Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Bramie Oliwskiej Gdańsk udźwignął muzę

Redakcja MM
Redakcja MM
Noc z 12 na 13 lipca była ważna dla fanów muzyki rockowej z całego Trójmiasta (i nie tylko). W Bramie Oliwskiej zagrały zespoły z całej Polski. Uwieńczeniem były występy obchodzącej w zeszłym roku dwudziestolecie Iry oraz największego odkrycia ostatnich lat – Comy.

Już od samego początku plac przy Bramie Oliwskiej pękał w szwach. Jako pierwszy zagrał Mjut, mazurscy zwycięzcy festiwalu "Młode Wilki", dobrze brzmiący, lecz nieco niepewny na dużej scenie. Potem przyszedł czas na Hurt, zespół znany szerszemu gronu słuchaczy, zwłaszcza z numeru "Załoga G" (pierwsze miejsce na Liście Trójki w 2005 r.). Podczas występu pod sceną zaczęło się poważnie kotłować.

Po tej dawce energii, trochę mocniejszego grania zafundowała nam trójmiejska grupa Lipali, której członkowie popisali się szczególnym profesjonalizmem jeśli chodzi o grę na instrumentach. Emanowała też od nich swoboda sceniczna oraz niezwykła pewność siebie. Oprócz niektórych, nieco zbyt dobitnych komentarzy lidera, Tomasza "Lipy" Lipnickiego, zespół zrobił dość pozytywne wrażenie.

Gdy grały Ptaky z ich bardzo charyzmatycznym wokalistą, Sebastianem Makowskim, tłum pod sceną już się odpowiednio rozgrzał. Jednak jeszcze wielu ludzi zebranych na tyłach placu i w barze pod namiotem czekało na gigantów wieczoru.

Zagrała IRA. Po pierwszym numerze lider Artur Gadowski zagadując publiczność oświadczył, że wczoraj był na koncercie Nelly Furtado w Poznaniu i był to "najkrótszy koncert w jego życiu, ale dzisiaj tak nie będzie, prawda?" I nie było.

Zespół grał ponad godzinę, bardziej znane utwory wydłużał nawet o kilka minut. Grali całkiem dobrze, jednak wszystko sprawiało wrażenie, że Gadowski z zespołem chcieli tylko zająć publikę, bo muzycy z Comy po prostu nie przybyli na czas. I po północy IRA skończyła. Wielu ludzi nie wytrwało, wychodzili ze względu na późną porę i zmęczenie, reszta zgromadziła się pod samą sceną.

No i wreszcie zagrała najbardziej wyczekiwana przez wszystkich Coma (niektórzy stali przy barierkach już od godz. 18). Na początku zespół zagrał kilkuminutowy utwór instrumentalny, publiczność wciąż niecierpliwiła się czekając na występ wokalisty Piotra Roguckiego. Po krótkiej przedmowie wokalisty zagrali "Sierpień" z pierwszej płyty, potem parę mniej znanych kawałków. Gdy Rogucki stwierdził, że między publicznością, a artystami została nawiązana odpowiednia więź, zabrzmiały pierwsze dźwięki jednego z większych przebojów grupy "Spadam" (prawie każdy spod sceny śpiewał z wokalistą).

Tłum wciąż domagał się zagrania największych przebojów, jednak grupa zagrała "System", parę utworów i już chciała kończyć (Rogucki: - oczywiście nie jesteśmy absolutnie przygotowani na bis), jednak trójmiejskiej publiczności udało się zatrzymać Comę na dłużej i zagrała najbardziej oczekiwanego "Leszka Żukowskiego" oraz jeden z nowych kawałków (za co fani potem ostro skrytykowali zespół).

Ostatecznie Coma zeszła ze sceny około 2.30.


Tekst powstał w ramach warsztatów dziennikarskich towarzyszących Moving Baltic Sea w Gdańsku

 

R E K L A M A

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto