Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zawód: kierowca

Piotr Weltrowski
Autobus zatrzymuje się przed przejściem. Kierowca Bogdan Hildebrandt rozgląda się nerwowo. Mijają cztery miesiące od dnia, kiedy przed tymi samymi pasami, z tego samego autobusu wywlekło go kilku pijanych osiłków.

Autobus zatrzymuje się przed przejściem. Kierowca Bogdan Hildebrandt rozgląda się nerwowo. Mijają cztery miesiące od dnia, kiedy przed tymi samymi pasami, z tego samego autobusu wywlekło go kilku pijanych osiłków. Dostał w twarz i uderzył głową w bok pojazdu. Mężczyźni kopali go. To jego pierwszy kurs na tej linii od czasu tamtych wypadków. Przez chwilę ma ochotę uciec z kabiny i biec przed siebie. Wytrzymuje presję i rusza dalej. Wierzy, że stany lękowe miną. Muszą minąć. Lekarz twierdzi, że potrwają góra rok.

Gdyński Zarząd Komunikacji Miejskiej nie prowadzi żadnych statystyk dotyczących napadów na kierowców, trudno więc określić prawdziwą skalę zjawiska.

- Firmy przewozowe nie zawsze informują nas o wszystkich tego typu wypadkach - mówi Mariusz Józefowicz z gdyńskiego ZKM. - Często dochodzą do nas informacje tylko o najbardziej drastycznych napadach.

A tych niestety nie brakuje. Tylko w tym roku w Gdyni doszło do trzech takich zdarzeń.
Połowa stycznia. Pracownica Przedsiębiorstwa Komunikacji Trolejbusowej zjeżdża trolejbusem linii 730 do pętli przy ul. Stryjskiej w Gdyni Redłowie. 44-letni Grzegorz J. atakuje ją bez powodu - wpada w szał, bo kobieta próbuje obudzić go po zakończeniu kursu. Uderza ją pięścią w twarz. Kobieta zamroczona pada na ziemię. Ochroniarze z pobliskiej zajezdni ruszają jej na pomoc i zatrzymują bandytę.

Noc z 12 na 13 kwietnia. Do autobusu linii N20, jadącego ul. Morską z Pustek Cisowskich w kierunku centrum wsiada grupa wyraźnie podpitych młodych ludzi. Na światłach przy Estakadzie Kwiatkowskiego do kierowcy podbiega dwóch mężczyzn. Obrzucają go wyzwiskami. Jeden ze sprawców wiesza się na obudowie kabiny i zaczyna kopniakami demolować kierownicę i deskę rozdzielczą. Przerażony kierowca wzywa policję, napastnicy wyskakują w biegu i znikają.

Wezwij psy

Najbardziej drastyczny jest jednak przypadek Bogdana Hildebrandta. Autobus linii 152 dojeżdża do gdyńskiego Oksywia. Pokonuje tę drogę dokładnie 54 razy dziennie. Jest marcowe popołudnie, godz. 15.40. Kierowca widzi grupę wyrostków przechodzących przez jezdnię. Zwraca na nich uwagę, bo zataczają się. Nie chce ich potrącić, zatrzymuje więc pojazd i czeka, aż wejdą na chodnik. Już chce ruszać, kiedy jeden z mężczyzn wraca i zatrzymuje autobus. Jego kompani podbiegają do drzwi i zaczynają kopać pojazd. „Wezwij psy!” - krzyczą. Kierowca wzywa policję i próbuje uspokoić napastników. Rozsierdzeni bandyci wywlekają go z autobusu.

- Butelka po wódce. To ona przykuwała moją uwagę - opowiada. - Leżę na ziemi, zbieram razy i zastanawiam się, kiedy jej użyją.
Pomoc nadeszła błyskawicznie. Najpierw do bijących podbiegł kierowca nadjeżdżającego z przeciwka autobusu, po chwili pojawił się także inspektor nadzoru ruchu. Kogut na jego samochodzie wystraszył bandytów. Uciekli, ale wkrótce policja schwytała cztery osoby. Przed sądem stanęła jednak tylko jedna.
- Kiedy pomyślę, że kolega, który ruszył mi z pomocą znalazł się w tym miejscu i w tym akurat czasie tylko dlatego, że wyjechał na trasę dwie minuty później niż przewidywał to rozkład, to przechodzą mnie ciarki - pan Bogdan zaciąga się nerwowo dymem. W pracy nie pali, kiedy jednak wraca pamięcią do wydarzeń z marca, odpala papierosa od papierosa. - Jestem pewien, że doszłoby do tragedii.

320 godzin w miesiącu

Kierowcy tworzą niezwykle solidarną grupę zawodową. Na każdym kroku podkreślają, że dla kolegów gotowi są ryzykować nawet życie. Łączy ich także wspólna codzienna harówka. Pracując na jednym etacie, wyjeżdżając w miesiącu średnio 180 godzin, kierowca zarobić może na rękę od 1,5 do 2,5 tys. zł. Dlatego też wielu z nich, decyduje się na dodatkowe zajęcie. Na co dzień jeżdżą w spółkach komunalnych, a w wolne dni dorabiają u prywatnych przewoźników. Zdarzają się rekordziści, którzy w miesiącu spędzają za kółkiem nawet 320 godzin. A ich praca, nie dość, że niebezpieczna, do lekkich nie należy.

- Cała złość i agresja pasażerów zawsze skupia się na kierowcach. Kiedy autobus stoi w korkach to na kierowcy wszyscy wyładowują swoje niezadowolenie - mówi Stanisław Taube, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej w Gdyni. - Kilka tygodni temu z ulic zniknęły też ostatnie Ikarusy, a wraz z nimi kabiny ochraniające prowadzących autobusy. Kierowców od pasażerów nie oddziela już nic. Duże zastrzeżenia mamy także do samych warunków pracy.
gigantyczne korki. Autobusy stoją w nich tak samo, jak wszystkie inne samochody. Często, aby nadganiać rozkład, kierowcy rezygnować muszą z czasu przypadającego im na odpoczynek podczas postoju na pętlach komunikacyjnych. Nawet kiedy czas na odpoczynek się znajdzie, to kierowców czekają kolejne wyzwania. Na większości pętli nie są zagwarantowane odpowiednie warunki sanitarne. Nie ma gdzie umyć rąk, a rolę łazienek spełniać muszą obskurne przenośne toalety.

Z miotłą na draba

Podczas rozmowy napięcie z kierowców schodzi. Chętnie opowiadają, zasypując rozmówcę dziesiątkami historii.
- Stoję w nocy przy gdyńskim dworcu, do odjazdu pozostało mi kilka minut, autobus jest pusty - mówi Łukasz Staniszewski, kierowca dopiero od 2,5 roku. - Nagle widzę, jak dwóch mężczyzn bije kobietę. Dzwonię na policję. W tym czasie dziewczyna wyrywa się napastnikom i wbiega do autobusu. Draby biegną za nią. Chwytam miotłę do zamiatania podłóg. Staję przed nimi. Mam szczęście. Rezygnują i uciekają.

Zdzisław Jarząb do Gdyni przyjechał 20 lat temu. Szukał pracy i kochał trolejbusy. Szybko stał się kierowcą. Do dziś siada tylko za kierownicą swoich ukochanych „trajtków”. - Nowy Rok, pięć lat temu, jadę rano linią 28, na ul. Kartuskiej, na wysokości skrzyżowania z ul. Morską, pod koła wbiega mi niespodziewanie facet w rozpiętej koszuli - opowiada. - Odbijam w lewo. Patrzę w lusterko, człowieka nie ma. Robi mi się gorąco. Nie potrąciłem go, ale świadomość, że w każdej chwili mogę kogoś zabić pozostaje do dziś.

Kiedy pytam o kursy po meczach piłki nożnej, kierowcy jeszcze bardziej się ożywiają.
- Zabrać mogę 100 osób, po meczu przeważnie jedzie znacznie więcej - ciągnie Zdzisław Jarząb. - Stary jelcz ledwo zipie. Kibice śpiewają, krzyczą, człowiek może się przestraszyć. Jestem sam, a ich ponad setka.
- Na szczęście po meczach każdy pojazd jest eskortowany przez dwa radiowozy - dodaje Łukasz Staniszewski. - Raz widziałem, jak kibice wybili koledze tylną szybę. Dał tylko znak światłami policjantom i w ciągu kilku chwil zrobili prządek.
Nie trzeba jednak grupy pijanych kibiców, aby na kierowcę sprowadzić kłopoty. Wystarczy krewka kobieta ...i krawat. Obowiązek zakładania tej części garderoby był dla wielu pracowników komunikacji miejskiej prawdziwe przekleństwo.

- Dwa lata temu do autobusu, który prowadziłem weszła kobieta, rozsypując wszędzie jedzenie - mówi Jerzy Kulczyk, przewodniczący komisji zakładowej NSZZ Solidarność 80 w Przedsiębiorstwie Komunikacji Miejskiej w Gdyni. - Zwróciłem jej uwagę i poprosiłem, aby opuściła pojazd. Ona tymczasem chwyciła mnie za krawat i zaczęła dusić. Było samo południe, pełen autobus, a ja nie mogłem się nawet bronić.
Przynajmniej teraz, w wakacje, kierowcy mogą jednak odetchnąć od krawatów. Po fali protestów związków zawodowych wprowadzono przepis, który pozwala kierowcom jeździć bez nich od godz. 8 rano aż do końca dnia. Przepis ten jednak obowiązywać będzie tylko do końca września. Kiedy więc skończą się upały - krawaty wrócą. Wróci też problem.

Monitoring na całe zło

Pocieszające jest to, że zdaniem samych kierowców, do naprawdę drastycznych napadów dochodzi coraz rzadziej. Do sytuacji, jaka panuje na zachodzie Europy cały czas jednak wiele nam brakuje. W dużej mierze jest to kwestia kultury pasażerów, ale nie tylko.
- W wielu krajach po ulicach jeżdżą praktycznie cały czas autobusy przegubowe - tłumaczy Marcin Gromadzki, rzecznik gdyńskiego Zarządu Komunikacji Miejskiej. - Pojazdy są znacznie mniej zatłoczone, a pasażerowie w związku z tym spokojniejsi. Wyjątkiem jest Francja. Tam z kolei w trosce o bezpieczeństwo kierowców, autobusy jadące przez peryferyjne dzielnice posiadają… wbudowane toalety. Żeby nawet na pętlach kierowcy nie musieli opuszczać pojazdów.

Na Zachodzie powszechny jest także monitoring. W Polsce jest on dopiero wprowadzany. Niemal wszyscy kierowcy, urzędnicy, policjanci są przekonani, że okaże się on lekiem na całe zło. Wyłamuje się tylko Bogdan Hildebrandt.
- Kamery? Ja tam w nie nie wierzę. Zamroczonych alkoholem bandytów nie odstraszą - mówi. - Po tym, co przeżyłem, nie wiem, jak znów zachowam się, kiedy stanę przed takim niebezpieczeństwem. Wiem natomiast jedno. Kiedy zagrożony będzie któryś z moich kolegów, nie będę się zastanawiać, stanę w jego obronie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto