Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W gdyńskiej stoczni znowu wre

Mariusz Jabłoński
Fot. T. Bołt
Fot. T. Bołt
Zamiast pełnych wypłat, pracownicy zatrudnieni przy produkcji dostali tylko po 800 złotych zaliczki, administracji po 300 zł, a kierownicy i członkowie zarządu ani grosza.

Zamiast pełnych wypłat, pracownicy zatrudnieni przy produkcji dostali tylko po 800 złotych zaliczki, administracji po 300 zł, a kierownicy i członkowie zarządu ani grosza. Przyczyną jest opóźnienie zapłaty przez armatora za wybudowany statek. Nastroje wśród załogi są coraz gorsze. Na dodatek niezadowolenie pogłębiają... Hindusi, którzy rozpoczęli na początku tygodnia pracę w stoczni. Nie znają języka polskiego. Brygadziści nie mogą więc wydać im poleceń koniecznych do pracy. Niektórzy "stoczniowcy" znad Gangesu siedzą więc cały dzień i nic nie robią. Polscy stoczniowcy obawiają się, że to może odbić się na wykonywaniu planu, a co za tym idzie na wypłatach.

Desant 50 spawaczy i monterów z Indii przybył na ratunek Stoczni Gdynia S.A. Ma pomagać polskim stoczniowcom w realizacji zamówień na czas. Problem w tym, że Hindusi nie znają języka polskiego i nie rozumieją poleceń wydawanych przez brygadzistów. A jak nie wiedzą co mają robić, to nie robią nic. Z braku zajęcia niektórzy odpoczywają przez cały dzień, a inni tylko zamiatają hale. I... zarabiają tyle, ile polscy robotnicy.

Sytuacja wygląda komicznie. Brygadziści zdzierają gardła, ale to nic nie daje. Hindusi i tak nie rozumieją co do nich mówią i dalej snują się po halach.

- Widziałem ich. Jeden siedzi, inny od czasu do czasu pozamiata halę, a zarabiają po 26 zł na godzinę, czyli tyle co nasi pracownicy - oburza się Leszek Świętczak, przewodniczący Związku Zawodowego "Stoczniowiec". - Nie rozumiem, dlaczego zostali przypisani do naszych brygad. Hindusi powinni mieć wyznaczane oddzielne zadania do wykonania i z tego powinni być rozliczani. Teraz to nawet nie wiadomo, czy mają jakieś kwalifikacje.

Brygadziści rysują kredą miejsca, w których trzeba przyspawać materiał. Dopiero wtedy fachowiec z Indii chwyta za spawarkę i próbuje wykonać zadanie. Gorzej jest z monterami, bo tym już trzeba dokładnie wytłumaczyć, co trzeba zrobić. Od monterów wymagana jest duża precyzja podczas pracy. Hindusi nie wiedzą o co chodzi, wzruszają ramionami i siadają w kącie hali.

Związkowcy obawiają się, że przez taką "pomoc" z Indii polscy pracownicy dostaną mniejsze wynagrodzenie.

- Idziemy dzisiaj do prezesa. Niech on coś w końcu z tym zrobi - jeden z brygadzistów nie kryje zdenerwowania. - Nasi pracownicy widzą, że tamci nic nie robią, a zarabiają tyle samo. Taka sytuacja bardzo źle wpływa na morale załogi. Ja się nagadam, nakrzyczę i nic z tego. Ręce już mnie bolą od takiej "rozmowy".

Pracowników z Indii sprowadziła do Gdyni spółka polsko-szkocka, która zajmuje się rekrutacją pracowników z całego świata. Firma ta współpracuje też ze stocznią.

- Ja rozumiem, że brakuje spawaczy i monterów, bo ogromna ich liczba wyjechała do pracy na zachód Europy, ale po co zatrudniać ludzi, którzy nie znają języka polskiego i nie rozumieją co do nich mówi brygadzista - mówi Jan Gumiński, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Gospodarki Morskiej. - Stocznia im płaci za to, że nic nie robią. Chyba naszą firmę nie stać na taki gest filantropii.

Pracownicy z Indii są w stoczni zatrudnieni na próbę.

- Umowy są tak skonstruowane, że ci Hindusi, którzy nie sprawdzą się w pracy, zostaną zwolnieni - informuje Maciej Poprawski, dyrektor produkcji w Stoczni Gdynia. - Zdaję sobie sprawę, że istnieje bariera językowa pomiędzy nimi, a naszymi pracownikami. Ja mogę zapewnić, że ci ludzie znają się na pracy w stoczni, bo mają w tym względzie duże doświadczenie. Pracowali w stoczniach w swoim kraju, a także w krajach europejskich. Są wykwalifikowanymi pracownikami. Przed zatrudnieniem w naszej stoczni sprawdziliśmy dokładnie ich przydatność. Tłumacz był zatrudniony, ale tylko podczas szkoleń pracowników z Indii. Za miesiąc zarząd będzie miał spotkanie ze związkowcami i wtedy podsumujemy pracę Hindusów. Jeżeli okażą się niepotrzebni, wówczas im podziękujemy. Ciągle szukamy spawaczy i monterów, bo brakuje nam fachowców w tych zawodach.

Do końca tego roku stocznia ma zostać sprywatyzowana. Ma też od przyszłego roku przynosić zysk. Jeżeli tak będzie, wówczas płace pracowników powinny wzrosnąć. Być może wtedy nie trzeba będzie ściągać pracowników z zagranicy. Wówczas może do stoczni wrócą nasi fachowcy, którzy teraz pracują w stoczniach całej Europy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto