mam do roboty. Jestem na tyle inteligentnym człowiekiem, że sobie zawsze znajdę zajęcie.

Ale golf to Pana przyjemność.

Zimą jeździłem do ciepłych krajów, na Florydę, do Egiptu, żeby sobie pograć. Ale myślę, że od połowy kwietnia będzie już można grać w Polsce. Trawa się powoli zieleni.

Pan jest nawet w jakimś rankingu golfiarzy. To poważna sprawa.

Jestem, ale na odległym miejscu. Bo w Polsce są ludzie, którzy grają znacznie lepiej ode mnie. Występuję w seniorach i nie zajmuję w tej kategorii czołowej lokaty. Ale daję sobie radę. Od czasu do czasu wygrywam nawet jakieś turnieje. Mam nadzieję, że ten pobyt w ośrodku nad morzem pomoże mi wrócić do formy. Niestety był zbyt krótki. Ale na tyle długi, że człowiek podczas pobytu jest w stanie nabrać pewnych nawyków żywieniowych. Oduczyć się sięgania po przekąski. Już nie dla mnie bułeczka z szyneczką, bo wiem, że w moim przypadku białe pieczywo jest po prostu zbrodnią.

I wytrzyma Pan przy stole świątecznym?

Jest tyle świątecznych dań, które mogę z błogosławieństwem dietetyka spożywać. Ale wiem, że białe pieczywo - absolutnie won z jadłospisu, że z trochę mniejszym radykalizmem trzeba wykluczyć drożdże, czyli koniec z piwem, mięsa mało, tłuszczy jeszcze mniej. Nie jest źle. Ludzie mają znacznie gorzej niż ja.

Przeczytaj koniecznie: Dietetyk przy świątecznym stole. O wyższości jaj ekologicznych od klatkowych i domowych wypieków

Wróćmy jeszcze do golfa. To przyjemny, ale jeszcze mało znany u nas sport. Elitarny, jak mówią.
Jaki elitarny? Wiem, że Polacy lubią tylko to, co znają i co już wcześniej polubili. Bardzo niechętnie poznają to, co nowe. Widać to po urlopowych wyjazdach. Większość wybiera już przetarte przez siebie szlaki. Jak się nauczyliśmy jeść makarony, to teraz mamy w Polsce więcej restauracji włoskich niż polskich. A co do golfa, nie znamy go i nie chcemy poznać. Znam ludzi, którzy mieszkają obok pola golfowego i nigdy na pole nie zajrzeli. Ich nawet nie ciekawi, co tam się dzieje.
Uprawianie sportu w Polsce jest incydentalne. No chyba, że się jest premierem i gra trochę w piłkę oraz biega. Ale jak ktoś w Polsce jeździ na nartach, to wyjeżdża raz w roku na tydzień, żeby poszusować i już uważa, że uprawia sport. A sport trzeba uprawiać cały rok, konsekwentnie, przynajmniej dwa razy w tygodniu. Ale my lubimy tak na hura. No chyba, że leżymy przed telewizorem.

Przed nami Euro 2012. Więc okazji do leżenia sporo.

Euro trwa dwa tygodnie, więc można sobie poleżeć, kupić alkohol, który człowiekowi odpowiada...

I rozgrzeszyć siebie ze wszystkiego?
Albo pójść do strefy kibica, ponieważ, jak wiadomo, piłkę nożną najlepiej ogląda się w tłumie kibiców. Euro jest teraz najważniejszym tematem i większość Polaków wierzy, że Polska wygra. Ustalmy więc, że wygra. Zwłaszcza, że jest takie nowe przysłowie: Franek Smuda czyni cuda. I niech tak zostanie.

od 12 lat
Wideo

Stellan Skarsgård o filmie Diuna: Część 2

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto