Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wybory samorządowe na Pomorzu

[email protected]
Siedmiu prezydentów, 35 burmistrzów, 81 wójtów oraz dwa tysiące trzystu pięćdziesięciu radnych wybieraliśmy w wyborach samorządowych w naszym regionie. W całym województwie działa 139 rad gminnych, miejskich i ...

Siedmiu prezydentów, 35 burmistrzów, 81 wójtów oraz dwa tysiące trzystu pięćdziesięciu radnych wybieraliśmy w wyborach samorządowych w naszym regionie.

W całym województwie działa 139 rad gminnych, miejskich i powiatowych. Szesnaście z nich to rady powiatów, cztery to rady miast na prawach powiatu, a rad gmin jest 119. Wójtów, burmistrzów i prezydentów wybieraliśmy w wyborach bezpośrednich. Prezydenci rządzą w Gdańsku, Gdyni, Słupsku i Sopocie oraz w większych miastach, które są stolicami stolicami powiatów - Tczewie, Starogardzie Gdańskim i Wejherowie.
W naszym województwie żyje 2 168 021 mieszkańców, a prawa wyborcze posiada 1 718 629 osób. Ponad 600 tys. ludzi głosowało w Gdańsku, Gdyni, Słupsku i Sopocie.
Starostów, stojących na czele powiatów wybiorą ci, którzy zdobędą większość w radach powiatowych. Tak samo będzie w Sejmiku Pomorskim, którego radni będą głosowali na marszałka województwa. To już jednak po wyborach. W miastach na prawach powiatu - Gdańsku, Gdyni, Słupsku i Sopocie - rolę starostów pełnią jednocześnie ich prezydenci.
Największe pożądanie w tegorocznych wyborach samorządowych wzbudzał fotel prezydenta Tczewa. Walczyło o niego aż siedmiu kandydatów. W Gdańsku i Słupsku do fotela prezydenckiego startowało po sześć osób, w Gdyni, Sopocie i Starogardzie Gdańskim po pięć, a w Wejherowie cztery.
@Tekst:W szesnastu powiatach o każdy z 328 mandatów w radach walczyło blisko 10 osób. Startowały one z 421 list zgłoszonych przez 116 komitetów wyborczych. Jeszcze większa konkurencja była w wyborach do rad miast - Gdańska, Gdyni, Słupska i Sopotu. Tu o 106 miejsc ubiegało się w sumie 1247 kandydatów (ok. 12 chętnych na mandat). Rekord padł jednak w wyścigu do Sejmiku Pomorskiego. O jeden mandat (w sumie do zdobycia są 33) walczyło średnio 15 osób. Łącznie w całym województwie, w wyborach wszystkich szczebli samorządu, było zarejestrowanych 717 komitetów wyborczych.
W całym kraju wybieraliśmy 107 prezydentów, 781 burmistrzów i 1590 wójtów oraz prawie 47 tys. radnych. O mandaty radnych ubiegało się niemal 276 tys. kandydatów, o funkcję wójta, burmistrza lub prezydenta - ponad 8 tys. chętnych. Zarejestrowanych było ponad 13 tys. komitetów wyborczych. Spośród ogólnopolskich komitetów najwięcej list kandydatów na radnych zarejestrowało PSL - 8847, najmniej Krajowa Partia Emerytów i Rencistów - 135. Z kolei najwięcej kandydatów na radnych oraz wójtów, burmistrzów i prezydentów zarejestrowało PiS - niemal 30 tys. Na drugim miejscu pod tym względem było PSL z ponad 21 tys. kandydatami. Najwyższą średnią wieku kandydatów miała KPEiR - 52 lata, a najniższą PO - 42 lata. Najstarsi kandydaci na listach mieli 94 lata. Osoby w takim wieku były kandydatami KPEiR, LPR i PSL. Najwięcej kobiet w wyborach wystawiła LPR, a najmniej PSL.
Uprawnieni do głosowania w regionie
Jednym z najszybciej głosujących mieszkańców Trójmiasta był Gerard Okroy, który przed drzwiami gdyńskiej komisji nr 11 pojawił się kilka minut przed otwarciem.
- Staram się głosować we wszystkich wyborach. Śpieszę się do pracy, nie będę mieć później czasu, więc postanowiłem zagłosować o tak wczesnej porze - mówił.
Zanika już powoli przyjęty jeszcze w PRL-u zwyczaj obdarowywania kwiatem osoby, która jako pierwsza głosuje w danym lokalu.
- U nas kwiatka nie było - usłyszeliśmy w dwóch komisjach ulokowanych w SP nr 8 na Chełmie.
- Pierwszy raz słyszę o takim zwyczaju - zdziwił się Artur Grabowski, młody przewodniczący komisji wyborczej w SP nr 50 w Gdańsku.
Za to starsi członkowie komisji świetnie pamiętają czerwone goździki wręczane rannym ptaszkom.
Są jednak i takie zwyczaje wyborcze, które pozostają niezmienione od lat. Jak za PRL-u, tak i dziś, najwięcej wyborców zjawia się przy urnach w okolicy godz. 13 i 19, kiedy to w kościołach kończą się najliczniej odwiedzane msze.
135 zł - tyle dostał na rękę za dzień pracy przy wyborach każdy z członków komisji wyborczych. O 15 zł więcej wpadło do kieszeni zastępcom przewodniczących komisji, a o 30 zł - do kieszeni przewodniczących.
Przy okazji wyborów dorobili też kierowcy busów podwożący niepełnosprawnych oraz ich pomocnicy.
- Jak się ma parę dzieciaczków, to na buty czy kurtkę będzie z tej dodatkowej pracy - mówi Adam Kotłowski, na codzień pracownik gdańskiego magistratu, gdzie zajmuje się dowodami osobistymi.
Wczoraj Kotłowski był w jednej z ekip dowożących niepełnosprawnych - pomagał przenosić po schodach wózki, podprowadzał starsze osoby do lokali.
- A i syna wziąłem, on nic nie zarobi, ale niech się uczy szanować pracę - dodaje.
Chętnych do skorzystania z takiej pomocy nie brakowało.
Piotr Klesicki z Chełmu w środę skończy 78 lat. Chodzenie przychodzi mu z trudem.
- A jeszcze żoną muszę się zająć - mówi Gdańszczanin. - Niedawno pod samochód mi wpadła - dodaje pokazując sporą bliznę na czole swojej 80-letniej małżonki. Pani Janina Klesicka ma jeszcze większy kłopot z poruszaniem się niż mąż. W wypadku złamała też nogę. Mimo to obydwoje chcieli oddać swoje głosy.
- Musowo, przecież to nasz obowiązek - mówi Piotr Klesicki. - Gdybyśmy nie poszli, to nawet narzekać potem byśmy nie mieli prawa.
Do Szkoły Podstawowej nr 8 na Chełmie, gdzie znajduje się ich punkt wyborczy, Klesickich podwiózł jeden z busów uruchomionych przez miasto do pomocy osobom starszym i niepełnosprawnym. W sumie po mieście jeździły wczoraj trzy takie busy. Dowiozły do urn około 60 wyborców.
W komisji nr 16 w Rumi zabrakło ostemplowanych kart do głosowania. Jak poinformowała Katarzyna Kołyszko, przewodnicząca komisji, winna była... wysoka frekwencja. O godz. 6 rano tak wiele osób chciało oddać głos, że zabrakło kart. Chcący oddać głos musieli poczekać w kolejce na ważne karty.
Zdarzało się, że mieszkańcy mylili adresy komisji wyborczych.
- Przyszła pani z ulotką, na której drobnym drukiem były podane „ułatwienia” dla wyborców - mówi Piotr Leszczyński, zastępca przewodniczącego jednej z komisji. - Jednak niektóre ulice były przyporządkowane do nieodpowiednich adresów komisji. Prawdopodobnie była to ulotka jakiegoś komitetu wyborczego.
Podobne problemy mieli wyborcy głosujący w szkołach, gdzie w jednym budynku mieściły się dwie komisje. - Przy wejściu powinna być czytelna informacja, które ulice przydzielone są do konkretnych komisji, niestety nie znalazłem jej - mówiła Andrzej Tyrka.
O godz. 12 frekwencja w Gdyni wyniosła 14,36 proc., o godz. 16. 30 już - 34,71 proc., co oznacza, że głosowało do tej pory ok. 70 tys. uprawnionych do głosowania.
Sopocki spokój
Kampania wyborcza w Sopocie zapowiadała ostrą rywalizację o każdy głos. Tego jednak nie było widać w czasie głosowania. Miejska Komisja Wyborcza nie zanotowała żadnego przypadku zakłócenia ciszy wyborczej, czy porządku w lokalach wyborczych.
- Głosowanie odbyło się bardzo spokojnie - potwierdza Przemysław Banasik, przewodniczący Miejskiej Komisji Wyborczej w Sopocie.
Do niewielkiego incydentu doszło w nocy z piątku na sobotę. Był to jednak raczej wybryk huligański niż działanie o charakterze politycznym.
- Miejscowa policja zatrzymała dwóch nietrzeźwych nastolatków, którzy niszczyli plakaty wyborcze - mówi Zbigniew Matwej, rzecznik Komendanta Głównego Policji.
Sopocki magistrat szczególną ofertę przygotował dla niepełnosprawnych mieszkańców miasta zapewniając im dowóz do lokali wyborczych. Z takiej pomocy skorzystało kilku potrzebujących. Ze wstępnych danych wynika, że do urn poszło ponad 17 procent sopocian (dane na godz. 12).
Panią Janinę z Brzeźna spotkała przykra niespodzianka. w okręgowej komisji wyborczej dowiedziała się, że została skreślona z listy.
- Członkowie komisji nie potrafili mi powiedzieć, dlaczego tak się stało. powoływali się na przepisy ustawy o ordynacji wyborczej. Zawsze bez problemu głosowałam, mój adres zameldowania także się nie zmienił. Wprawdzie środę i czwartek spędziłam w szpitalu, ale nie był to przecież długotrwały pobyt i nie sądzę, aby spowodował moje skreślenie z listy. To jakiś absurd, szczególnie, że nikt nie potrafił mi powiedzieć, gdzie w takim razie mam zagłosować. Zastanawiam się, czy nie pojechać od szpitala na Zaspie, w którym przebywałam przez dwa dni - opowiada gdańszczanka.
W gminie Starogard Gd. 7 z 15 radnych już jest radnymi. Stało się tak, gdyż nie mieli kontrkandydatów. W Radzie Gminy zasiadać będą: Wacław Wika (okręg Dąbrówka), Bogdan Jastrzemski (Jabłowo), Tadeusz Chełchowski, Jacek Olszewski, Zdzisław Stanek (okręg Zduny, Szpęgawsk, Brzeźno Wielki oraz Klonówka), Zenon Grabowski i Irena Szczepańska (Kolincz, Owidz, Janowo i Lipinki SZlacheckie).
- Nie spodziewałem się, że nie będzie konkurencji - mówi radny Tadeusz Chełchowski. - Termin zgłaszania kandydatów został przedłużony o 5 dni, ale i tak nikt nie zdecydował się na kandydowanie. Mogę jedynie się cieszyć, że mieszkańcy najwidoczniej docenili dotychczasową pracę Rady Gminy. Dzięki temu, że 7 z 15 radnych już pracowało w radzie, jest szansa, że nasze założenia z poprzedniej kadencji będą realizowane. Są to plany długoterminowe.
Wójt gminy Starogard Gdański Stanisław Połom też nie miał przeciwnika. Jednak by zasiąść ponownie w fotelu burmistrza musi uzyskać 50- procentowe poparcie.
Nawet 10 tysięcy złotych kary grzywny może zapłacić starogardzka telewizja kablowa UPC za złamanie ciszy wyborczej przed niedzielnymi wyborami samorządowymi. W sobotę, 11 listopada, około godziny 10 na jej antenie pojawiły się... spoty kandydatów do samorządów. O całej sprawie poinformowano Miejską Komisję Wyborczą w Starogardzie Gd.
Do agitacji miało dojść w sobotę, gdy mieszkańcy Starogardu Gd. zauważyli, że na antenie telewizji pojawiły się przedwyborcze reklamówki. Wtedy właśnie jeden z mieszkańców zainterweniował w komisji.
- Po godz. 10 otrzymaliśmy telefoniczne zawiadomienie, że na antenie kablówki pojawiły się listy kandydatów - potwierdza Magdalena Wodzik, zastępca przewodniczącego Miejskiej Komisji Wyborczej w Starogardzie Gd. - Zadzwoniliśmy do telewizji i poprosiliśmy o natychmiastowe zdjęcie z anteny tych ogłoszeń. Osoby z kablówki zaprzeczały by doszło do takiego zdarzenia. Ich zdaniem, mogło się tak jedynie stać z przyczyn technicznych. Takie działanie zagrożone jest karą grzywny. Postępowanie w tej sprawie musiałaby wszcząć prokuratura.
Jak twierdzi nasz informator, o całym zajściu została powiadomiona starogardzka policja.
- Takiego zdarzenia nie odnotowaliśmy - mówi podkomisarz Robert Horosz z Wydziału Prasowego Komendy Głównej Policji w Warszawie.
Na pytanie, czy w starogardzkiej kablówce doszło do wyborczej agitacji, Grażyna Rebelka, szefowa telewizji, odpowiada jednoznacznie:
- Chyba pan żartuje! Jak już, to doszło jedynie do błędu technicznego. Sprawę wyjaśnię w komisji wyborczej.
@Tekst:Okazuje się, że także w piątek doszło do dziwnego zdarzenia. Waldemar Rupniewski, kandydat do Rady Miejskiej w Starogardzie Gd. z komitetu Edmunda Stachowicza, zatrzymał dwóch mężczyzn, którzy przyklejali do plakatów wyborczych kartki z niewybrednymi uwagami, m.in. - "Wiecznie żywy jak Lenin” "Po co ci on?”.
- Zadzwoniłem po policję, która zabrała tych dwóch panów - mówi W. Rupniewski. - Było to na kilka minut przed rozpoczęciem ciszy wyborczej.
- Rzeczywiście, tego dnia starogardzcy policjanci zatrzymali dwóch mężczyzn - potwierdza podkomisarz Robert Horosz. - Sprawę prowadzi policja. Dalsze postępowanie pozwoli ustalić jaka kara grozi zatrzymanym.
W Malborku komisje rozpoczęły pracę punktualnie, nikt nie zaspał, nikt nie zapomniał kluczy ani pieczątek.
- Jest spokojnie - poinformowała nas Aleksandra Kapejewska, urzędnik wyborczy w Malborku.
Do godz. 14 przedstawiciele Miejskiej Komisji Wyborczej odebrali jeden bezpośredni sygnał o naruszeniu ciszy podczas głosowania. Do agitacji, według zgłaszającego, miało dojść na ul. Chopina w dzielnicy Piaski. Ale po sprawdzeniu okazało się, że agitator zniknął już z miejsca zdarzenia. Niektórym wyborcom - o czym świadczyły telefony dzwoniące w naszej redakcji - nie podobał się widok samochodów oklejonych plakatami wyborczymi.
- Dwa takie pojazdy stoją niedaleko Szkoły Podstawowej nr 3, gdzie znajduje się lokal wyborczy - „zameldował” nam jeden z Czytelników z Wielbarka.
@Tekst:Jak się dowiedzieliśmy, policja przyjęła również zgłoszenie o podejrzeniach jednego mieszkańców. Twierdził, że jeden z komitetów wyborczych przyprowadza mieszkańców przed oblicze komisji. Wciąż nie wiadomo jednak, czy w tych okolicznościach rzeczywiście mogło dojść do "kupowania” głosów potencjalnych wyborców przez konkretne ugrupowanie.
Wyborcom w głosowaniu pomagały psy, inni skorzystali ze znanej z Totolotka metody na chybił trafił. Mimo zimnej i wietrznej niedzieli w niektórych lokalach nie spełnił się czarny frekwencyjny sen polityków. W gdańskim Zespole Szkół Łączności było nawet tłoczno.
Bohaterem dnia w Okręgowej Komisji Wyborczej nr 44 w Zespole Szkół Łączności był Bem - wesoły i wyjątkowo energiczny czarny kundel z białym krawatem. Po raz trzeci przyszedł zagłosować wraz ze swoją panią - Ireną Zboch. Biegał jak oszalały po sali gimnastycznej, niemal przewracając urnę, wczołgał się nawet pod stół członków komisji. Jego szczekanie słychać było w całej szkole. - On zawsze stoi przy urnie i pilnuje, czy wrzucam kartkę - śmieje się Irena Zboch, która miała swojego kandydata - pewniaka.
Niektórzy trafiali w ciemno. - Głosuj wiesz na kogo na prezydenta, a dalej losuj - poinstruował żonę pan Piotr, od niedawna mieszkaniec Gdańska.
Atena Kiradzopolis wrzuciła kartę do urny i biegła do kolejnej komisji, gdzie pracuje. - Od kilku lat obserwuję, że średnia wieku głosujących wynosi około 50, a nawet 60 lat. Pamiętam przypadek z ostatnich wyborów, gdy pewna starsza pani poprosiła mnie, żebym wybrała jej kandydatów i postawiła krzyżyk przy ich nazwiskach - opowiada. W niedzielę towarzyszyła jej babcia. To były jej pierwsze wybory w Polsce od 20 lat! - Wcześniej mieszkałam w Grecji i tam głosowałam. Grecy zdają sobie sprawę, jak ważny jest każdy głos, frekwencja jest tam bardzo wysoka - przyznaje Krystyna Kiradzopulos.
Po raz pierwszy w wyborach czynnie uczestniczyła Aleksandra Bohdanowicz, która w tym roku skończyła 18 lat. - Czasem jestem zmęczona zamieszaniem w polskiej polityce, ale mimo to interesuję się tą dziedziną. Cieszę się, że wreszcie mogę wpłynąć na losy Gdańska - powiedziała.
O godz. 11.40 pod szkołę przyszedł Paweł Adamowicz z żoną i córką. Jego wypowiedziom dla mediów przysłuchiwała się Elżbieta Kocięcka. - To mój kandydat - przyznała. Z kolei nazywająca siebie politycznym zwierzęciem Henryka Piotrowska, wybrała kontrkandydata. - Jestem sąsiadką Adamowicza, ale po dwóch kadencjach miasto jest jeszcze brzydsze, niż było - twierdzi.
O ile wyborcy z łatwością i pewnością wskazywali na idealnego prezydenta, tak w przypadku radnych mieli już problemy, związane z nieznajomością nazwisk. - Od dwóch lat mieszkamy w Śródmieściu, ale nie znamy nikogo z listy na radnych - zgodnie stwierdzili Joanna i Marek Klekowieccy.
Bartosz Weiss zawsze chodzi na wybory. - To mój obowiązek, potem nie mam prawa narzekać, że nie próbowałem wpłynąć na rzeczywistość. Chociaż te wybory określiłbym mianem: jak wybrać mniejsze zło.
W nocy z soboty na niedzielę ktoś porozwieszał plakaty Adama Marciniaka, wójta gminy wiejskiej Człuchów na drzwiach kościołów w Rychnowach, Dębnicy, Mosinach, Wierzchowie, Polnicy, Krępsku, Barkowie oraz cerkwi w Człuchowie i domu parafialnym w Chrząstowie. Wójt złożył zawiadomienie na policji.
- Ktoś chciał mi zrobić brudną kampanię i w ten sposób zdyskredytować mnie w oczach wiernych i księży - twierdzi Adam Marciniak. - Plakaty były poprzyczepiane nienaturalnie grubą warstwą kleju albo poprzybijane gwoździami. Drzwi w kilku kościołach zostały uszkodzone. Na pewno nie zrobił tego nikt z mojego komitetu wyborczego.
Według wójta w piątek pozrywano jego plakaty, w to miejsce powieszono wizerunki kontrkandydata w wyborach na wójta.
- Zaledwie dwa dni temu w cerkwi wstawiliśmy nowe, warte 2,5 tysiąca złotych plastikowe drzwi - mówi ksiądz Roman Ferenc, proboszcz parafii greckokatolickiej w Człuchowie. - Teraz są w nich dwie duże dziury. Wiem, że trwa walka wyborcza, ale ktoś kto prowadzi ją w taki sposób wystawia sobie bardzo złe świadectwo.
Młody sympatyk lewicy, który jeszcze w piątek roznosił ulotki wyborcze Michała Kubacha (SLD), powtórnie ubiegającego się o mandat radnego Sejmiku Wojewódzkiego, został napadnięty w Tczewie. To tam przedstawiciel „młodzieżówki” SLD prowadził kampanię w imieniu malborskiego kandydata.
- Wolontariusz, mieszkaniec Malborka, został zaatakowany przez czterech napastników. Młodzi mężczyźni zabrali mu torbę z materiałami wyborczymi, pobili i pokopali. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało - opowiada Michał Kubach.
Fakt ten został zgłoszony tczewskim stróżom prawa. Motywy napaści nie są znane.
Mieszkańcy małej miejscowości Wola, w gminie Pelplin, mieli problem ze znalezieniem lokalu wyborczego. Tam, gdzie głosowali "od zawsze” tym razem nie było im dane skorzystać z prawa wyborczego.
- To, gdzie my teraz mamy iść głosować - pytali zdezorientowani mieszkańcy Woli. - To co, nas nie ma w ogóle na listach wyborczych?
W naszym obwodzie tym razem nie mamy mieszkańców Woli - przyznała Lucyna Bielińska z Komisji Wyborczej nr 2 w Pelplinie.
Gdzie zatem powinni głosować mieszkańcy Woli? Okazuje się, że zmieniono obwód wyborczy i lokal, w którym mogli głosować znajdował się w innym miejscu. I choć z wyprzedzeniem wywieszone były plakaty z informacją o zmianie niektórych obwodów, to niektórzy mieszkańcy widocznie ich nie czytali.
W Wejherowie przed południem na 15 minut zamknięto lokal wyborczy przy ul. Przemysłowej - to efekt zamieszania z kartami do głosowania. Chodzi o Jerzego Budnika, który kandydował na prezydenta miasta i radnego miejskiego. W ostatniej chwili wycofał się z kandydowania na radnego, ale karty do głosowania były już wydrukowane z jego nazwiskiem. Komisje wyborcze miały informować ludzi, że na tego kandydata do Rady Miasta nie należy głosować, że się wycofał, a w lokalach wywieszono stosowane obwieszczenia. Natomiast jedna z komisji skreśliła Budnika z listy radnych. Takie postępowanie jest niedopuszczalne, komisja wyborcza na kartach do głosowania nie może nic skreślać czy zaznaczać, nawet w przypadku wycofania się kandydata.
- Gdy tylko jeden z mieszkańców poinformował mnie o tym fakcie, udałem się do lokalu wyborczego, by to potwierdzić - mówi Bogusław Suwara z Miejskiej Komisji Wyborczej w Wejherowie. - Sygnał niestety potwierdził się, dlatego wstrzymałem dalsze głosowanie. Zdarzenie przedstawiłem komisarzowi wyborczemu w Gdańsku, który zezwolił na dalsze głosowanie.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto