Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Twarze bezpieki trzeba ludziom pokazać

Barbara Szczepuła
Rozmowa z dr Sławomirem Cenckiewiczem, Naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku - Wiele mówimy o agentach bezpieki, znacznie mniej o tych, którzy łamali charaktery, werbowali i ...

Rozmowa z dr Sławomirem Cenckiewiczem, Naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku

- Wiele mówimy o agentach bezpieki, znacznie mniej o tych, którzy łamali charaktery, werbowali i „prowadzili” tajnych współpracowników. Spróbujmy więc naszkicować portret esbeka.

- Zgadzam się z tą opinią. W naszej debacie o PRL zapominamy o ludziach, na których zbudowano w Polsce komunizm – o działaczach PZPR i ich pomocnikach, „polskich czekistach”. Jaki jest portret owego czekisty? To nie będzie jeden portret, ale kilka, w zależności od tego, o jakim okresie mówimy. W latach 40. i 50. do UB szli ludzie z przedwojennego marginesu społecznego, pospolici przestępcy, agenci komunistyczni rodem z KPP, funkcjonariusze PPR i Gwardii Ludowej, osoby o traumatycznych doświadczeniach z okresu wojny, którym marzyła się zemsta na Niemcach i ich „reakcyjnych pomagierach”, wreszcie tacy, dla których nowy system był okazją do społecznego awansu. Powstała wówczas dość specyficzna grupa „urzędników” – gotowych na wszystko milicjantów i ubeków, którzy w praktyce akceptowali „mokrą robotę”, bez której oczyszczenie Polski z „reakcjonistów” i „zaplutych karłów” z AK, NSZ i WiN byłoby po prostu niemożliwe.

- Po 1956 roku to się zmienia?

- Niewątpliwie. Manewr 1956 roku polega przede wszystkim na uwiarygodnieniu systemu. Taka legitymizacja komunizmu, oparta w dużej mierze na hasłach patriotycznych, antyniemieckich, a w części także nacjonalistycznych, wymagała również pozbycia się części ludzi aparatu przemocy, którzy – jak wówczas mówiono – byli winni „okresowi błędów i wypaczeń” i w okresie służby „stosowali niedozwolone metody śledcze”. Nie nadawali się do kolejnej fazy tej samej rewolucji. Tak więc po 1956 r. w odnowionej bezpiece, która przyjęła nazwę Służby Bezpieczeństwa, ma miejsce nowy zaciąg.

- Kto przychodzi?

- Z moich obserwacji wynika, że ochotnicy z wykształceniem zawodowym, rzadziej średnim, którzy liczyli na awans, mieszkanie, dobre wynagrodzenie. Najpierw więc zdawali przyspieszone matury w liceach wieczorowych. W każdym mieście wojewódzkim wyznaczono przynajmniej jedno takie liceum, w których esbecy zdobywali świadectwo maturalne. W Trójmieście były to kursy wieczorowe w II LO przy ulicy Pestalotzziego we Wrzeszczu. Dzięki maturze, esbecy mogli dostać się na kurs w Świdrze czy do szkoły w Legionowie. Tam bowiem była prawdziwa kuźnia kadr.

- W latach 70. pojawiają się w SB inni ludzie?

- Następuje wówczas zasadnicza zmiana. W SB stawia się na profesjonalizm, a więc nie wystarcza już odpowiednia „postawa moralno-polityczna” i zaangażowanie w działalność ZSMP, TPPR czy PZPR. Powiedziałbym nawet, że jest to sprawa drugorzędna w pozyskiwaniu kadry. Urodzeni i wykształceni w Polsce Ludowej młodzi ludzie, z aspiracjami zawodowymi i życiowymi, widzą w SB sposób na lepsze życie. Są inżynierami, historykami, ekonomistami po Politechnice Gdańskiej i Uniwersytecie Gdańskim. Szczerze nie znoszą tych, którym ta Polska Ludowa się nie podoba, a której tyle przecież zawdzięczają. A więc są oddani pracy w SB, a przez to władzy ludowej. Byli też i tacy, którzy w podaniu o przyjęcie do pracy pisali, że chcą kontynuować tradycje rodzinne, bo dziadek lub tata pracowali w resorcie.

- Tworzyli wespół zespół?

- Czasami jest to widoczne w badaniach. Co dziwniejsze, niektórzy z nich mieli nawet w rodzinie osoby prześladowane w latach 40. przez UB. Uważali jednak zapewne, że to już jest inna Polska, „nasza” Polska i można bez poczucia wstydu pracować w SB i po części realizować swoje pomysły.

- Pomysły?

- Tak, bowiem wielu z nich, dzięki niezłemu, jak na PRL i aparat represji, wykształceniu przyszło do SB z pomysłami i koncepcjami pracy operacyjnej. Elektroników pasjonował radio-kontrwywiad, matematyków – skomplikowane gry operacyjne, humanistów, w tym historyków – kontrola nauki i rozpracowanie uczelni wyższych itd. Nowy impuls i pomysłowość stawały się z czasem powodem konfliktów ze starszą kadrą. Funkcjonariusze pokroju gen. Jerzego Andrzejewskiego, płk. Władysława Jaworskiego, płk. Zenona Ringa czy płk. Sylwestra Paszkiewicza, którzy swoją pracę w resorcie zaczynali jeszcze w latach 40. i 50., nieufnie patrzyli na rewolucyjne pomysły młodszych towarzyszy. Z czasem jednak docenili zalety tej zmiany pokoleniowej.

- Przejdźmy do najbardziej interesującej grupy, a mianowicie do esbeków z lat 80.

- W erze rządów Jaruzelskiego i Kiszczaka, funkcjonariusze, którzy zaczęli pracę w dekadzie gierkowskiej awansowali na kierowników sekcji, naczelników, szefów pionów i grup operacyjnych. Jeśli popatrzymy przykładowo na Inspektorat 2, terenową jednostkę słynnego Biura Studiów MSW , czyli powstałą w 1983 roku elitarną jednostkę wyspecjalizowaną w rozpracowywaniu Solidarności i ruchów antykomunistycznych, to są tam osoby urodzone w końcu lat 40, w latach 50, a nawet na początku 60. To są profesjonaliści, a przy tym ideowi przeciwnicy Solidarności.

- Pomówmy konkretnie, co to są za ludzie?

- Szefem Inspektoratu 2 był pułkownik Zbigniew Pawlicki, w SB od 1968 r., funkcjonariusz kontrwywiadu, w 1980 r. absolwent kursu KGB w Moskwie.

- Właściwy człowiek na właściwym miejscu.

- Tak. Poza gruntowną znajomością pracy operacyjnej, wyróżniał się tym, że – jak czytamy w opinii służbowej – „należy do funkcjonariuszy o wysokim stopniu kultury osobistej, na bieżąco czyta publikacje prasowe i literackie, przywiązuje szczególną wagę do wyglądu zewnętrznego”. A poza tym I sekretarz POP PZPR w gdańskiej SB. Słowem ideowy czekista.

- Czym zajmował się ten tajemniczy Inspektorat 2?

- Inspektorat 2, w którym pracowało trzydzieści parę osób, rozpracowywał podziemie Solidarności i całą opozycję. Funkcjonował na specjalnych prawach, co było czasem powodem nieporozumień z innymi pionami SB. W Inspektoracie 2 obowiązywała zasada ścisłej konspiracji – jego strukturę wyprowadzono nawet z budynku SB przy ul. Okopowej do trzypiętrowego budynku po drugiej strony ulicy, kojarzonego w końcu lat 80. jako urząd paszportowy. Każde z pięter odpowiadało poszczególnym sekcjom operacyjnym. Poruszanie się po budynku było utrudnione – nie można było swobodnie przechodzić z piętra na piętro, a wejście do budynku Inspektoratu 2 dla innych funkcjonariuszy SB było możliwe tylko przy podaniu codziennie zmienianego hasła.

- Każda z sekcji zajmowała się inną osobą?

- Można tak powiedzieć. Zacznę od sekcji IV – miała charakter analityczno-informacyjny. Kierował nią kpt. Jerzy Żmuda. Sekcja I - była najważniejsza - pod wodzą kpt. Romualda Chlaszczaka zajmowała się Lechem Wałęsą i jego otoczeniem (kryptonim „Zenit” i „Zadra”). Sekcja II, której szefował kpt. Jerzy Sitkowski, zwalczała środowisko Bogdana Borusewicza (kryptonim „Godot”). Sekcja III z kpt. Włodzimierzem Wyskielem na czele rozpracowywała Bogdana Lisa („Działacz”), Annę Walentynowicz („Emerytka”), Andrzeja Gwiazdę („Saturn”) itd. Wyskiel odszedł z SB już styczniu 1989 r. Odchodząc z SB, protestował przeciwko idei porozumienia z „Solidarnością”. W jego aktach osobowych znajdujemy taką opinię: „Kpt. Wł. Wyskiel uważa, że w obecnej sytuacji społeczno-politycznej w kraju i realizowanymi zadaniami przez resort, nie może pogodzić się z myślą, iż wykonywane przez niego zadania przed kilkoma laty obecnie są publicznie krytykowane. Sytuacja taka powoduje u niego stresy i rodzi wątpliwości co do celowości wykonywanych zadań”.

- Wróćmy do szefa Inspektoratu 2, pułkownika Pawlickiego. Wspomniał Pan, że wyjechał do Wrocławia.

- Tak, w grudniu 1988 r. przeniesiono go do Wrocławia, gdzie był Zastępcą Szefa WUSW ds. SB. Być może chciano wykorzystać jego gdańskie doświadczenie w walce z tamtejszym podziemiem antykomunistycznym, zwłaszcza „Solidarnością Walczącą”. Co ciekawe w 1990 r. Pawlicki ubiegał się o pracę w UOP, ale wyrządził tak duże szkody Solidarności, że nie był w stanie przejść nawet tak liberalnej weryfikacji, jaka miała miejsce w tym czasie.

- Kto zastąpił Pawlickiego w Gdańsku?

- Szefem Inspektoratu 2 w Gdańsku został major Jerzy Frączkowski. Zaczynał od służby w ZOMO, po przejściu do SB, pracował m. in. w Wydziale III „A”, który w Gdańsku rozpracowywał np. Stocznię Gdańską im. Lenina, a później Zarząd Regionu i Komisję Krajową Solidarności. Miał więc sporą wiedzę, która przydała się w latach 80. Kierował Inspektoratem 2 do 1990 r., choć wówczas przyjął on nazwę Wydziału Studiów i Analiz. W latach 90. nazwisko Frączkowskiego pojawiło się w kontekście tzw. afery uranowej.

- Przypomnijmy tę aferę.

- Pisał o tym niedawno tygodnik „Wprost”, wcześniej, na łamach „Zeszytów Historycznych” pisała o tym gdańska dziennikarka Ryszarda Socha. Generalnie chodziło o to, że Frączkowski miał w mieszkaniu dokumenty SB o kilku ważnych działaczach podziemia i pod pozorem oskarżenia go o posiadanie materiałów rozszczepialnych dokumenty te mu odebrano, choć najpewniej nie ma ich dzisiaj w IPN. Temu służyła ta prowokacja z 1993 r.

- Jakie są losy esbeków po roku 1990?

- Powiem ogólnie. W moim przekonaniu, najlepsi funkcjonariusze gdańskiej SB, w tym funkcjonariusze Inspektoratu 2, w większości nie stanęli do weryfikacji. Trzeba dodać, że część z nich przeszła wcześniej do milicji (policji) i w ten sposób również uniknęła weryfikacji.

- Uznali to za dyshonor?

- Za „obciach” jak mawia młodzież. Nie chcieli służyć tym, których zwalczali i operacyjnie rozpracowywali. To jest jedna z ważniejszych przyczyn dzisiejszych konfliktów i tarć w środowisku byłych esbeków. Jest wyraźny podział na tych, którzy stanęli przed komisją weryfikacyjną i tych, którzy odmówili weryfikacji. Ci ostatni, odchodząc z SB w 1990 r., podkreślali, że robią to na własną prośbę. Jakby chcieli podkreślić, że nie dadzą się zweryfikować i wyrzucić. Uznają to w jakimś sensie za akt bohaterstwa, że się zwyczajnie nie dali.

- Co ta elita esbecka robi teraz?

- Ma się dobrze. Esbecy przeszli płynnie do biznesu. Niektórzy pozakładali firmy ochroniarskie, pozakładali sklepy, zajęli się skupem złomu, jeszcze inni kooperują z zachodnim biznesem, doradzają itd. Wykorzystują przy tym swoje powiązania, wiedzę i znajomości z okresu PRL.

- Zdarzali się tacy, którzy nie wytrzymali pracy w SB?

- Jest wiele takich przykładów, żeby przypomnieć takie postaci jak Stanisław Nicer, Krzysztof Wysocki, Jan Protasewicz czy nieżyjący już naczelnik Wydziału III (sprawy opozycji antykomunistycznej), pułkownik Czesław Wojtalik. Mimo wielu osiągnięć, w 1983 roku wyleciał nagle ze służby.

- Co się stało?

- Alkohol i kobiety. Stan wojenny i obowiązująca wówczas „wolna amerykanka”, degeneracja i nadużycia w SB, sprawiły, że Wojtalik przesadził. Pijany chwalił się paniom lekkich obyczajów tajnymi dokumentami i fotografiami operacyjnymi z chrzcin córki Lecha Wałęsy – Wiktorii. Sprawa wyszła na jaw, bo owym paniom znudziły się te zabawy i wysłały dossier do Warszawy, do gen. Kiszczaka i Klubu Poselskiego PZPR. Naczelnik Wydziału III był „ugotowany”. Zdegradowany do majora, został wydalony ze służby.

- Czy to prawda, że esbecy często żenili się z córkami czy siostrami swoich kolegów i przełożonych?

- Zdarzały się takie przypadki. Zresztą funkcjonariusz SB musiał informować przełożonych, kogo upatrzył sobie na przyszłą żonę. Sprawdzano kandydatkę i jej rodzinę. Bywało, że esbek zgody na ślub nie otrzymał, bo np. rodzina wybranki była „klerykalna” i zmuszała funkcjonariusza do wzięcia ślubu kościelnego. Także sekretarkami w SB były żony i siostry funkcjonariuszy.

- Byli esbecy są ciągle jeszcze anonimowi, żyją sobie spokojnie, starsi mają wysokie emerytury, młodsi - jak mówiliśmy - zarabiają dobrze i nikt nie wie, że pan X, spokojny sąsiad walczył jak lew z Solidarnością czy z Kościołem.

- Ten spokój to już przeszłość, bo dzięki IPN funkcjonariusze byłej SB przestają być anonimowi. Ukazały się dwa tomy odtwarzające obsadę kadrową UB/SB w latach 1944-1975, niebawem ukaże się tom obejmujący okres 1975-1990. Ponadto nakładem IPN opublikowano pierwsze informatory personalne z biogramami i fotografiami funkcjonariuszy SB. W różnych miastach IPN przygotowuje wystawy z cyklu „Twarze bezpieki”. Niebawem gdański IPN zaprezentuje wystawę „Twarze gdańskiej bezpieki 1945-1990” w Centrum Manhattan w Gdańsku Wrzeszczu. W tych sprawach nic nie może być ukryte. Musimy poznać tych, którzy zwalczali Kościół katolicki i niszczyli aspiracje niepodległościowe Polaków.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto