MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Turów Zgorzelec - Prokom Trefl Sopot 86:71

Paweł Stankiewicz
fot. archiwum
fot. archiwum
Koszykarze Prokomu Trefla Sopot przegrali czwarty mecz o mistrzostwo Polski z Turowem w Zgorzelcu. To jednak podopieczni Eugeniusza Kijewskiego prowadzą 3:1.

Koszykarze Prokomu Trefla Sopot przegrali czwarty mecz o mistrzostwo Polski z Turowem w Zgorzelcu. To jednak podopieczni Eugeniusza Kijewskiego prowadzą 3:1. Kolejny mecz już w czwartek w Sopocie i kibice nie biorą pod uwagę innego rozstrzygnięcia jak wygrana broniącego tytułu Prokomu i rozpoczęcie świętowania sukcesu.

Skuteczna gra w ataku całego zespołu BOT i świetna dyspozycja obrońcy Thomasa Kelatiego, który trafił 7 z 12 rzutów za trzy punkty pozwoliły Turowowi Zgorzelec odnieść pierwsze w finale, ale zasłużone zwycięstwo nad Prokomem Trefl Sopot.
W pierwszej piątce zespołu sopockiego na parkiet wyszedł bohater poprzedniego spotkania Filip Dylewicz, jednak tym razem nie miał tak dobrego dnia. W piątek zaimponował skutecznością, ale wczoraj już tak celnie nie rzucał.
Mistrzowie Polski rozpoczęli mecz na dużym luzie i po kilku minutach objęli prowadzenie, jednak to rozluźnienie szybko się na nich zemściło. Tym bardziej że po pierwszych minutach Turów zaczął grać popisowo. Znakomicie rozgrywał Andres Rodriguez, a Kelati trafiał z dystansu jak na zawołanie. Jeszcze przed końcem pierwszej kwarty, po trafieniu Lance'a Williamsa, gospodarze prowadzili 23:13 i w kolejnych częściach spotkania powiększali przewagę.
O porażce Prokomu zadecydowała słaba pierwsza połowa, przegrana wyraźnie walka pod tablicami (22:31) i niesamowita skuteczność Kelatiego. Lider Turowa już w pierwszej połowie miał na koncie 17 punktów pięciokrotnie trafiając zza linii 6,25 m. Jeszcze przed przerwą Turów osiągnął 20 punktów przewagi, gdy po rzucie za trzy punkty Łukasza Koszarka prowadził 46:26. Po pierwszej połowie wynik brzmiał 49:31 dla Turowa, a mógł być jeszcze bardziej okazały. Bardzo dobrą zmianę dał jednak w sopockiej drużynie Adam Wójcik. W ciągu niespełna sześciu minut zdobył dziesięć punktów. Bardzo dobrze w ekipie Zgorzelca obok Kelatiego grał Krzysztof Roszyk i właśnie dzięki tym dwóm graczom przewaga gospodarzy była tak okazała.
Trzecia kwarta była kluczowa dla losów tego spotkania. Przez pięć minut sopocianie zdobyli zaledwie dwa punkty po celnym rzucie Huseyina Besoka. To zdecydowanie za mało, aby marzyć o korzystnym wyniku w meczu o mistrzostwo Polski. Nic dziwnego, że przewaga Turowa wynosiła już blisko trzydzieści punktów. Koszykarze ze Zgorzelca grali bardzo dobrze w obronie i do pewnej piłki w ataku i to przynosiło efekty. Tym bardziej że defensywa Prokomu nie była ta skuteczna jak w poprzednich spotkaniach.
W ostatniej kwarcie różnica punktowa nieco zmalała, gdy odprężeni gospodarze pozwolili rzucić gościom dziewięć punktów z rzędu. Miejscowi jednak do końca kontrolowali wydarzenia na parkiecie, choć sopocianie do końca walczyli o korzystny wynik. Po końcowej syrenie w hali zapanowała taka euforia, jakby Turów zdobył mistrzostwo.
- Turów wygrał zasłużenie. Pierwsza połowa meczu była w naszym wykonaniu bardzo słaba, szczególnie w obronie. Gospodarze byli niezwykle skuteczni w ataku. O wyniku przesądziła pierwsza część spotkania - powiedział Eugeniusz Kijewski, trener Prokomu Trefl.
- Gratuluję swoim zawodnikom. Zrobimy wszystko, aby wygrać kolejny mecz i jeszcze wrócić do Zgorzelca. Chcemy grać dalej i mogę obiecać, że do końca będziemy bić się o mistrzostwo Polski - zapewnił Saso Filipovski, trener Turowa.
- Wspaniała koszykówka. Prokom Trefl prowadzi, ale nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte. Gra toczy się dalej. Dobrze, że finał jest transmitowany w telewizji, bo emocje nie dotyczą tylko kibiców w halach no i mamy świetną promocję dyscypliny. Turów pokazał prawdziwie europejską klasę. Ten zespół z powodzeniem może rywalizować w pucharach europejskich. Problemem jest tylko brak odpowiedniej hali - twierdzi Roman Ludwiczuk, prezes Polskiego Związku Koszykówki.
Turów zagrał wczoraj znakomity mecz. Gospodarze byli skuteczniejsi, lepsi i na pewno to zwycięstwo im się należało. Jednak taki mecz nie udaje się za każdym razem. Tak jak Dylewicz w każdym kolejnym spotkaniu nie jest w stanie osiągnąć 100 procentowej skuteczności. W czwartek rywalizacja wraca do Sopotu i to z pewnością Prokom Trefl będzie faworytem tego spotkania. Wczoraj w Zgorzelcu nie zawiedli Jasmin Hukic, Huseyin Besok, niezłe momenty miał Dylewicz i dobrą pierwszą zmianę dał Adam Wójcik. To nie mogło wystarczyć do zdobycia mistrzostwa Polski już w niedzielę w Zgorzelcu. Z Pewnością jednak obrońcy tytułu przed własną publicznością zaprezentują się znacznie lepiej, a w Sopocie wygrać przecież nie jest łatwo. Zwłaszcza kiedy wszyscy gracze Prokomu Trefl grają z należytą koncentracją przez całe spotkanie. Zresztą, dla kibiców to może być wspaniała sprawa, jeśli podopieczni Eugeniusza Kijewskiego sięgną po mistrzostwo Polski na własnym boisku.

BOT Turów - Prokom Trefl 86:71 (26:15, 23:16, 18:16, 19:24)

BOT Turów Zgorzelec: Thomas Kelati 28, Krzysztof Roszyk 17, Łukasz Koszarek 8, Vjeko Petrovic 8, Andres Rodriguez 7, Dragisa Drobnjak 7, Robert Witka 5, Lance Williams 4, Andrej Stimac 2.
Prokom Trefl Sopot: Jasmin Hukic 15, Huseyin Besok 11, Filip Dylewicz 10, Donatas Slanina 10, Christian Dalmau 9, Adam Wójcik 9, Jeff Nordgaard 3, Tomas Masiulis 2, Michael Andersen 2, Tomas Pacesas 0.
Stan rywalizacji (do 4 zwycięstw): 3:1 dla Prokomu Trefl.

Cel został zrealizowany

Rozmowa z Eugeniuszem Kijewskim, trenerem Prokomu Trefl Sopot.
- Jest pan rozczarowany, że w niedzielę nie udało się skończyć rywalizacji o mistrzostwo Polski?

- Rozczarowany to może za mocne słowo. Na pewno chcieliśmy wygrać w Zgorzelcu i już zapewnić sobie tytuł. Nie udało się. Generalnie jednak zrealizowaliśmy. W tym dwumeczu na boisku rywala chcieliśmy osiągnąć jedno zwycięstwo i tego dokonaliśmy.
- Czego zabrakło do wygranej w tym spotkaniu?

- Nasza defensywa nie funkcjonowała jak należy. O to miałem największe pretensje do zespołu. Przespaliśmy też pierwszą połowę, w której rywale nam uciekli. Turów zdobył w niej aż 49 punktów, to dużo.
- Rywale skutecznie rzucali za trzy punkty...

- O tym zadecydowała właśnie nasza słabsza gra w obronie.
- Teraz mecz w Sopocie i na pewno chcielibyście przed własną publicznością sięgnąć po mistrzostwo Polski?

- Tak byłoby wspaniale. Mecz na pewno będzie bardzo trudny. Chcemy jednak wygrać i obroną mistrzostwa Polski zakończyć ten trudny sezon.
- Ze Zgorzelca wróciliście samolotem?

- Tak. Najpierw dostaliśmy się do Wrocławia. Stamtąd polecieliśmy do Warszawy, przesiadka i lot do Gdańska. Tak jest szybciej. W domach byliśmy o północy, a autokarem byśmy wrócili nad ranem. Dzięki temu oszczędziliśmy czas a zawodnicy mogą regenerować siły przed meczem czwartkowym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto