Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wzrost liczby zakażeń koronawirusem w Polsce. Ekspert: Obostrzenia powinny zwalczać ogniska epidemii. Drugiego lockdownu nie będzie

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Marcin Samsel: Ministerstwo Zdrowia w sprawie koronawirusa "siadło".
Marcin Samsel: Ministerstwo Zdrowia w sprawie koronawirusa "siadło". Foto: Wojtek Figurski / 058sport.pl
Ministerstwo Zdrowia „siadło”, gdy mamy najwyższe w Polsce statystyki dotyczące zakażeń koronawirusem – mówi Marcin Samsel, ekspert ds. zarządzania kryzysowego, wykładowca Wyższej Szkoły Administracji i Biznesu w Gdyni.

Ponad miesiąc temu mówił pan, że zbyt duże poluzowanie obostrzeń może skończyć się wzrostem liczby zakażeń. Miał pan rację.

Satysfakcji nie czuję, bo obok liczby zakażonych będzie pewnie rosła też liczba zgonów, których mogłoby nie być. Polityka rządu od początku pandemii była obarczona błędami, jednak w kolejnych tygodniach one postępowały.

Jakie to błędy?

Choćby polityka informacyjna rządu w sprawie pandemii, m.in. słynna wypowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, że koronawirusa nie trzeba się bać. Do tego pojawiająca się olbrzymia liczba fake newsów na temat braku zagrożenia, które bardzo łatwo się szerzą, a których nikt z rządu nie dementował. Ja od początku podkreślałem, że gospodarka powinna cały czas funkcjonować - zdrowi ludzie powinni być w pracy, a chorzy w szpitalach lub na kwarantannie. Jednak luzowanie obostrzeń na początku czerwca było znaczne.


Polacy przestali się bać koronawirusa. Już w czerwcu mało kto nosił maseczki w sklepie, czy trzymał dystans społeczny.

Myśmy się dali oszukać złudzeniu 1000 zgonów, jak powiedział jeden z ekspertów. Wydaje się, że tylu zmarłych, ilu mamy w Polsce, przy 38 mln populacji to nic. Tymczasem to efekt pogarszającej się kondycji psychofizycznej Polaków. Ludzie oswoili się z zagrożeniem i są skłonni do jego bagatelizowania. W czasie wojny w Donbasie dzieci grały w piłkę mimo tego, że nadlatywały rakiety. Samodyscyplina pada, kiedy nikt nie patrzy. Ludzie są i będą skłonni do coraz większego ryzyka.


Od początku pandemii twierdził pan, że błędem jest brak masowego testowania ludzi w Polsce.

Które mamy dziś miejsce w Europie pod względem liczby wykonanych testów na milion mieszkańców? 32? Z punktu widzenia zarządzania kryzysowego ważne są współczynniki - np. właśnie stosunek liczby zakażonych/chorych do liczby wykonanych testów lub stosunek hospitalizowanych do liczby pacjentów na intensywnej terapii, z powodu covid 19. To podstawa planowania kolejnych kroków, działań. U nas tego brakuje. Słyszy się o utworzeniu w Ministerstwie Zdrowia zespołu złożonego z ekspertów - wirusologów, epidemiologów itp. Krok jest bardzo dobry, tyle, że to wciąż mało. Kluczem do dobrego zarządzania kryzysowego są najniższe szczeble. Myślę tu o samorządach.

Ale samorządowcy narzekają, że z pandemią zostali pozostawieni sami sobie.

W zarządzaniu kryzysowym ważne jest podejmowanie decyzji, np o otwarciu lub zamknięciu szkół, zakładów pracy itp. Podkreślę raz jeszcze, że kraj musi funkcjonować, szkoły, uczelnie, sklepy muszą działać. Tyle, że ktoś musi nad tym czuwać, reagować w razie zagrożenia i nie chodzi o policjantów kontrolujących sklepy czy wesela, bo i takie bzdury słychać. Zespoły ekspertów muszą działać w województwach, powiatach, gminach i miastach. Oni muszą podejmować decyzje, brać odpowiedzialność. Samorządy nie są do tego dobrze przygotowane. Nie ma na najniższych szczeblach wyszkolonych osób mających predyspozycje do podejmowania decyzji obarczonych ryzykiem, odpowiedzialnością. Ponadto nasze instytucje, takie jak GIS, Sanepid były latami zaniedbywane. Bardzo ograniczone miały możliwości analityczne, właściwie nie zajmowały się kwestiami chorób zakaźnych o takiej skali. W marcu zostały postawione przed bardzo trudnym zadaniem, prowadzeniem choćby śledztw epidemiologicznych czy koordynowania działań medycznych, rozmów z potencjalnymi zakażonymi.

Jesteśmy już jednak bogatsi o doświadczenia kilku miesięcy z pandemią.

Zgoda, tylko że teraz, moim zdaniem, Ministerstwo Zdrowia "siadło". Słyszymy np, że może będą jakieś rekomendacje. Same apele resortu nie są dobrym pomysłem. Po co czekać z decyzjami? We Włoszech, w Lombardii, wczesną wiosną tego roku było tak samo. W końcu im walnęło tak, że trudno było liczbę zakażeń powstrzymać.

Premier zapowiedział niedawno, że możliwe są ponowne obostrzenia.

Drugiego lockdownu nie będzie. Decyzji o pierwszym będę bronił - działaliśmy w ciemno, nie wiedzieliśmy, jak pandemia będzie się rozwijać. Dziś gospodarka jest już w złym stanie i drugiego zamknięcia nie wytrzyma. Rosnące liczby zakażonych w Polsce przerażają, ale to wciąż ogniska z trzech regionów. To optymistyczne, bo może wskazywać, że źródłem nie są wyjazdy wakacyjne. One co prawda, wciąż mogą w statystykach za jakiś czas wyjść, ale analiza danych wykazuje, że do transmisji wirusa dochodzi głównie na weselach, chrzcinach i w zakładach pracy. Obostrzenia powinny mieć zatem charakter tzw. ogniskowy, lokalny, np. częściowego izolowania regionów. Najbliższe tygodnie pokażą, w jakim miejscu jest Polska.

Najnowsze informacje z regionu o zagrożeniu koronawirusem!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wzrost liczby zakażeń koronawirusem w Polsce. Ekspert: Obostrzenia powinny zwalczać ogniska epidemii. Drugiego lockdownu nie będzie - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto