Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Grygorec, spiker Wybrzeża Gdańsk: Żużel może skorzystać na tym, że reglamentowany produkt jest trudny do osiągnięcia [WYWIAD]

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Zbigniew Grygorec to spiker, którego głos kibice Wybrzeża Gdańsk znają już od 26 lat
Zbigniew Grygorec to spiker, którego głos kibice Wybrzeża Gdańsk znają już od 26 lat Jerzy Gajewicz
Zbigniew Grygorec, spiker Wybrzeża Gdańsk, opowiada nam tym, dlaczego żużel jest odmrażany w Polsce jako jedna z pierwszych dyscyplin, o tym, że chociaż garstka kibiców powinna być na trybunach w trakcie meczu oraz o tym, że kluby nie będą w najbliższym czasie złotymi kurami.

Co u pana słychać? Jak mija panu ten czas w izolacji?
Na pewno brakuje mi żużla. Powiem szczerze, że już w lutym praktycznie żyliśmy rozpoczęciem sezonu. Na połowę marca mieliśmy wyznaczone w Warszawie spotkanie spikerów żużlowych. To coroczna, jednodniowa konferencja szkoleniowa, gdzie spotykają się spikerzy ekstraligi, I ligi i II ligi. To zawsze okazja, żeby wymienić się poglądami. Pracujemy najpierw wspólnie, a potem w podgrupach. Wtedy już zawsze czuć, że sezon jest za pięć dwunasta. W tym roku tego seminarium nie było. W kwietniu nie rozpoczęliśmy ligi, a o tej porze, w maju, bylibyśmy już po kilku kolejkach spotkań i kibice mieliby o czym mówić. Już by były roztrząsane kwestie: kto zbudował lepszy, a kto gorszy skład, kto lepiej przygotował się do sezonu, a kto ma problemy.

Na razie na takie dyskusje musimy poczekać. Z powodu pandemii koronawirusa stadion w Gdańsku jest pusty.
Ja wiem, że w Gdańsku mamy trochę takich kibiców sukcesu. Kiedy zespołowi idzie lepiej, wtedy ten stadion się zapełnia. Mamy Lechię, która przyciąga duże rzesze fanów. Zimą jest hokej, a w okresie wiosennym mamy przecież jeszcze siatkówkę i koszykówkę na dobrym poziomie. Zorientowanym kibicom nie muszę tłumaczyć, że imprez sportowych mamy więcej, niż w innych miastach. Z całym szacunkiem, ale w Grudziądzu czy Ostrowie Wielkopolskim kibice utożsamiani są z jedną dyscypliną. Teraz mamy wymuszoną przerwę. Jestem pełen szacunku dla prezesów klubów, że zdecydowali się ten sezon rozpocząć. Obojętnie w jakim kształcie, nawet z opóźnieniem. Może się wydawać, ale rok przerwy dla dyscypliny może dużo popsuć. Dla żużlowców też, bo jako zawodowcy muszą jakoś funkcjonować. A inwestycje poczynili – robili je jesienią, zimą - kiedy jeszcze nie było wiadomo, jak ten sezon będzie wyglądał.

CZYTAJ TAKŻE: Marcin Gałek, spiker Lechii Gdańsk: Cała frajda polega na tym, że na stadionie jest publiczność i jest z nią interakcja

A jak to wygląda w pana przypadku? Czy w kontekście zawodowym mocno pan odczuł tę przerwę?
Zajmuję się doradztwem gospodarczym, a wiadomo, że kłopoty w gospodarce się pojawiły. Jeśli klienci mają problemy, to mam przez to więcej pracy. Mam świadomość, że firmom jest trudniej pozyskać towary, sprzedać je, wykonać usługi, ale też trudniej jest z pracownikami. Niestety, nie wszystkie branże się jeszcze otworzyły. Przy zdecydowanym spadku przychodów, jakoś jednak funkcjonuję. Mam stałe firmy, z którymi funkcjonuję i dzięki temu nie jest źle. Byle nie było gorzej.

Pana głos na meczach Wybrzeża słychać już od 26 lat…
Już wielokrotnie w klubie zgłaszałem, nie powiem, że odejście na emeryturę, ale mówiłem: szukajcie młodego, bo przecież nie będę wiecznie prowadził tych zawodów żużlowych. (śmiech) Śmiałem się już kiedyś z Mirkiem Berlińskim, że jesteśmy osobami najdłużej pracującymi w Wybrzeżu. Mirek, jak już skończył karierę, to praktycznie od razu został w klubie i nadal w nim jest. Pracował jako kierownik, zawsze jest też kierownikiem zawodów, a trenerem jest aktualnie.

Żużel, obok piłki nożnej, ma pierwszeństwo w Polsce, jeśli chodzi o odmrażanie sportu. Start PGE Ekstraligi 12 czerwca jest już pewny. A co z I ligą, która ma wystartować 15 lipca? Jak pan to widzi?
Tak jak wspomniałem, bardzo słusznie postąpili prezesi klubów, którzy wspólnie uzgodnili start sezonu. Zakłada się, że pierwsze mecze będą odbywały się bez kibiców. To koszt, który można ponieść. Nie możemy przecież zapominać, że żużel w Polsce jest i jest popularny. Część osób lubi mecze na żywo oglądać, część w telewizji, więc jest to potrzebna dyscyplina. Umówmy się, że żużel przynosi nam sukcesy na arenie międzynarodowej. Niewiele jest takich dyscyplin, gdzie co jakiś czas mamy medal mistrzostw świata drużynowych czy indywidualnych, jak ostatnio Bartka Zmarzlika. Ktoś powie, że żużel jest sportem niszowym. Zgoda, bo nie jest na świecie tak popularny jak piłka nożna. Jest bardzo popularny w Szwecji, Danii, czy Wielkiej Brytanii, o Polsce nie wspominając. Odbieram więc bardzo pozytywnie informację o rozpoczęciu sezonu. Myślę, że uda się rozpocząć. A jak uda się wystartować, to będzie już łatwiej. Być może w trakcie sezonu uda się wypracować takie stanowisko, że mimo obostrzeń chociaż garstka kibiców będzie te mecze oglądać. W Gdańsku mamy stadion na 10-12 tysięcy osób, ale nie mówię, że wpuśmy 8 tysięcy osób. Niech to będzie jedna piąta, czy nawet jedna szósta. Powiem szczerze, że nie ma nic gorszego niż speedway przy pustych trybunach. Być może do lipca to się troszeczkę unormuje. Na to przecież liczymy. Myślę, że taki reglamentowany produkt jest trudny do osiągnięcia, a wtedy pojawiłoby się nagle bardzo wielu chętnych do oglądania zawodów na żywo. Nawet, gdyby miejsc dostępnych na trybunach było tysiąc, czy dwa tysiące.

CZYTAJ TAKŻE: Tomasz Rybiński, spiker Arki Gdynia: Wierzę, że są liczne osoby, które nie pozwolą Arce zniknąć z piłkarskiej mapy Polski

Czynnikiem decydującym o starcie w przypadku żużlowej ekstraligi jest siła przekazu telewizyjnego. W niższych ligach tak to już nie wygląda, a przy pustych trybunach to już zupełnie inaczej się jeździ.
Zgadzam się z panem. Powinna być chociaż garstka kibiców na trybunach plus transmisje telewizyjne. Nie oszukujmy się, telewizja napędza koniunkturę i kibiców. Potrafi pokazać zawody z różnych ujęć. Nie zamierzam ukrywać, że w trakcie meczu siedzę obok sędziego i niejednokrotnie nie wszystko uda się dojrzeć na drugim łuku toru. To samo mają kibice, którym czasem ktoś widok zasłoni, w danej chwili spoglądają w inne miejsce stadionu lub skupiają się na pierwszym zawodniku, a dana sytuacja dotyczy trzeciego. Telewizja umożliwia powtórki z kilku kamer, w zwolnionym tempie. Inny odbiór faulu mają kibice na stadionie, a inny ci przed telewizorami. Nawet sędziowie muszą korzystać z dobrodziejstw technologicznych, bo oko bywa zawodne.

I liga jest specyficzna ze względu na udział łotewskiego Lokomotivu Daugavpils. Jak zapatruje się pan na ich obecność w grze, kiedy granice są przecież zamknięte?
Łotyszy bardzo lubię. Oni są też lubiani przez kibiców. Zawsze jeździ za nimi malutka grupa ludzi poubieranych w charakterystyczne czerwone stroje. Lokomotiv już przecież wiele lat jest w naszej I lidze. Początkowo wydawało mi się jednak, że ze względu na nich nie może cierpieć cała stawka. Przeczytałem jednak, że Litwa od 11 maja otwiera granicę z Polską. Do startu ligi jeszcze dużo czasu i wiele może się zmienić. Wydaje mi się, że trzeba postarać się, aby liga pojechała w pełnym składzie, czyli z udziałem ośmiu drużyn. Dwa lata temu Wanda Kraków nie wystartowała i przerabialiśmy takie „kulawe” kolejki, kiedy jeden z zespołów pauzował. Drużyny mają potem przejechaną nierówną liczbę meczów, co nie sprzyja ani tabeli ani sportowemu widowisku. Wiem, że Łotysze mają nie najmocniejszy skład w tym sezonie, ale powinni pojechać. Mecze z nimi są zawsze ciekawe, a w Gdańsku sprawowali się zazwyczaj fajnie i czasami musieliśmy nawet uznać gorycz porażki. Jeśli to się nie uda, to szkoda. Raczej nie będzie możliwości dokooptowania kogoś do I ligi bez awansu sportowego, co też jest zrozumiałe dla mnie. Trzymam jednak kciuki za udział Lokomotivu w zawodach, chociaż wiem, że daleki wyjazd na Łotwę nikomu nie jest po drodze.

Pan się nastawia w ogóle na pracę w roli spikera bez udziału publiczności?
Nie konsultowałem tego z kierownictwem klubu. Spoglądałem jednak do regulaminu sanitarnego opublikowanego przez Polski Związek Motorowy. Tam bardzo szczegółowo rozpisane jest, kto może być na zawodach, gdzie musi przebywać, żeby nie krzyżowały się drogi osób funkcyjnych itd. Z rozpaczą nie przeczytałem tam nic o spikerze. Zależne to będzie zapewne od tego, czy będą na mecze wpuszczani kibice. Nie do końca to rozumiem, bo często sędzia korzysta z pomocy spikera na przykład w sytuacji, kiedy trzeba zwrócić uwagę osobom funkcyjnym lub podać informację ogólną. Sędzia oczywiście jest skomunikowany z kierownikiem startu, z parkingiem zawodów i kierownikiem zawodów, ale to jest wiadomość dla jednej osoby. Mój komunikat słyszą natomiast wszyscy na stadionie. To szybsza i wygodniejsza dla wszystkich forma. Jeżeli będą puste trybuny, to najprawdopodobniej mnie nie będzie. A jeśli jakaś grupa kibiców będzie wpuszczana, to i ja pojawię się na meczu.

CZYTAJ TAKŻE: Michał Rudnicki, spiker Trefla: Gdyby w sporcie dostępne były teraz spotkania B-klasy, to wszyscy chodziliby na nie [WYWIAD]

W żużlu, sporcie ekstremalnym, pieniądze grają dużą rolę. Jesteśmy przed sezonem wyjątkowym, bo kluby mają mniej, niż zakładały w budżecie jeszcze kilka miesięcy temu. Jak to pana zdaniem wpłynie na dyscyplinę?
Na pewno kluby musiały usiąść jeszcze raz i przeliczyć zasobność portfeli. Wielu sponsorów nie tyle, że wycofali się ze wsparcia, co sami przeżywają trudności. To jest ból. Nie jest tak, że sponsor umową zobowiązał się do pewnych świadczeń i sprawa jest zamknięta. Jeżeli z racji trudnej sytuacji na rynku ma problemy, to nie sposób wymagać, aby zamiast dbałości o utrzymanie miejsc pracy, przekazywał jakieś środki na sport. Z drugiej strony zainteresowanie telewizji transmisjami jest duże, bo telewizje traktują je jako produkt. Otrzymują ten produkt od Polskiego Związku Motorowego czy Głównej Komisji Sportu Żużlowego i u siebie go „sprzedają”. Pieniądze z tego źródła mogą być dla klubów ważne w kontekście utrzymania się. Kluby czeka renegocjacja kontraktów z zawodnikami, co też wydaje się kwestią bezdyskusyjną. W normalnych warunkach w lipcu część zasadnicza sezonu praktycznie dobiegała końca. W sierpniu często zaczynały się rozgrywki play-off, czy walka w czwórce. A my w lipcu prawdopodobnie będziemy dopiero startować. Stąd pewnie takie założenia, że objedziemy tylko część zasadniczą, na zasadzie każdy z każdym, po jednym meczu u siebie i na wyjeździe. Na tym koniec. Tak zostanie wyłoniona czołówka i miejsce spadkowe. Gdyby nie było awansów i spadków, to umówmy się, że sezon byłby sztuką dla sztuki. Bez tych warunków nie opłacałoby się ściągać obcokrajowców i postawić na juniorów. Kibice przed telewizorami nie chcieliby oglądać meczów z udziałem sześciu juniorów. Wiadomo, że nie wszyscy będą walczyli o awans, ale niektórzy będą chcieli uniknąć spadku. W takim wariancie zaangażowanych drużyn jest więcej.

Na co stać będzie Wybrzeże Gdańsk?
Mamy parę ciekawych nazwisk. Na pewno są duże oczekiwania co do Petera Kildemanda, który sobie w ekstralidze nie radził, ale potencjał ma. Myślę też, że gwarantuje więcej kibiców na stadionie, bo to zawodnik, który potrafi jechać. Nieraz w ekstralidze pokazał, że jego akcje są widowiskowe. Kibice na pewno są spragnieni oglądania Wybrzeża, które zmontowało całkiem fajny skład. Są inni obcokrajowcy (Szwed Jacob Thorssell oraz Duńczycy Mikkel Bech, Rasmus Jensen – przyp.) i jeśli uda się w pełnym składzie pojechać, to jako kibice gdańscy może będziemy zadowoleni.

Co pana zdaniem zmieni się w świecie sportu żużlowego po pandemii koronawirusa?
Myślę, że kluby i zawodnicy inaczej będą patrzeć na kwestie rozliczeń. To nie jest tak, jak 7-8 lat temu, kiedy zawodnicy prześcigali się w żądaniach, a kluby jeszcze je nawzajem podbijały, rywalizując między sobą. Krążyły plotki o kwotach za samo podpisanie kontraktu i nie mówię tu o samej „punktówce” za starty. Było to oczywiście krytykowane, że w Szwecji i Wielkiej Brytanii takich opłat nie ma. Wydaje mi się, że teraz będzie refleksja z obu stron, że klub to nie jest złota kura, która ciągle będzie tylko płacić. Prezesi pieniądze pozyskują od sponsorów, telewizji i w postaci cegiełek, jakimi niewątpliwie są bilety. Kupienie biletu za 10, 20 złotych to też drobna cegiełka dołożona do funkcjonowania klubu. Starajmy się zagospodarować to, co mamy, bo może być gorzej. W tym roku rzeczywiście jest gorzej. Być może w kolejnym wróci to troszeczkę na właściwe tory.

Żużlowcy wrócą na tor w czerwcu. Spotkania bez udziału publiczności
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto