Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zarażeni dobrym wirusem

Marcin Dybuk
M.Dybuk
Każdy człowiek może znaleźć się w sytuacji, w której będzie potrzebował pomocy. Im więcej będzie ludzi, którzy zdecydują się na bezinteresowną pomoc, tym więcej będzie miłości w naszym społeczeństwie - mówi arcybiskup Tadeusz Gocłowski.

- Promowanie ludzi, którzy z potrzeby serca pomagają innym, jest bardzo ważne - dodaje Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu.
- Żyjemy w czasach, gdzie epatuje się złem, tragedią. Świat, który nas otacza, jest jednak dużo bogatszy, bardziej kolorowy i piękniejszy. Warto pokazywać i doceniać dobro - przekonuje Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni.

Kiedy w 2006 roku w Katowicach runął dach hali widowiskowo-wystawienniczej, cała Polska była świadkiem dramatu setek ludzi. Ale była także świadkiem ludzkiej dobroci. Ratownicy dzień i noc szukali ludzi pod gruzami, taksówkarze za darmo przywozili rodziny poszkodowanych na miejsce wypadku, zwykli ludzie mieszkający w sąsiedztwie gotowali zupy dla jednych i drugich. Wtedy też w Trójmieście w redakcji "Echa Miasta" zrodził się pomysł akcji, której celem było odszukanie ludzi, którzy bezinteresownie pomagają innym. We wrześniu tego roku rozpoczęła się czwarta jej edycja. Do tej pory dzięki Czytelnikom gazety wyłoniono 30 Cichych Bohaterów. Są wśród nich osoby, które ratowały ludzi z tonącego samochodu, z płonącego domu, ale także tacy, którzy tworzyli nową rodzinę dzieciom, których nikt nie chciał. Tacy, którzy czas poświęcali osobom samotnym, kalekim. Są także opiekunowie zwierząt. Najmłodsi z bohaterów są nastolatkami, najstarsi już dawno cieszą się życiem na emeryturze, ale to nie oznacza, że siedzą całymi dniami przed telewizorem lub narzekają. Żyją pełną piersią, a raczej powinno się powiedzieć pełnym sercem. Tak jak Beata Kącicka, która wybrana została na Cichego Bohatera w 2007 roku. Kobieta opiekowała się upośledzonym dzieckiem wymagającym stałej rehabilitacji. Pani Beata, z zawodu nauczyciel terapii zajęciowej, zobaczyła maleńką Marysię w wejherowskim szpitalu. Dziewczynka leżała nieruchomo, nie nawiązywała nawet kontaktu wzrokowego. Kiedy dziecko wróciło do domu na wsi, dalej spędzało życie w łóżeczku. Rodzice Marysi - prości ludzie, którzy usłyszeli od lekarzy, że z tego dziecka i tak nic nie będzie - nie wiedzieli jak jej pomóc. Beata Kącicka postanowiła ją ratować. Zaczęła chodzić z Marysią po lekarzach i rehabilitować ją. Dziewczynka spędza w jej domu większość czasu. Chodzi na hipoterapię i rehabilitację. Wielkie serce wobec dzieci wykazali także Anna i Tadeusz Grzybkowie (Cisi Bohaterowie 2007). Był luty 2004 roku, kiedy stworzyli rodzinę zastępczą dla 9-letniej Marty, byłej podopiecznej Fundacji "Rodzina Nadziei" w Sopocie. Cztery miesiące później poproszono ich, aby zaopiekowali się niepełnosprawnym 12-letnim Pawłem. Na czas wakacji ośrodki były zamykane i właśnie ten czas miał spędzić u nich. Kiedy wakacje nieubłaganie zbliżały się do końca, chłopiec, wyczuwając sytuację, zapytał pana Tadeusza.

- Wujku, ja mam do wujka taką prośbę. Czy mógłbym nie jechać do ośrodka, tylko zostać z wami?
Mężczyznę zamurowało. Decyzja, choć nie była prosta, mogła być tylko jedna. Chłopak został. W ciągu kilku lat pobytu Pawła u państwa Grzybków chłopiec bardzo się zmienił. Rehabilitacja pomagała. Z dnia na dzień jego stan był coraz lepszy. Na pytanie, czy lubi mieszkać z ciocią i wujkiem, uśmiecha się i mówi krótko: - Bardzo.

Natomiast w dziesiątce cichych bohaterów pierwszej edycji w 2006 roku znalazł się wtedy 14-letni Kamil Dułak. Chłopiec dorósł nadzwyczaj szybko. Dwa lata wcześniej uratował młodszą siostrę z pożaru. Była godzina 22, kiedy chłopiec się obudził, bo było mu duszno. Widząc dużo dymu, przykrył siostrę kocem i zajrzał do łazienki. Paliła się pralka. Natychmiast otworzył okno i zaczął wołać rodziców, którzy pomagali piętro wyżej sąsiadom w remoncie. Ci, kiedy usłyszeli syna, przerażeni zbiegli na dół i otworzyli drzwi. Za nimi stał Kamil, trzymając pod ręką Anię. Cali czarni. Mieszkanie paliło się. Mama chłopca Róża Dułak przyznaje, że jest bardzo dumna z syna - rodzinnego bohatera. Chłopca zgłosiła babcia. Kupon wysłała w tajemnicy przed wszystkimi.

- Jak tylko zobaczyłam, że poszukujecie cichego bohatera, od razu pomyślałam o Kamilu - powiedziała "Echu Miasta" Elżbieta Dułak. - Miał 12 lat, a zachował się jak dorosły mężczyzna. Uratował siebie i siostrę. Uratował nas wszystkich. Nie wiem, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby doszło do tragedii.
Trudno słowami opisać wdzięczność pani Elżbiety i nie ma czemu się dziwić.

Na dobre słowo długo czekał Jerzy Wójcicki, który 11 grudnia 2002 roku zdecydował się na bohaterski czyn. Było kilka minut po godzinie 19, mężczyzna na drugiej zmianie w Zakładach Przemysłu Tłuszczowego sprawdzał czystość wód odprowadzanych do oczyszczalni. To była rutynowa kontrola. Nagle usłyszał krzyk pracownika ochrony:

- Jurek, samochód wpada do wody! Wójcicki uśmiechnął się pod wąsem i pomyślał: Żarty sobie urządza. Ale to nie był wcale żart. Kilkadziesiąt metrów od zakładu płynęła Martwa Wisła, tuż obok niej droga. Kierowca czerwonego seata ibizy stracił panowanie nad autem. Dachował, a następnie stoczył się do wody. W środku było pięć osób. Dwie dziewczynki w wieku 13 i 14 lat i trzech o kilka lat starszych chłopaków. Wójcicki razem ze strażnikiem natychmiast ruszyli na pomoc. Całe szczęście, że samochód dachował i miał wybite szyby. Dzięki temu czterem osobom udało się wypłynąć na tafle, a następnie na brzeg. Woda zaczęła wciągać najmłodszą pasażerkę. Wójcicki wskoczył do wody i ją uratował. Na dworzu minus 7 stopni Celsjusza. Wszyscy przemoczeni. Od Wójcickiego i strażnika niefortunni pasażerowie dostali suche rzeczy, gorącą kawę, herbatę. Kiedy już emocje opadły, młodzi ludzie nie pofatygowali się nawet, aby oddać ubrania. Jak przyznał pan Jerzy, po raz pierwszy słowo dziękuję usłyszał podczas gali Cichego Bohatera w 2006 roku. - To miłe, choć tak naprawdę chyba niepotrzebne - stwierdził. - Nie zrobiłem nic wielkiego.

To, co charakteryzuje wszystkich bohaterów wybranych podczas trzech edycji akcji "Echa Miasta" to skromność. Podczas gali w 2008 roku wszyscy laureaci mówili zgodnie, że oni nie zrobili nic wielkiego. Ale prawda jest inna. Aleksandra i Andrzej Baranowie z Gdańska stworzyli rodzinę zastępczą dla piątki niepełnosprawnych maluchów. Wszystkie otaczają szczególną miłością. W zajmowaniu się malcami pomaga im troje własnych dzieci. Przyjazd na galę Cichego Bohatera był wtedy ich pierwszym od dłuższego czasu wspólnym wyjściem z domu.

- Żeby poruszać się całą dziesiątką, musielibyśmy mieć chyba autobus - mówiła pani Ola.
Skromnością i zaangażowaniem zadziwiał w czerwcu 2008 roku 25-letni Michał Ordak, który na uroczystość przyjechał z niewidomą Zinaidą Karolewicz i jej prawie stuletnią mamą. Do akcji zgłosiły go osoby, którym od lat pomaga, przywracając nadzieję, że niepełnosprawni też na szacunek i miłość zasługują.
O cichych bohaterach można pisać długo. Każda z tych historii jest piękna. Ludzi, którzy są zarażeni wirusem pomagania innym, jest więcej niż może nam się wydawać. Trzeba ich tylko odnaleźć. Rozejrzeć się wśród znajomych, sąsiadów, koleżanek i kolegów z pracy i zgłosić do redakcji "Echa Miasta". Już niebawem kapituła wybierze kolejną dziesiątkę laureatów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto