MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Z Tczewa przebudowanym na terenowy samochód - polskim żukiem przemierzyli zakamarki Karpat

KRYSTYNA PASZKOWSKA
Jacek Jarosik ( z lewej) i Jakub Jarosik (z prawej) jeszcze po zakończeniu spotkania odpowiadali na pytania uczestników. Fot. Krystyna Paszkowska
Jacek Jarosik ( z lewej) i Jakub Jarosik (z prawej) jeszcze po zakończeniu spotkania odpowiadali na pytania uczestników. Fot. Krystyna Paszkowska
Po drogach i bezdrożach Słowacji, Ukrainy, Rumunii i Węgier poprowadzili wyprawę dwaj tczewianie - Jacek Jarosik z 17-letnim synem Kubą. A przyświecało im hasło "Granice bez barier".

Po drogach i bezdrożach Słowacji, Ukrainy, Rumunii i Węgier poprowadzili wyprawę dwaj tczewianie - Jacek Jarosik z 17-letnim synem Kubą. A przyświecało im hasło "Granice bez barier". Dlaczego akurat takie? Jeden z pięciu uczestników wyprawy był osobą niepełnosprawną. Jak zapowiadają organizatorzy to nie jest ich ostatnia wyprawa pod takim "szyldem".

"Granice bez barier" - to wymyślone przez Jacka Jarosika motto specjalnie z myślą o tej niecodziennej wyprawie samochodem terenowym przez Karpaty. To co przeżyli pokonując wytyczoną trasę udokumentowali setkami zdjęć, utrwalili na filmie, a że głównemu organizatorowi nie brak też dziennikarskiej smykałki, to kilka reportaży "dokonał". Nie powinno więc nikogo dziwić, że bez najmniejszych problemów z pełną sympatii swadą w sopockiej Kawiarence pod Żaglami" podzielił się wrażeniami z wyprawy z miłośnikami przygody, podróży.
- Dlaczego akurat "Granice bez barier" - wyjaśniał już na wstępie spotkania Jacek Jarosik. - Po prostu chodziło nam o przełamanie barier, stereotypów wciąż funkcjonujących w społecznej świadomości, że niepełnosprawny, to powinien jedynie w domu siedzieć i kota głaskać. Jacek, który uczestniczył w naszej wyprawie na pewno taki nie jest. To młody mężczyzna, który chłonny jest wiedzy, poznawania świata i robi co tylko w jego mocy, aby osiągać wytyczane cele.

I posypała się pełna celnych spostrzeżeń opowieść "okraszona" około 250 nastrojowymi fotografiami. A to jawiły się urokliwe krajobrazy, to znów bezdroża szumnie nazywane traktami pełniącymi rolę dróg państwowych.
- Na Ukrainie to jeździ się tak jak w Bombaju - żartuje szef wyprawy. - Nikt nie przestrzega przepisów ruchu drogowego, jakby w ogóle takie nie obowiązywały.
O jednym i ojciec i syn byli "święcie" przekonani - na każdym kroku można się spodziewać stada krów na drogach.
- Czasem trzeba było taką krowę zderzakiem popychać - śmieje się pan Jacek. - One kompletnie "zlewają" auta. Co najwyżej taka odwróci głowę, a właściwie łeb, jakby chciała powiedzieć: No czego, przecież idę".
Pan Jacek opowiadał m.in. o napotkanym na Ukrainie Janie "Kingu" Kobuleju, który wracał pieszo z kawiarenki internetowej do swojego domu oddalonego od tego miejsca o bagatela 15 km. Obaj panowie podkreślali, że wszędzie gdzie docierali do domostw miejscowa ludność przyjmowała ich bardzo serdecznie. Oferowała nie tylko "ciepły kąt", ale czym chata bogata. Czasem był to zaledwie kawałek słoniny, ale to w niczym nie umniejszało okazywanej tczewianom dobroci.

Jak złamała im się ośka w samochodzie na ratunek pospieszyli znajomi ze... Starogardu Gd i Gdyni. W ciągu dwóch dni nowa część była na miejscu. Z wymianą, czy też przeglądami technicznymi członkowie wyprawy nie mieli najmniejszych problemów. "Technicznym" kierownikiem był bowiem Kuba, a u niego nie było w słowniku wyrazów "nie uda się".
Zapytany o najtrudniejszy moment wyprawy Kuba wcale się nie namyślał: - Podczas wyprawy nie było takiego - stwierdził. - Pewne obawy miałem jedynie przed wyruszeniem w trasę. Zastanawiałem się co będzie jak coś się stanie jakimś "w dziwnym" miejscu.
Nic w tym dziwnego. Kuba wcześniej już wiele razy z rodziną przemierzał polskie bezdroża wzdłuż i wszerz. Zaliczył też już solidną zagraniczną wyprawę. Wspólnie z ojcem i Romualdem Koperskim wędrował po Syberii.
Najmilej Kuba wspomina pobyt w jednej z wiosek w Rumunii. - Przyjechaliśmy już wieczorem - było już ciemno - wspomina. - Wychodzimy z auta, rozmawiamy, a tu nagle podchodzi najpierw jedna, a potem jeszcze kilka kobiet i mówią się do nas po polsku. To było bardzo zaskakujące. Rano okazało się, że jesteśmy w Pleszy, "polskiej" wiosce.

Jeżeli kogoś zainteresowała ta wyprawa, to więcej szczegółów znajdzie na jej temat na specjalnej stronie internetowej www.bradziaga.pl
Zakończone sukcesem przedsięwzięcie sprawiło, że idea pokonywania granic bez barier, z udziałem osób niepełnosprawnych będzie kontynuowania. Trwają przygotowania do kolejnej wyprawy z cyklu. Gdzie tym razem zabierze ojciec z synem uczestników wyprawy? To jeszcze owiane jest tajemnicą, ale jedno jest pewne będzie to wyprawa z pewnością znacznie bardziej egzotyczna.

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto