Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Saniporze pracują po 15 godzin na dobę

Renata Moroz Agata Grzegorczyk
"Wracam do domu po pracy, to jestem na dziesiątą. No to się golę, myję i jem śniadanie. Ubieram się i kładę się spać. O czwartej wstaję. I nic już nie muszę robić, bo jestem umyty i ogolony.

"Wracam do domu po pracy, to jestem na dziesiątą. No to się golę, myję i jem śniadanie. Ubieram się i kładę się spać. O czwartej wstaję. I nic już nie muszę robić, bo jestem umyty i ogolony. Wychodzę na PKS, ten o piątej, ale i tak na niego nie zdążam. Więc idę do mleczarki..."

Życie bohatera filmu Stanisława Barei "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz", niewiele różni się od życia Marcina Z., byłego pracownika gdyńskiego Saniporu.

Praca do omdlenia

- Ja wychodziłem do roboty o 18, żeby zdążyć na dwudziestą. Całą noc jeździłem na stopniu śmieciarki i ładowałem po kilkadziesiąt pojemników. Na bazę zjeżdżałem o 10 rano. Sprzątałem, myłem śmieciarkę, o 11 mogłem iść do domu. Byłem na trzynastą, jadłem, myłem się, goliłem, spałem. Wstawałem o piątej po południu i szedłem do roboty - opowiada ładowacz.

Na poparcie swoich słów kładzie na stole kartę pracy za jeden miesiąc. Piętnastogodzinny dzień pracy nie jest rzadkością. - Mam 27 lat. Jakoś dawałem radę. Tylko raz zdarzyło się, że zemdlałem na bazie - opowiada. - Zabrali mnie do szpitala, podłączyli kroplówkę. Trzy godziny leżałem. Tego samego dnia wieczorem byłem już w pracy. Bałem się, że jak nie przyjdę, to mnie wyrzucą, jak mojego kolegę, który im po 15-godzinnym dyżurze odmówił przyjęcia kolejnego. Ostatecznie sam zrezygnowałem. Bo nikomu ojca i matki nie zabiłem, żeby się dać zajeździć.

Los kierowcy

Waldemar S. był kierowcą. - Ja siedziałem za kółkiem, pod dachem. Ładowacz stał na stopniu, w mrozie, upale, deszczu, czasem po kilkanaście godzin. Bałem się, że kiedyś dojdzie do tragedii, że spadnie, nie daj Boże, pod koła. Kto byłby wtedy winny? Nawet, gdybym to nie ja stanął przed sądem, to i tak miałbym wyrzuty sumienia do końca życia. Że przecież mogłem odmówić. Aż w końcu odmówiłem. I już nie pracuję - oświadcza. - Ale nie dałem za wygraną. Poszedłem do Państwowej Inspekcji Pracy.

Inspekcja zareagowała. Niemal natychmiast. Kontrola wykazała: "Prowadzenie dokumentacji czasu pracy w sposób nierzetelny, nieodzwierciedlający faktycznego czasu pracy kierowców. Dotyczy to przede wszystkim nieewidencjonowania pracy w godzinach nadliczbowych i w trakcie dyżurów (...). Ustalono naruszenie przez pracodawcę przepisów o pięciodniowym tygodniu pracy (...). Zgodnie z ustaleniami naliczono panu (Waldemarowi S. - dop. red.) na podstawie karty zarobkowej wynagrodzenie za 160 godzin pracy oraz za 24 godziny postoju z przyczyn technicznych. Ustalono, że w tym okresie świadczył pan pracę przez co najmniej 199 godzin".
Inspektor wystąpił do Saniporu o ustalenie faktycznego czasu pracy pracowników oraz o wyrównanie wynagrodzenia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto