Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W szpitalu w Kartuzach trwa kontrola. Śmierć Dawidka wstrząsnęła całą Polską

Alicja Zielińska, Emilia Leman, Janina Stefano
Fot. Emilia Leman
Fot. Emilia Leman
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie śmierci półrocznego Dawida z Koloni. Wczoraj została przeprowadzona sekcja zwłok, która ma wyjaśnić przyczyny zgonu.

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie śmierci półrocznego Dawida z Koloni. Wczoraj została przeprowadzona sekcja zwłok, która ma wyjaśnić przyczyny zgonu. Przypomnijmy, że we wtorek matki z chorym dzieckiem nie przyjęto na oddział ratunkowy szpitala w Kartuzach. Mały Dawid zmarł kilkadziesiąt minut później w przychodni w Sierakowicach.
Jerzy Karpiński, lekarz wojewódzki, w związku z tą bulwersującą sprawą odwiedził wczoraj kartuski szpital.

- Złamane zostały wszelkie procedury postępowania... To kryminał! - powiedział rozemocjonowany. - Bez względu na wynik sekcji osobnym torem będzie toczyło się postępowanie wyjaśniające pracę kartuskiego SOR i przychodni, w których matka z dzieckiem była. Może też dojść do postawienia najcięższego zarzutu - nieumyślnego spowodowania śmierci.

Pełniąca obowiązki dyrektora kartuskiego szpitala Barbara Kolmas podjęła decyzję o odesłaniu na urlop pielęgniarki oddziałowej kartuskiego SOR, która bezpośrednio rozmawiała z matką dziecka i odesłała ją z kwitkiem.
- Jest w strasznym stanie psychicznym - powiedziała dyrektor. - Powołałam też specjalną komisję, która ma zbadać wszelkie okoliczności zdarzenia.

Przez kilka godzin matka dziecka przesłuchiwana była wczoraj w Prokuraturze Rejonowej w Kartuzach.
- Prokuratura Rejonowa w Kartuzach wszczęła śledztwo w sprawie śmierci dziecka. Podkreślam - w sprawie śmierci dziecka, a nie przeciwko jakiejkolwiek osobie - powiedział prokurator Marek Kopczyński.
Śmierć maleństwa przeżywa cała rodzina.

- Wiemy, że prokuratura wszczęła postępowanie i mamy nadzieję, że osoby winne zostaną pociągnięte do odpowiedzialności - powiedziała nam Michalina Szuta, mama Dawidka. - Na razie nie myślę o skarżeniu szpitala, chcę otrzymać ciałko synka, by móc wyprawić pogrzeb.
Dzisiaj przesłuchani zostaną kolejni świadkowie. Przygotowywany jest też plan śledztwa.
****

Wczoraj wrzało już nie tylko w Sierakowicach i Kartuzach. Informacja o śmierci 6-miesięcznego Dawidka, jaką podaliśmy w "Polsce Dzienniku Bałtyckim", wstrząsnęła całą Polską. Niemowlę, z którym matka jeździła po kartuskich placówkach zdrowia, zmarło, zanim udzielono mu jakiejkolwiek pomocy medycznej.
Przypomnijmy. Michalina Szuta trafiła z Dawidkiem do kartuskiej przychodni NZOZ Centrum Medyczne Kaszuby po tym, jak poprzedniej nocy chłopczyk był niespokojny i nie chciał pić mleka. Jednak z przychodni odesłano matkę z chorym dzieckiem do szpitala. A z tamtejszej izby przyjęć skierowano przerażoną kobietę do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. I tam, jak już wynika z wczorajszych ustaleń, dziecko obejrzała pielęgniarka oddziałowa i zażądała przyniesienia skierowania od lekarza pierwszego kontaktu. Michalina Szuta z płaczącym rozpaczliwie synkiem pojechała więc do swojej przychodni do Sierakowic. To tamtejsza lekarka natychmiast wezwała karetkę. Jednak, zanim ratownicy przyjechali, dziecko zmarło.

Prokuratura wczoraj przez kilka godzin przesłuchiwała matkę Dawidka.
- Pamiętam wszystko jak przez mgłę - opowiada nam zapłakana. - Wiem, że bez kolejki wbiegłam do lekarza w Sierakowicach. Lekarka natychmiast pobiegła z Dawidkiem do gabinetu zabiegowego. Przeprowadzono akcję reanimacyjną. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Potem przyjechała karetka. I te same osoby, które kilkadziesiąt minut wcześniej patrzyły na nas w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Kartu- zach. Nic już nie pomogli. W szpitalu stwierdzono, że to nie jest nagły przypadek. Zabrakło świstka papieru, by nasz synek mógł otrzymać pomoc.
W Zakładzie Medycyny Sądowej w Gdańsku przeprowadzono wczoraj sekcję zwłok chłopczyka. Opinia biegłego będzie znana w ciągu miesiąca.

Pełniąca od miesiąca obowiązki dyrektora kartuskiego szpitala Barbara Kolmas jest wstrząśnięta. Powołała specjalną komisję do wyjaśnienia sprawy.
- Szczegółowo będą analizowane wszystkie dokumenty i notatki, dotyczące zdarzenia i pracy personelu - zapewnia. - To tragiczne zdarzenie, tym bardziej że osobą, która rozmawiała z matką, jest pielęgniarka z bardzo dużym doświadczeniem i doskonałym przygotowaniem zawodowym.
Do szpitala przyjechali też Jerzy Karpiński, dyrektor Pomorskiego Centrum Zdrowia oraz Janina Kwiecień, starosta kartuski.
- To karygodne, że dziecko nie zostało zbadane na oddziale ratunkowym - grzmiał Karpiński. - W tym przypadku zostały złamane wszelkie procedury. Bezwzględnie pierwszym krokiem powinno być zbadanie pacjenta, dopiero wówczas przeprowadzenie dalszego wywiadu. Pracownik nie dopełnił czynności służbowych.
W dokumentacji medycznej Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Kartuzach nie ma śladu, że chłopca zbadano.
- Jestem wstrząśnięta podwójnie, bo zmarło dziecko i do tragedii doszło w szpitalu, o który tak walczymy - nie ukrywa Janina Kwiecień. - Również o oddział ratunkowy, który został otwarty kilka miesięcy temu, też była trudna walka.
Jak się dowiedzieliśmy, przypadek nieprzyjęcia dziecka na kartuski SOR mógł zdarzyć się już wcześniej.

- Rzeczywiście otrzymałam informację o odesłaniu w niedzielę przez SOR rodziców, którzy zgłosili się z chorą kilkuletnią córeczką - przyznaje Janina Kwiecień. - Mała była w złym stanie, a mimo to nie została przyjęta. Rodzice wrócili z dzieckiem w poniedziałek. Jej stan wymagał już operacji. Była nawet na oddziale intensywnej terapii. Na szczęście wraca do zdrowia.
Dramat rodziny Szutów skomentowała też minister zdrowia Ewa Kopacz.
- Są przypadki, w których skierowanie i papierek nie są ważne, ale o tym decyduje lekarz. Jeśli dziecko zmarło, to znaczy że było w ciężkim stanie. Jest skandaliczne, że dla wielu naszych kolegów i nie tylko, ważniejszy jest papierek. Kiedy liczy się zdrowie, najważniejsze są rozsądek i intuicja, a także nasza odpowiedzialność medyczna. Nie mogę pochwalić tego, że w XXI wieku giną ludzie tylko dlatego, że gdzieś ktoś był bardziej urzędnikiem niż lekarzem - mówiła Kopacz.
Jak na ironię obie placówki - zarówno NZOZ Centrum Medyczne Kaszuby, jak i Szpital Powiatowy w Kartuzach szczycą się prestiżowym certyfikatem jakości ISO 9001:2000. Przychodnia ma ten dokument od 2005 roku, a szpital - od grudnia 2007 r.
ISO 9001 jest międzynarodowym standardem dla systemów zarządzania jakością. Określa zasady systematycznej kontroli nad poszczególnymi czynnościami wykonywanymi w zakładzie, po to, by uzyskać pewność, że potrzeby i oczekiwania klientów są spełnione na najwyższym poziomie.

*

Może iść czy powinien biec

Z prof. Anną Balcerską, kierownikiem Kliniki Pediatrii, Hematologii, Onkologii i Endokrynologii AMG, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

- Niemowlę zmarło, bo nikt nie udzielił mu pomocy...

- Jestem wstrząśnięta tym, co się stało. Uważam, że lekarz wojewódzki powinien z tym zrobić porządek. Matka z dzieckiem ma prawo, nawet z powodu własnego niepokoju, zgłosić się na izbę przyjęć każdego szpitala i nikt nie ma prawa jej odesłać. W swojej ponad czterdziestoletniej praktyce nigdy nie spotkałam się z przypadkiem, by lekarz odesłał dziecko bez dokładnego badania.

- W Kartuzach nie zrobił tego lekarz, a pielęgniarka oddziałowa...

- To sprawa prokuratorska. Jak można ocenić stan chorego, zważywszy, że pielęgniarka nie ma ku temu kwalifikacji zawodowych. Obowiązkiem pielęgniarki było wezwać lekarza. Pielęgniarka może jedynie decydować, czy lekarz może iść normalnym krokiem, czy powinien biec do chorego niemowlęcia.

-Dziecko można by uratować?

- Tego dziś nie rozstrzygniemy.Czasem samo badanie nie wystarczy, by stwierdzić, co dziecku jest i trzeba je zatrzymać na obserwacji. Wygląda na to, że Pan Bóg odebrał tej pielęgniarce rozum.

*

Ratownik nie ma liczyć kasy

Z prof. Andrzejem Basińskim, kierownikiem Katedry Medycyny Ratunkowej AMG, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

- Kogo obarcza Pan winą za śmierć dziecka?

- Na to pytanie odpowie prokurator. Jedno jest pewne - nie wolno chorego dziecka narażać nawet na krótki transport, nie mając pełnego obrazu jego stanu zdrowia.

- Dlaczego?

- Dlatego, że małe dzieci chorują inaczej. Mówimy o tym, że ktoś z personelu zlekceważył swoje obowiązki i trzeba też powiedzieć o bezduszności. Oddział ratunkowy z założenia musi przyjmować chorych w stanie zagrożenia życia bez skierowania. Po to został stworzony. Tylko, że w tym zwariowanym systemie personel oddziałów ratunkowych traci rozum. Od chorych ludzi, którzy przyszli po pomoc, żąda "papierów", skierowań, książeczek...

- System jest zwariowany?

- Tak, bo ludzie pracujący na oddziałach ratunkowych są pod stałą presją dyrektorów szpitali, którzy każą im na wszystkim oszczędzać, bo oddziały ratunkowe przynoszą największe straty. To ciągłe liczenie pieniędzy przesłoniło im istotę i sens ich pracy, jakim jest ratowanie życia ludzi. Pieniądze przesłoniły na SOR-ach działalność medyczną, a o to powinna się martwić administracja.

*

Sprawa będzie umorzona

Z Adamem Sandauerem, prezesem Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere", rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

- Przewiduje Pan finał prokuratorskiego dochodzenia w tej sprawie?

- Nie mam złudzeń. Sprawa zostanie umorzona, bo tego typu sprawy są systematycznie umarzane przez organa ścigania.

- Jakim cudem?

- Bo się nie da udowodnić, czy dziecko by przeżyło, gdyby zaczęto je leczyć wcześniej. Biegli wydają takie właśnie, a nie inne opinie. Władze państwa od dziesięciu lat, jak istnieje nasze stowarzyszenie, bardzo dobrze wiedzą, jaka jest sytuacja osób poszkodowanych i nic jak dotąd nie zrobiły. Nasze apele o zmianę prawa trafiają w próżnię.

- Czy za śmierć dziecka wini Pan system, czy raczej znieczulicę konkretnych ludzi?

- Głównie jest to system, który na żadnym z etapów nie chroni interesów pacjenta. Władze polityczne nie chcą go zmienić, bo boją się lobby lekarskiego i koncernów farmaceutycznych.

- Obecny rząd przygotował ustawę o prawach pacjentów...

- To zawracanie głowy. Powiedzmy sobie szczerze, że nic nie wynika z faktu, że zwiększy się zakres kar dla lekarzy. Sytuacji poszkodowanego to nie poprawi.

*

Mści się spychotechnika

Dr Krzysztof Wójcikiewicz, przewodniczący Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku

Myślę, że źródeł tej tragedii szukać należy w "spychotechnice", czyli ciągłym przerzucaniu świadczeń przez jednych świadczeniodawców na drugich - z przychodni podstawowej opieki zdrowotnej na szpitale, oraz fatalnym finansowaniu oddziałów ratunkowych przez NFZ. Z powodów ekonomicznych te oddziały bronią się przed nadmiarem pacjentów różnymi sposobami, w tym niestety - odsyłaniem. Poza tym trzeba dokładnie przeanalizować, gdzie i kto popełnił błąd. Osoby, które zawiniły, zapewne poniosą konsekwencje swoich zaniedbań. Trzeba się jednak przyjrzeć, jak działa system ratownictwa i czy mechanizmy finansowe nie wypaczają intencji jego pomysłodawców.

*

Edukować społeczeństwo

Dr Barbara Sarankiewicz-Konopka, wiceprzewodnicząca Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku

Trzeba dokładnie sprecyzować, czym mają się zajmować oddziały ratunkowe i tego konsekwentnie przestrzegać. Bo dziś te oddziały przyjmują każdego, jak popadnie, z katarem, grypą i zwykłym bólem brzucha. Jako społeczeństwo mamy we krwi, że jak nam coś dolega, to jedziemy do szpitala. Jeżeli nie określimy zasad funkcjonowania oddziałów ratunkowych, to takie tragiczne przypadki, jak w Kartuzach, będą się powtarzać. Trzeba też edukować społeczeństwo i lekarzy, kto czym się zajmuje. Gdzie pacjent otrzyma pomoc w razie ciężkiej choroby, a z czym ma obowiązek zgłosić się do swojego lekarza rodzinnego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto