Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z wizytą w pracowni Hugona Laseckiego

Grażyna Antoniewicz
- Nie chcę, żeby poganiał mnie czas - mówi Hugon Lasecki. 
Artysta niespiesznie przygląda się światu. Przyznaje, że czasami przychodzi do pracowni tylko po to, żeby posiedzieć, wypić herbatę...	Fot. Robert Kwiatek
- Nie chcę, żeby poganiał mnie czas - mówi Hugon Lasecki. Artysta niespiesznie przygląda się światu. Przyznaje, że czasami przychodzi do pracowni tylko po to, żeby posiedzieć, wypić herbatę... Fot. Robert Kwiatek
Uśmiechnięty krasnal udaje Dziadka Mroza. Przypięty do czerwonego sztandaru wisi na drzwiach pracowni. - Mam go ze czterdzieści lat - mówi malarz Hugon Lasecki.Na ścianach obrazy, rodzinne zdjęcia.

Uśmiechnięty krasnal udaje Dziadka Mroza. Przypięty do czerwonego sztandaru wisi na drzwiach pracowni. - Mam go ze czterdzieści lat - mówi malarz Hugon Lasecki.Na ścianach obrazy, rodzinne zdjęcia. Wysoko na półce pyszni się stuletnia tuba od gramofonu.

W kącie milczą trzy wiekowe drewniane zegary. Każdy wskazuje inną godzinę, stanęły bo...
- Nie chcę, aby poganiał mnie czas. Minęła sekunda i już biegnie następna - uśmiecha się artysta - W najmniejszym zegarze, moim ulubionym, kiedyś była kukułka, ale odfrunęła.
Na poddasze gdańskiej kamienicy, do pracowni przy ulicy Szerokiej, przywiodły mnie koryta. Hugon Lasecki namalował w nich przedziwne obrazy - psy, konie i ludzi.
- Lubię stare drewno. Te koryta same w sobie są wspaniałą rzeźbą, nawet gdyby się tam nic nie znajdowało - mówi. - Dwa są darem Edmunda Puzdrowskiego. Powiedział: "Jedno możesz sobie zatrzymać, a na drugim coś dla mnie namaluj". Trzy koryta podarował mi przyjaciel, Tomek Bogusławski.
Tomasz Bogusławski, niegdyś student Hugona Laseckiego, dzisiaj rektor Akademii Sztuk Pięknych, od czasu do czasu przynosi do pracowni stare ramy i dziwne materiały, na których powstają obrazy.
Hugon Lasecki niespiesznie pije herbatę z egzotycznego kubka w niebieskie smoki. Snuje wspomnienia. Ciepło i z życzliwością opowiada o kolegach.
Przyznaje, że czasami przychodzi do pracowni tylko po to, żeby posiedzieć, przesunąć przedmiot, wypić herbatę...
- Tak, jak kiedyś profesor Stanisław Michałowski, malarz niesamowity - wspomina. - Mieszkał obok hali targowej. Przyjaźniliśmy się, trochę mi ojcował. Bywało, że w czasie wizyty wszystko, co zrobił, to przesunął w rzędzie kilka złotówek, parę razy chrząknął. Paleta już dawno była zimna. Nie pachniało farbą - powoli umierał. Pytał: "A Włodek co robi?". Przychodził Włodek Łajming... Czasami biegliśmy po pół litra. Kiedyś spotkaliśmy żonę Włodka. Spytała: "A wy dokąd chłopcy?". "Staszek nam kazał iść po pieprz do bigosu" - bajeruję. "Już ja wiem, dokąd wędrujecie. Wracać! A ty Hugon pamiętaj! Jak będziesz mi rozpijał Włodka, to nie dam ci kolorowych papierków" - odgrażała się.

- Pewnego razu pojechaliśmy na grzyby. Pobiegłem z Włodkiem do lasu. Staszek został - opowiada z delikatnym uśmiechem w kąciku ust. - Wracamy zziajani. Obok samochodu siedzi Staszek i froterowym ręczniczkiem wyciera piękne prawdziwki, które znalazł obok auta.
- Nie warto się spieszyć - zapewnia zaledwie 74-letni Hugon Lasecki. - Ta sekunda nie wróci. Już jest następna i to trzeba sobie powtarzać.
Z pracowni widać panoramę Gdańska. Tu powstał piękny cykl obrazów ukazujący miasto przez ramy okna.
- To, co się dzieje za oknem, to niezwykła architektura - mówi artysta. - Dach nad dachem, trójkąty, prostokąty kwadraty. Nieskończony dach kościoła i ptaki, które siedzą, nudzą się. Patrzą... Pamiętają, że kiedyś dostały tu kruszynę chleba. Jak tylko dochodzę do okna, podlatują.
Na ścianie dwa obrazki, jakby narysowane ręką dziecka. Pytam, czy to nieznany mi okres twórczości mistrza.
- Skądże! To robota córek, gdy miały po kilka lat. Żadna nie poszła w moje ślady, tylko wnuk - Hugon studiuje malarstwo. Córka wybrała mu imię, bo chce, żebym długo istniał - żartuje. - Drugi wnuk - Abelard Giza, to cholernie fajny chłopak - zapewnia z dumą.
W jednym z koryt podobizna ukochanego psa - Bora.
- To zrobiłem dla siebie, ale przyszła sroka Heloiza i zabrała.
- Kim jest Heloiza?
- Mamą Abelarda.
Powątpiewam, czy ktoś zechce ozdobić dom świńskim korytem, nawet z tak pięknym obrazem?
Hugon Lasecki zapewnia: - Koryto dobrze się ściany trzyma. To cacko. Jeśli się ktoś odważy je powiesić. Puzdrowskiemu "strzeliłem" konika, mam nadzieję, że się mu nie spodoba, bo ciężko mi się rozstać z tym korytem. Mam wprawę w tych koniach, one wciąż biegną we mnie, tak jak moje myśli...
Przed laty Cześnik zaprowadził mnie do stajni, gdzie trzymał konia, którego uratował przed zjedzeniem - snuje opowieść malarz. - Mówi: "Popatrz jaki fajny". Od tej pory szalałem, zrobiłem setki rysunków koni.
Dzisiaj koryto kojarzy się nam z polityką. Jest symbolem pazerności na władzę i pieniądze i mało kto pamięta, jak wygląda podłużne naczynie wydłubane w grubym pniu, do którego wsypywało się karmę i wlewało wodę dla zwierząt. Hugon Lasecki postanowił, że czas na nobilitację koryta. Na wystawie oprócz sześciu koryt zobaczymy 10 rysunków psów i koni.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto