Wcale nie boję się zabiegu - mówi Czesław Parka, gdy próbuję dodać mu otuchy. - Przeżyłem już pięć operacji i zawsze wychodziłem z nich obronną ręką.
Miałem fart - za każdym razem trafiałem na wspaniałych lekarzy. Teraz również robią wszystko, by ocalić prawą nerkę, jedyną która mi została.
Lewą nerkę urolodzy z gdańskiego szpitala przy ul. Kieturakisa usunęli panu Czesławowi w 1991 roku. Był w pełni sił, akurat skończył 45 lat, gdy okazało się, że w nerce ma nowotwór. Lekarz z Tczewa, gdzie pan Czesław mieszka, skierował go do Kliniki Urologii Akademii Medycznej w Gdańsku.
Operacja się udała, nie było powikłań.
- Czułem się dobrze, nawet trochę przytyłem - opowiada.
Pan Czesław regularnie zgłaszał się na kontrole do przyszpitalnej poradni. Tak minęło dwanaście lat. W grudniu ubiegłego roku badanie ultrasonograficzne, a następnie tomografia komputerowa wykazały trzy niewielkie guzki w drugiej, prawej nerce. Ich wycięcie nie wchodziło w grę. Lekarze nie ukrywali, że panu Czesławowi grozi usunięcie jedynej nerki.
- To oznaczałoby skazanie pacjenta na dializy - tłumaczy dr Marcin Matuszewski, adiunkt Kliniki Urologii. - Ze względu na groźbę rozsiewu choroby nowotworowej, przeszczep nerki nie jest w takich przypadkach wskazany.
Wydawało się, że wycięcia nerki nie da się uniknąć.
- Na szczęście pojawiła się szansa leczenia pana Czesława bez klasycznej operacji - mówi prof. dr hab. Kazimierz Krajka, szef kliniki.
Dwa lata temu specjaliści z Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej AMG po raz pierwszy w Pomorskiem wykorzystali termoablację (czyli leczenia wysoką temparaturą) do niszczenia przerzutów nowotworowych w wątrobie. Metoda okazała się skuteczna.
Akademickie Centrum Kliniczne kupiło niezbędną aparaturę. Pomorska Kasa Chorych zaczęła płacić za te procedury. W grudniu ubiegłego roku termoablację, w wybranych przypadkach guzów nerek, wypróbowali gdańscy urolodzy. Wiązali z nią duże nadzieje.
- Niestety, kasa nie chciała i nie chce finansować zabiegów termoablacji w urologii - mówi prof. Krajka. - Aparat był w zasięgu ręki, ale na specjalne, jednorazowe elektrody, z których każda kosztuje 4 tys. zł, szpital nie miał pieniędzy.
Kilka tygodni temu producent oprzyrządowania, firma Tyco, postanowiła podarować urologom kilka elektrod. Termin zabiegów wyznaczono na 16 kwietnia.
Do szpitala przy ul. Kieturakisa przyjechali wczoraj urolodzy z kilku szpitali w Polsce, by się tej metody uczyć. Pokazowe zabiegi przeprowadził zespół w składzie: dr Dariusz Zadrożny (chirurg), prof. Michał Studniarek (radiolog) oraz dr Marcin Matuszewski (urolog).
Pan Czesław był jednym z trzech chorych, których wczoraj wyleczono przy pomocy termoablacji. - Nie jest to metoda, która w każdym przypadku może zastąpić klasyczną operację - zastrzega prof. Krajka. - Gdy jednak, z różnych względów nie możemy jej przeprowadzić, termoablacja jest dla lekarzy i chorych jedyną nadzieją.
Dziś pan Czesław i pozostali dwaj pacjenci wyjdą ze szpitala do domów.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?