Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wspaniali ludzie na pięknej ulicy

Halina Bykowska
Ulica Obrońców Westerplatte w Sopocie. Nigdzie nie ma tylu starych willi. W żadnym miejscu kurortu nie mieszka tylu artystów. Niemal każdy dom ma ciekawą przeszłość.

Ulica Obrońców Westerplatte w Sopocie. Nigdzie nie ma tylu starych willi. W żadnym miejscu kurortu nie mieszka tylu artystów. Niemal każdy dom ma ciekawą przeszłość.

Mijam dużą willę, nieco zaniedbaną, oznaczoną tabliczką z numerem 26. Mało kto dziś pamięta, że po II wojnie światowej była ona pierwszą siedzibą Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych.
W domu naprzeciwko mieszkali jej wykładowcy. Wśród nich nieżyjący już dziś, wybitny rzeźbiarz Adam Smolana ze swoją małżonką, Anną, której życiową pasją było szycie lalek. Nie byle jakich. Każda szmaciana piękność to było prawdziwe dzieło sztuki.

Willa nr 28. Tu mieszkał Adam Smolana do końca życia, czyli do 1987 r. Z drugą żoną Izabelą i z dwojgiem dzieci. Pani Anna, jego pierwsza małżonka, zajmowała olbrzymi, piękny pokój na parterze.
Naciskam dzwonek. W drzwiach staje starsza pani o miłej, dziewczęcej twarzy i w okularach na nosie. To pani Anna. Sadza mnie w fotelu. Przeprasza za artystyczny nieład w mieszkaniu.
Rozglądam się dyskretnie po pokoju. Na ścianach wiszą obrazy, podarowane przez przyjaciółkę, mieszkającą kilka domów dalej. Na blacie maszyny do szycia i na półce stoją rzeźby z drewna. Oczywiście Mistrza. Na innej półce popiersie młodej kobiety. - To jestem ja - oświadcza pani Anna. - To dzieło mego męża.
Chwilę później bierze do ręki piękną rzeźbę młodej kobiety, trzymającej w ręku instrument przypominający bałałajkę. - Tę podarował mi mąż, gdy rozstawaliśmy się - uśmiecha się pogodnie.

Chętnie wraca do wspomnień. Do Sopotu przyjechała ze Lwowa, gdzie z Solaną studiowali w tamtejszym Państwowym Instytucie Sztuk Plastycznych. On uczył sie rzeźby, ona architektury wnętrz. - Nigdy nie pracowałam w wyuczonym zawodzie - powiada i zamyśla się.
- W sąsiednim budynku, będącym siedzibą uczelni panowal ogromny entuzjazm - opowiada pani Anna. - Niektórzy studenci chodzili w mundurach Wojska Polskiego, przywiezionych zarówno z frontu na Wschodzie, jak i na Zachodzie.
Nocą sale wykładowe zamieniano w sypialnie. Profesorowie i studenci sypiali na podłodze, na siennikach. Na dzień sienniki zwijano i układano pod ścianami.
Dopiero po pewnym czasie profesorowie przenieśli się do domu naprzeciwko. Państwo Smolanowie przeprowadzili się na ul. Wybickiego. Przy ul. Obrońcow Westerplatte zamieszkali w 1969 r. Oddzielnie. Razem przeżyli 20 lat.

Pani Anna żyła w cieniu swego wybitnego małżonka, który w latach 1964-65 był profesorem rzeźby na uniwersytecie w Damaszku (Syria), a w latach 1968-72 pełnił funkcję dziekana w PWSSP. W tym czasie pokochała lalki.
Z różnokolorowych gałganków tworzyła wytworne damy. Jej lalkami zachwycali się Szwedzi i Finowie na wystawach w Malmoe i Turku.
- Tuż po wojnie zrobiłam sporo małych laleczek na sprzedaż, by dochód przeznaczyć na słodycze dla dzieci plastyków - wspomina.
Pod urokiem jej szmacianych ślicznotek był również znany krytyk muzyczny Jerzy Waldorf, któremu pani Anna najpierw podarowała kilka lalek z instrumentami muzycznymi, a dopiero potem poznała go osobiście. W Ustce.
- Stałam sobie przed tamtejszą księgarnią - opowiada. - Chciałam kupić książkę o muminkach. Nagle usłyszałam charakterystyczny głos Waldorffa za plecami. Był z przyjacielem i ze swoim psem Puzonem. Odwróciłam się. Przypomniałam Waldorffowi o naszej korespondencyjnej znajomości i o swoich muzykujących lalkach. Rzuciliśmy się sobie w objęcia. Waldorff zachęcił mnie, bym zorganizowała wystawę lalek na X Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku w 1976 r. Przygotowałam na tę okoliczność bardzo dużą wystawę nie tylko lalek, ale również tkaniny artystycznej.

Pani Anna żyje nie tylko samymi wspomnieniami. Znów zamierza tworzyć. Nie jest wykluczone, że za jakiś czas, zaskoczy nas pięknymi lalkami, albo innym dziełem, o którym na razie wolałaby nie mówić, bo - jak prawie każdy artysta - nie lubi przedwcześnie ujawniać swoich planów.
Na razie piękne lalki pani Anny możemy podziwiać za szkłem na I piętrze sopockiego magistratu. Jest tam specjalna sopocka parada kąpielowa i są gdańscy patrycjusze.

Razem z Duńczykami

W tym roku mieszkańcy ul. Obrońców Westerplatte będą obchodzić swoje święto razem z mieszkańcami ul. Fixvej w duńskim mieście Naestved. Będą świętować już piąty raz. Uroczystości zaplanowano na czerwiec.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto